czwartek, 30 maja 2013

Rozdział XXX

Hejka kochani moi czytelnicy ! 
Rozdział spokojniejszy i co nieco się w nim wyjaśni ;) 
No więc zapraszam do czytania i komentowania ! 
Pozdrawiam ;*** 
Ps serdecznie zapraszam na filmik o Delenie, który sama zrobiłam. Użyłam gifów do zrobienia go, więc nie jest najlepszy, ale w końcu to pierwszy filmik xD KLIK!






Oczami Alice

                Otworzyłam oczy. Promienie słońca niemiłosiernie raziły w oczy. Leżałam na leśnym poszyciu obok Colina. Delikatnie wysunęłam się z jego objęć, wstałam i pośpiesznie założyłam na siebie ubranie. Nie ładnie się tak wykradać no, ale chyba trafi do domu. Spojrzałam na niego ostatni raz i zniknęłam w gęstym lesie. Dosłownie po kilku minutach stałam przed drzwiami posiadłości Auditorów. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Nikogo nie napotkałam na drodze, więc szybko przemknęłam się do swojej sypialni. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, ściągnęłam ubranie i weszłam pod prysznic.
                Ciepła woda przynosiła ukojenie ciału i zmywała ślady wczorajszej nocy. Zakręciłam dopływ wody, wyszłam z kabiny i owinęłam się dużym, bawełniany brązowym ręcznikiem.  Znalazłam się z powrotem w sypialni, gdzie o szafę opierał się Alexander.  Wampir niemal pożerał mnie wzrokiem obejmując swoim spojrzeniem każdy milimetr mojego ciała.
-Nie nauczyli cię pukać?
-Co cię napadło w klubie?
-Nic, byłam głodna i niestety nie byłam wstanie się powstrzymać.
-Czyżby? To dlaczego wybiegłaś z klubu niczym torpeda?
-Nie miałam już ochoty na zabawę.
-Jaasne.- Przeciągnął trochę sylabę. Przewróciłam oczami.
-Nie chcesz mi wierzyć to nie.
-A gdzie byłaś w nocy?
-Nie mam pięciu lat, nie potrzebuję niańki.- Nie zwracając już na niego uwagi zrzuciłam z siebie ręcznik i zaczęłam zakładać bieliznę oraz resztę garderoby. – Wyjdziemy gdzieś dzisiaj?
-Żebyś mi znowu zwiała?
-Okej możemy zostać w domu. Też posiadasz niezły zapas alkoholu.- Puściłam mu oczko.- A na razie muszę wyjść i coś sprawdzić, sama.- Wyminęłam go nie zważając na jego pytające spojrzenie. Wyszłam z domu kierując się do parku mając nadzieję spotkać tam wiele osób. Chciałam zobaczyć, czy owe mgiełki otaczające ludzi to halucynacje po wypiciu zbyt dużej ilości krwi, czy też może jest to coś związanego z moim zadaniem, które będę musiała wykonać.
                Usiadłam na jednej z ławek stojącej przy fontannie, która niosła odrobinę ochłody w tak upalne dni jak ten. Wokoło pełno było rodzin z małymi dziećmi, staruszków z pieskami na spacerze i zakochanych. Przypatrywałam się intensywnie każdej osobie, ale nic z tego nie wynikło. Cały czas byli normalni. Nabrałam powietrza w płuca i zamknęłam oczy. Starałam się poczuć otoczenie całą sobą. Słyszałam najdrobniejszy szmer falującej trawy, szum liści, bijące serca, skrzypienie drzwi sklepów po drugiej stronie ulicy, a przede wszystkim oczami wyobraźni wyobraziłam sobie ludzi otoczonych kolorową otoczką. Uchyliłam powieki i udało się! Znowu widziałam kolorowe mgiełki. Dzieci przeważnie miały kolory od różowego do błękitnego, dorośli najprzeróżniejsze odcienie, natomiast starsze osoby wyblakłe pozbawione błysku, często szare i bardzo cienkie ledwo widoczne. Widok był niesamowity, ale nie rozumiałam tego co widziałam. Czym to mogło być i co oznaczało? To były dwa główne pytania, które zaprzątały moją głowie.  W oddali usłyszałam szmer, coś w rodzaju szeptu. Nie dosłyszałam dokładnie słów, ale miałam wrażenie, że były kierowane właśnie w moją stronę. Podniosłam się z ławki i ruszyłam w jego kierunku. Im dalej szłam w tamtą stronę tym bardziej zaczynałam czuć pulsującą i potężną moc. Owy głos musiał