poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XXIV



Oczami Eileen
                Nie musiałam biec długo. Po około dziesięciu minutach moim oczom ukazała się zielona ściana żywopłotu. Nigdzie nie było wejścia, a na około nie dało się go obejść, bo był zbyt rozległy. Może to i dobrze. Nie, nie mogę stchórzyć, muszę być silna tak jak Alex. Zadziwiający jest jego zapał, ale to co powiedział w pałacu Nagro zakuło mnie w sercu. Rozumiem, że Alice to jego bratnia dusza i pewnie nie mógłby postąpić inaczej, ale jest moim bratem i fakt, że nie jestem dla niego, aż tak ważna boli. Z zrezygnowaniem oparłam się o krzak. Niespodziewanie ściana zaczęła się rozstępować ukazując zieloną ścieżkę. Przełknęłam ślinę i weszłam do środka. Roślina z powrotem zasunęła się zamykając mnie w labiryncie. Ruszyłam do przodu. Starałam się użyć wampirzych zdolności, ale nic nie pomagało. Żadnych dźwięków czy zapachów.
                Błądziłam, wiele razy skręciłam tam gdzie nie powinnam. Labirynt jakby żył, starał się mnie pozbyć ze swojego wnętrza w jakikolwiek sposób. Korzenie próbowały chwycić mnie za ręce bądź nogi i wciągnąć pod ziemię, gałęzie przemieniły się w ostre, małe kołki.
Biegłam na oślep omijając przeszkody. Miałam podrapane ciało i liczne rany kłute, które nie chciały się goić. Niespodziewanie wpadłam na idealnie okrągłą polanę z lekkim wzniesieniem, na środku którego siedział brązowowłosy anioł. Na plecach miał złożone dwa, ogromne, białe skrzydła.
-Podejdź.- W moich uszach rozległ się jego melodyjny głos. Podeszłam bliżej i poczułam energię bijącą od niego, która zdawała się promieniować. Moje rany natychmiastowo zniknęły pozostawiając moją skórę bez skazy.- Nie wielu udało się przejść przez labirynt. Zdałaś próbę i doszłaś do mnie.
-To ty kierujesz labiryntem?
-Oczywiście. Jestem z nim połączony.
-Myślałam, że anioły starają się ratować ludzi, a nie ich zabić.
-Nie jesteś człowiekiem. Na śmierć odpowiadam śmiercią. Jak się nazywasz wampirzyco?
-Eileen, a ty?
-Seneriel.
-Dlaczego siedzisz w środku… niczego?
-Ah ta wasza przyziemna ciekawość.- Westchnął.- Bynajmniej mam z kimś okazję porozmawiać. Najwyższa Rada tak mnie ukarała za próbę wpłynięcia na wydarzenia, a nie mamy takiego prawa chyba, że Rada tak powie. Byłem aniołem stróżem pewnej dziewczyny. Każdy z nas wie jaka czeka przyszłość na jego podopiecznego. Naszym zadaniem jest chronić ich przed ciemnością, złem, demonami, śmiercią, możemy w pewien sposób nimi kierować, ale jeśli nie uda nam się i dojdzie do najgorszego nic nie możemy na to poradzić. Lena, tak się nazywała, miała wypadek, zginęła. Chciałem zmienić bieg wydarzeń, cofnąć to, lecz zostałem przyłapany i tak oto skończyłem tutaj. Ciężko być stróżem, ponieważ jesteśmy połączeni z daną osobą i gdy dzieje jej się coś złego chcemy ją za wszelką cenę uratować. Dlatego często wybieramy złe posunięcie.
-Przykro mi.
-Nie po to tu przyszłaś. Jakie jest twoje życzenie?- Zastanowiłam się czy nie mógłby przywrócić Alice życia, ale z tego co mówił to chyba wykracza to poza jego kompetencje.
-Potrzebuję jedno pióro z twojego skrzydła.
-Dobrze.- Zgiął rękę do tyłu i jednym szarpnięciem wyrwał sobie śnieżnobiałe piórko.- Proszę.
-Dziękuję.
-Nie martw się, labirynt nie będzie ci już utrudniał drogi.- Pokiwałam głową i zerwałam się do wyjścia. Krzaki uformowały się prosto wskazując mi drogę powrotną. Historia opowiedziana przez Seneriela zaintrygowała mnie. Byłam ciekawa czy i ja jeszcze posiadam swojego własnego stróża. Miło było by wiedzieć, że ktoś czuwa nad tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Uśmiechnęłam się pod nosem i z triumfem na twarzy wróciłam do Alexa, Colina i Cedrika.
-Masz?
-Jasne.- Zjawa wyciągnęła do mnie rękę. Wręczyłam mu moją zdobycz, był wyraźnie zadowolony.
-Bardzo dobrze. Colinie ty pójdziesz do lasu i przyniesiesz mi kieł przemienionego wilkołaka. Jedna wskazówka ode mnie, to nie jest taki wilkołak jak ty. Tutaj księżyc zawsze jest w pełni, a słońce działa tak samo jak on. Jeśli się tu urodziłeś i uaktywniłeś klątwę będziesz zwierzęciem na wieczność. Podsumowując on nie przemieni się, gdy go o to poprosisz.- Widziałam strach malujący się na twarzy chłopaka, ale nikt inny nie mógł tego zrobić. Wampir mógłby przypłacić to życiem, jedno ugryzienie i padamy martwi.
-Dam sobie radę.
-Mam nadzieję.- Rzekł Cedrik. Colin ruszył biegiem na zachód. Martwiłam się, jeśli się nie przemieni jest praktycznie zwykłym człowiekiem. Jeśli mu się nie uda Alice już na zawsze pozostanie martwa, a tego nie zniósł by Alexander. Ponownie stałby się żądną krwi bestią, samolubną oraz mroczną, bez żadnych zahamowań. 

~~~~~~~~~~~~

Witajcie ! 
Co nieco udało mi się napisać... Przepraszam, ze nie informuję o NN, ale mój internet strasznie zamula i ledwo udaje mi się google otworzyć, więc przepraszam :)

Pozdrawiam i  do napisania ;**

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział XXIII



Oczami Alexandra
Przez całą noc, ani razu nie zmrużyłem oka. Nie mogłem, pod moją czaszką kłębiło się zbyt wiele myśli, które nie dawały spokoju. Bałem się, nie o siebie, lecz o Alice. Śmierć była okropna, ale nie dla mnie. Ja mogłem umrzeć, bo czy wieczny spoczynek nie jest największym ukojeniem dla duszy?  Wszyscy mówią, że śmierć jest okropna. Może to prawda, ale dla mnie pierwsze chwile po powrocie, po przemianie, kiedy zaczerpnąłem tchu, kiedy poczułem ucisk w klatce piersiowej i palący ból w gardle były jeszcze gorsze. Odsunąłem tę myśl.
                Patrzyłem obojętnie przed siebie. Obróciłem się niespokojnie w łóżku. Już czas iść. Wstałem i ruszyłem do wyjścia. Przy drzwiach stał Colin. Wymieniliśmy się tylko kiwnięciami głowy.
-Gdzie Kris?
-Nie ma go w domu. Shelia powiedziała, że wyszedł i nie wie kiedy wróci.
-Dziwne.-  Po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy do pałacu Pierwszego. Zdziwiło mnie nagłe zniknięcie Krisa. Miał nam przecież pomóc.
                Po drodze zboczyłem na chwilę z kursu. Musiałem mieć dużo sił. Upolowałem dwie kobiety po czym wróciłem do Colina. Bez słowa ruszyliśmy dalej. Tym razem do pałacu zostaliśmy wpuszczeni bez zbędnych pytań. Od razu przeszliśmy do głównej sali, gdzie Nagro czekał na nas wraz z moją siostrą u swego boku.
-Witajcie! Proszę, twoja siostra jest cała i zdrowa. Jesteście gotowi stawić czoła wyzwaniom jakie czekają na was za drzwiami ?
-Oczywiście.- Powiedziałem przez zęby.
-A gdyby jeszcze jedna bliska ci osoba zginęła…- stanął za Eileen i zaczął głaskać ją po ramionach- której z nich podałbyś lek?- Z wampirzą siłą i prędkościom wbił rękę w klatkę piersiową Eileen. W jej oczach zaszkliły się łzy. Wiedziałem, że w każdej chwili mógł wyrwać jej serce i z przyjemnością wymalowaną na twarzy pozbawić jej ciało życia.
-Nie! Puszczaj ją!
-Odpowiedz.- Warknął.- W twoich rękach leży jej życie.- Co miałem mu powiedzieć? Do jasnej cholery chodzi o moją siostrę i moją ukochaną! Oddychałem ciężko, choć nie musiał bym robić tego wcale. Westchnąłem.
-Dałbym je tej dla której tu przyszliśmy.- Wampir mruknął i powoli wyciągnął rękę z Eileen, która opadła, jak płatek kwiatu, na podłogę krztusząc się. Moje ciało ogarnęła ulga, a zarazem niepokój, po Pierwszym nie można spodziewać się niczego. W sekundę znalazłem się przy siostrze. Kucnąłem obok niej, rana od ręki Nagro zagoiła się pozostawiając tylko krwisty ślad na ubraniu i skórze.
-Okej?
-Myhm.- Starszy wampir klasnął w dłonie.
-Jak uroczo.- Wyprostowaliśmy się patrząc wrogo w stronę potwora.
-Możesz już w końcu pokazać te cholerne drzwi?!
-Nie unoś się tak.- Nagro ponownie klasnął w dłonie, a błękitna kotara przysłaniająca ścianę została podciągnięta w górę ukazując trzy pary drzwi.- Pierwsze, jeśli się nie mylę.- Uśmiechnął się złośliwie. Cały czas obserwując go całą trójką podeszliśmy do wskazanego wejścia. Nacisnąłem stanowczo klamkę i pchnąłem drzwi do przodu. Naszym oczom ukazała się piaszczysta droga wijąca się między zielonymi polami porośniętymi najróżniejszymi roślinami. Weszliśmy do środka zupełnie innego świata. Było tu barwnie, ptaki śpiewały. Słońce wisiało wysoko na niebie, ale o dziwo nie raziło.
-Jak w raju.- Szepnęła Eileen jednocześnie z Colinem.
-Jak byś się postarała to też byś mogła mieć taki ogródek z tyłu naszego domu.
-Bardzo śmieszne. Panie mądry, w którą stronę?
-Myślę, że należy iść ścieżką.
-Więc chodźmy.- Zmarszczyłem brwi i ochoczo, z moją drużyną, ruszyłem do przodu. Byle przed siebie.
                Po około godzinnym marszu doszliśmy do końca ścieżki. Najnormalniej w świecie się urwała, a za nią rozpościerało się morze zieleni.
-Nie, nie, nie! To nie tak ma się skończyć!
-Alex uspokój się.
-Nie!
-Uspokójcie się. Nerwy w niczym nie pomagają.- Przed nami znikąd pojawiła się zjawa mężczyzny. Był lekko nie wyraźny.- Nazywam się Cedrik. To czego szukacie jest przed wami, a ja jestem tego strażnikiem.
-Przecież tu nic nie ma.
-Nie zdawaj się tylko na swe oczy. Nic nie widzicie dla bezpieczeństwa. Lekarstwo nie może wpaść w niepowołane ręce. Czuję, że zależy wam na nim.
-Nie inaczej.
-Dobrze. Mnie zależy, aby znowu powrócić do świata żywych i zemścić się na bracie. Byłem wampirem, tak jak mój brat Nagro Pierwszym. Wykonacie trzy zadania, po jednym na każdego. Dziewczyna wejdzie do labiryntu i przyniesie pióro ze skrzydła anioła.
-Gdzie go znajdę?- Spytała.
-Idź w stronę Słońca. Żeby nie było oszustwa wy zostaniecie tutaj wraz ze mną.- Chciałem postąpić krok w stronę Eileen, ale nie mogłem. Niewidzialna siła trzymała mnie w miejscu. Spojrzałem na Colina, on również nie mógł się ruszyć.- No już, nie zwlekaj.- Eileen z wampirzą gracją zniknęła nam z pola widzenia. Pozostało tylko czekać. Znowu.

~~~~~~~~~~

Witajcie ! 

Dziś tak krótko bo mi internet strasznie zamula i nawet nie mogę normalnie pisać :/
Rozdział krótki, ale oby był dobry. Proszę tylko o szczere komentarze :)

Pozdrawiam i do napisania ;*

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział XXII



Oczami Alexandra
                Próbowałem uspokoić rozszalałe emocje myśląc o dobrych chwilach, Alice. Nic jednak nie pomagało. Byłem zbyt zdenerwowany. Mroczna część mojego wampiryzmu brała górę. Miałem wszystkiego dosyć. Nic nie szło po naszej myśli, zresztą jak zawsze.
-Kris muszę się napić.
-Colin wróć lepiej do mnie.-
-Jasne.- Mruknął i zaczął się oddalać.
-Więc?
-Spijalnia…
-Chcę zapolować.
-Domy stoją otworem.- Uśmiechnąłem się złowieszczo i w wampirzym tempie zacząłem kierować do miasta. Po drodze minąłem jakąś dziewczynę, gwałtownie zatrzymałem się. Przecież to idealna okazja do polowania. Położyłem się na ziemi udając martwego. Minęło kilkanaście minut za nim moja przyszła ofiara doszła do mnie. Jej serce przyśpieszyło, krew zaczęła szybciej płynąć. Dziewczyna nachyliła się i potrząsnęła mną. Nie zareagowałem.
-Proszę pana? Czy coś się panu stało?!- Jej głos był lekko przerywany, zachrypnięty była spanikowana.
-Wiele rzeczy.- Podniosłem się do pozycji siedzącej, spojrzałem w jej rozszerzone, czekoladowe oczy, w których czaił się strach. Musnąłem palcami szyję dziewczyny na co ona zdecydowanie odsunęła się. Wstałem, podszedłem do niej i nachyliłem do ucha.
-Zdradź mi swoje imię.
-Aria.- Wyszeptała lekko drżącym głosem.- Proszę nie zabijaj mnie.- Wyłkała.
-Czemu nie?- Schowałem policzki dziewczyny w swoich zimnych dłoniach.- Jesteś przecież nic nieznaczącym człowiekiem. Nic nie osiągnęłaś i tak pozostanie do końca twojego marnego życia.
-Proszę…
-Ciii.- Moje oczy poczerniały, a zęby zmieniły się w długie, ostre kły. Krzyczała i szarpała się, tłukąc mnie pięściami oraz kopiąc. Zatopiłem kły w ciele Arii bez cienia delikatności czy finezji. Do mojego gardła wpływała gorąca, gęsta ciecz. Życiodajny płyn pełen cudzych pragnień rozpalał zmysły. Piłem coraz szybciej bez jakichkolwiek zahamowań. Kiedy zwisła bez życia, puściłem ją. Upadła martwa na ziemię. Leżała  bez ruchu u moich stóp, jej twarz nie wyrażała nic, oczy były puste, policzki blade.
Dotknąłem ust, a kiedy odsunąłem od nich rękę, ociekała krwią. Już dawno nie straciłem w taki sposób kontroli nad sobą. Jestem bestią nie człowiekiem i brakuje mi tego! To jest właśnie nieśmiertelność.





                Odsunąłem się na bok, odwróciłem i zacząłem biec szybko i bezszelestnie do pałacu Krisa. Słyszałem tylko bicie swojego serca i głuche dudnienie w czaszce. Zawsze robiłem to co chciałem. Nigdy nikt mnie nie karał, nawet nie próbował, ale teraz czułem niepokój na duszy. Miałem wrażenie, że ktoś w milczeniu obserwuje moje poczynania.
                Dobiegłem do pałacu i od razu skierowałem się do salonu, w którym stał dobrze zaopatrzony barek. Wyciągnąłem pierwszą z brzegu butelkę, odkręciłem i pociągnąłem spory haust alkoholu. Usiadłem na lekko wytartym, skórzanym fotelu wpatrując się w tańczące w kominku płomienie.
-Zaproponowałbym coś mocniejszego niż gin.- Wzruszyłem tylko ramionami.- Czarna Róża to jest coś idealnego dla wampira.- Spojrzałem od niechcenia na przyjaciela, który w ręku trzymał czarną butelkę.
-Co to niby jest?
-Wino z czarnej róży z dodatkiem anielskiej krwi. Procentowo klasyfikuje się tak samo jak zwykłe wino. Natomiast krew anioła działa jak wspomagacze. Poczujesz się jak byś mógł góry przenosić.- Wyrwałem mu butelkę z rąk, otworzyłem i napiłem się. Uderzyła we mnie fala czystej energii oraz lekko gorzkawy posmak. Zakręciło mi się w głowie.- Jeśli nigdy nie próbowałeś radzę pić powoli.
-Niezłe.
-Weź sobie i idź się ogarnij.
-Tak, myślę, że to dobry pomysł.- Pokiwałem głową i ruszyłem korytarzem. Wspiąłem się po schodach kierowałem się do swojej sypialni. Niespodziewanie wcześniejsze drzwi, bez żadnego dźwięku, uchyliły się. Coś pchało mnie w tamtą stronę. Cicho wszedłem do biura połączonego z biblioteką. Pachniało tu starymi książkami i atramentem. Przez duże wykonane z ciemnego drewna biurko przemknął wiatr. Podszedłem bliżej. Moją uwagę przykuł rozwinięty list. Wziąłem go do ręki i zacząłem czytać. Trochę nie ładnie, ale cóż okoliczności same się nasuwają.

Drogi Kristoferze!
                Pragnę już się spotkać z tobą, ale wiem, że najpierw musisz wyrwać się z rąk tego ohydnego wampira. Proszę kochany zdradź mi co sprawi, że znowu będziemy razem? I czy to długo potrwa? Mam jeszcze jedną prośbę nie narażaj się bez potrzeby…
Twoja na zawsze Rebeka.

I co to niby ma oznaczać? To, że jego ukochana żyje nie jest dziwne, stała się wampirem i tyle. Na innej, czystej kartce zaczęły pojawiać się koślawe litery. „Nie można ufać…”. Zdanie nie zostało dokończone. Komu nie można ufać?! Stałem i czekałem jeszcze chwilę na inny znak, ale nic się nie pojawiło. Zrezygnowany udałem się w końcu do siebie.
                W sypialni panował kojący półmrok. Pociągnąłem kolejny łyk Czarnej Róży i zacząłem zdejmować zakrwawioną koszulę. Po chwili usłyszałem nieśmiałe pukanie.
-Wejść.- Do środka wpadła Shelia z ubraniami w ręku.
-Pan kazał przynieść czyste rzeczy.
-Połóż je na łóżku.- Kobieta szybko je odłożyła i zniknęła za drzwiami, które zamknęły się za nią z cichym jękiem. Rozebrałem się do końca. Wszedłem pod prysznic, zamknąłem oczy i odkręciłem gorącą wodę pozwalając jej zmyć z siebie resztki dzisiejszego dnia. Na jedną chwilę zapomniałem o Bożym świcie. Odpłynąłem. Gdy woda zaczynała mnie parzyć zakręciłem kurek, owinąłem się miękkim, bawełnianym ręcznikiem i przemieściłem z powrotem do sypialni. Sięgnąłem po wypożyczone ubranie. Komplet składał się z lekko znoszonych jeansów oraz granatowego podkoszulka. Widać, że Kris zostawił sobie coś na pamiątkę.
                Rzuciłem się na łóżko. W mojej głowie kłębiły się przeróżne myśli, ale główną były tajemnicze zjawiska sprzed godziny. Co miał oznaczać napis, który ‘’objawił’’ się sam z siebie? Miałem tyle pytań bez odpowiedzi. Czułem się przytłoczony i nienaturalnie zmęczony.
Przeczesałem dłonią wilgotne włosy. Powoli przestawałem widzieć szczęśliwe zakończenie tego rozdziału mojego życia. Westchnąłem. Jeśli nie uda nam się zdobyć lekarstwa, to nie mamy żadnej alternatywy, a przecież muszę ocalić duszę Alice. Pozostało mi tylko czekać na dalszy rozwój tych cholernych wydarzeń.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam, witam :D 

Z góry przepraszam za błędy, pisałam dość szybko i pewnie mogło się coś zdarzyć...

Ah dostałam dziś ostatni tom Pamiętników Wampirów. Od razu przewertowałam na ostatnią stronę (moja nieogarnięta niecierpliwość i ciekawość) i muszę wam powiedzieć, że dla Delenowców wcale nie będzie świetne to zakończenie. No, ale bywa... Jeejku cieszę się jednak, że w końcu mam tę książkę w rękach! ;D

Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Kochani jesteście cudowni! Nie spodziewałam się takiego pozytywnego odbioru. Jestem mile zaskoczona :) Jeszcze raz dziękuję za wysiłek.

Pozdrawiam i do napisania ;**


Ps serdecznie zapraszam do mystic--falls.blogspot.com
Ps2 zapraszam na pamietnikdamona.blogspot.com

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział XXI



Oczami Alexandra
                Jeszcze przez chwilę próbowałem odtworzyć sen, ale na próżno. Otworzyłem powoli oczy. Mój wzrok spoczął na kotarach zawieszonych pod sufitem. Musiałem zdobyć lekarstwo za wszelką cenę. Tak bardzo chciałbym mieć Alice na powrót przy swoim boku. Ten sen był taki realny. Jej łaskoczące, płomienne włosy, zielone oczy, oddech, dotyk, ale potrzebowałem więcej. Chciałem znów całować jej miękkie usta, budzić się obok niej, gładzić jej aksamitne ciało. Pragnąłem jej tak bardzo, że tęsknota za jej osobą stawała się jeszcze bardziej nieznośna. Zdawałem sobie sprawę, że mógłbym to zdusić, od tak, ale nie mogłem jej TAM pozostawić. Muszę wytrzymać, nie poddam się tak łatwo jak innymi razem. Czas wziąć się do pracy. Przekręciłem się na bok i potrząsnąłem Eileen.
-Coo?- Mówiła ziewając.
-Czas wstawać siostrzyczko.- Na jej twarzy pojawił się grymas.- Nawet nie zaczynaj marudzić.- Zagroziłem. Wstałem. Pomaszerowałem do łazienki by się odświeżyć i naładować choć częściowo baterie.
Po skończonej czynności ubrałem swoje, wczorajsze ubranie składające się tradycyjnie z czarnych Levisów, czarnego podkoszulka, skórzanej kurtki i tego samego koloru, ciężkich butów. Nie miałem zamiaru paradować w tych śmiesznie przyozdobionych frakach. Nagle usłyszałem huk dobiegający z pokoju Eileen. Zerwałem się i w wampirzym tempie wparowałem do jej sypialni. Gdyby nie mój znakomity refleks przy wejściu dostał bym szklanym wazonem.
-Co jest?!- Warknąłem i spojrzałem na Eileen, która stała tylko w samym ręczniku.
-Nie mam się w co ubrać!- Wrzasnęła. Przewróciłem oczami.
-Kris z chęcią ci coś pożyczy.
-Mam paradować w gorsecie i kiecy do ziemi?!
-Sto lat temu ci to nie przeszkadzało.- Ta zgromiła mnie tylko wzrokiem. Do sypialnie niespodziewanie wszedł Kris. Jego wzrok powędrował na moją siostrę. Wiedziałem co chodzi mu po głowie. Posłałem mu spojrzenie pod tytułem nawet o tym nie myśl.
-Moja droga, Nagro ma słabość do pięknych kobiet. Suknie, które posiadam dodadzą ci tylko wdzięku.
-Dobra, niech wam będzie.
-Shelia!- Po minucie służąca zjawiła się.- Zaprowadź tą piękną damę do naszej garderoby.
-Proszę za mną.- Kobiety wyszył pozostawiając nas samych. Stałem chwilę i patrzyłem za nimi. Nie miałem ochoty narażać na jakiekolwiek ryzyko mojej siostry. Wiedziałem, że nie będzie zadowolona z pomysłu, abym ją i Colina zostawił tutaj.
-Czy Eileen i Colin mogą zostać tutaj?
-Tak, ale przecież…
-Matka kazała mi się nią opiekować. Tym razem dotrzymam słowa.- Kris podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu.
-Sam możesz nie dać rady.
-Wystarczająco długo chodziłem po tej ziemi.
-Jeśli uda ci się go namówić do pomocy, wskaże ci trzy pary drzwi. Lekarstwo, wieczne szczęście i bogactwo. Chodzi mi o to, że Nagro może nie być najstraszniejszym przeciwnikiem. Nikt nie wie co kryje się za drzwiami.
-Idziesz ze mną?
-Tak.- Uśmiechnąłem się do niego słabo. Jak najciszej się dało wyszliśmy ze szklanego budynku. Zaczęliśmy iść w kierunku pałacu Pierwszego wampira. Ciszę między nami przerwały biegnące kroki. Odwróciłem się w kierunku, z którego dochodziły dźwięki. Przede mną stali Colin i Eileen. Kris cicho zagwizdał. Nie dziwiłem mu się. Moja siostra wyglądała olśniewająco. Miała na sobie długą do ziemi, krwistoczerwoną suknię przyozdobioną perłami, kamykami, które odbijały światło tworząc na skórze wampirzycy mieniącą się tęczę. Włosy miała upięte wysoko, pojedyncze pasma spływały po jej policzkach okalając drobną twarz. Eileen lekko skłoniła się przeskakując wzrokiem ze mnie na Krisa.
-Chcieliście pójść beze mnie?- Spytała lekko oskarżycielskim tonem.
-Proszę wróć do środka.
-Nie.
-Nie chcę by coś ci się stało.
-Nic mi nie będzie.- Sapnąłem. Nic więcej nie powiedziałem tylko ruszyłem drogą przed siebie. Po chwili cała trójka dołączyła do mnie.
                Im bliżej pałacu byliśmy tym mniej było zabudowań. Trawa, tak samo jak na początku, przybierała odcień od czerni po brunatną czerwień. Miejsce kojarzyło mi się tylko z jednym, z ogromną ilością przelanej krwi, a roślinność, która kiedyś została zniszczona z braku czegokolwiek innego zaczęła żywić się krwią zbroczonej nią ziemi. Straszna wizja, ale ten widok nie napawa zbyt optymistycznym scenariuszem. Po około dwudziestu minutach szybkiego marszu przed nami wyrósł, w całej swojej okazałości, dom Pierwszego. Budynek był zbudowany w stylu klasycystycznym z domieszką sztuki starożytnej. Do ogromnych, drewnianych wrót prowadziły kamienne schody. Na każdym stopniu, z każdej jego strony stał strażnik. Uzbrojony był tak samo jak wampirzyca, która nas tutaj wpuściła. Zlustrowałem wszystko, szybko wzrokiem i stwierdzam, że coraz mniej mi się to wszystko podoba. Nigdy nie przyznawałem się do odczuwanego strachu, ale teraz czułem nieodpartą chęć ucieczki stąd. Kris wysunął się na czoło naszej grupki. Podszedł do jednego strażnika, szepnął mu coś na ucho, tamten w odpowiedzi kiwnął tylko głową. Przełknąłem gulę, która narastała w moim gardle. Wspięliśmy się po schodach na samą górę. Mój przyjaciel zapukał trzy razy we wrota, które na ten sygnał natychmiastowo się otworzyły. A więc tak, w środku panuje na pewno rokoko i barok. Było tutaj tyle złota, że odnosiło się wrażenie jak by miało zaraz spłynąć na ciebie. Szliśmy długim korytarzem wspartym na kolumnach, zza których co jakiś czas wychylały się osoby, za pewne strażnicy. Kolejne drzwi. Trzy uderzenia pięścią, uchylają się, a my wchodzimy do przeogromnej wykafelkowanej sali na środku, której stał podwyższony tron. Na jej końcu wisiała błękitna kotara, która coś zasłaniała. Przy oknie, z którego rozpościerał się widok na ogród, stał mężczyzna o blond kręconych włosach. Nie zdążyłem mrugnąć okiem, a stanął tuż przed nami, mianowicie przed moją siostrą. Na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmieszek.
-Kris kogo mi tu sprowadziłeś?
-To moi przyjaciele, potrzebują pomocy.
-Ah pomocy. Czy ja ci wyglądam na dobrą wróżkę?- Cały czas nie spuszczał wzroku z Eileen, co powoli mnie drażniło.
-Słuchaj wiem kim jesteś i nie obchodzi mnie. Potrzebuję lekarstwa, teraz.- Po raz pierwszy pierwotny tatulek zaszczycił mnie spojrzeniem. Skończyło się to dla mnie tym, że zostałem przygnieciony do ściany z siłą jadącego pociągu. Z garda Eileen wydobył się krzyk.
-Przepraszam cię za słowa mojego brata. Jest wybuchowy i lekarstwo to dla niego sprawa życia lub śmierci. Zrobimy co zechcesz.
-To oczywiste, że zrobicie.- Puścił mnie, a ja upadłem na ziemię próbując złapać oddech. Ponownie stanął przed moją siostrą.
-Więc czego chcesz w zamian?- Lekko dygnęła przed nim. No dobra w sprawach dyplomatycznych jest tysiąc kroć lepsza ode mnie.
-Mógłbym dać jemu- tu wskazał mnie- jakieś nie łatwe, krwawe zadanie, na przykład zabicie strzygi, która ostatnio odważnie sobie poczyna, ale jest coś, co interesuje mnie bardziej.
-Mianowice?
-Ty droga Eileen.
-Skąd?
-Umiem wkraść się w każdy umysł tak, że nawet tego nie spostrzeżecie. Wracając do ciebie, chcę cię na jeden wieczór, jedną noc, jeden poranek.
-Nie!- Warknąłem.
-Radził bym ci umilknąć. Zawsze ktoś może cię zdeptać jak robaka. Więc jak, przystajecie na moją propozycję ?
-Dobrze.- Odpowiedziała Eileen po chwili ciszy. Na twarzy Pierwszego malował się triumf.- Czy mogę porozmawiać z bratem na osobności?
-Jeśli musisz.- Opuściliśmy salę. Wyszliśmy na korytarz. Byłem tak wściekły i przerażony jednocześnie, że miałem ochotę zburzyć ten pałac gołymi rękoma.
-Alex? Będzie dobrze.
-Przestań to powtarzać.
-To nic takiego. Mógł wymyśleć coś gorszego.
-Tak, ale chodzi o to, że znowu narażam ciebie na niebezpieczeństwo, a miałem się tobą opiekować. Przepraszam, że tyle razy zostawiłem cię samą. Miałaś rację mówiąc, że brata straciłaś już dawno temu.
-Daj spokój.
-Nie Eileen. Taka jest prawda, nie przejmowałem się tobą. Martwiłem się tylko o siebie, o to by nie czuć. Ani przez moment nie pomyślałem jak ty sobie radzisz, czy dajesz sobie radę z byciem wampirem. Wybaczysz mi? Obiecuję, że się zmienię, że znowu będziesz miała namiastkę rodziny.
-Nie ma sprawy. Było minęło.- Zagarnąłem ją w swoje ramiona, głaszcząc po głowie. Jestem idiotą, że się na to zgodziłem.
-Nie daj się stłamsić.
-Tak jest.- Ucałowałem ją w czoło i zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Po kilku minutach dogonił mnie Colin wraz z Krisem. Targały mną sprzeczne emocje. Czułem się jak na sterydach. Musiałem napić się krwi, albo kogoś zabić, zrobić coś bardziej złego niż to co zajmowało moje myśli. 




~~~~~~~~~~~~~

Rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają i solidnie komentują :)

Witajcie moi Kochani ! 

Ah mój komputer zaczyna się foszyć i dla tego rozdziały mogą nie pojawiać się tak często ;/
Ten rozdział wyszedł nawet długi... Oby treść się nadawała do czytania ;D 

Po pierwsze jeśli chcecie być informowani o NN z któregokolwiek mojego bloga złóżcie podpis na oddzielnej stronie, link po lewo pod archiwum i kontaktem :) 

Po drugie zapraszam serdecznie na mystic--falls.blogspot.com

 Pozdrawiam i do napisania ;**
 

Obserwatorzy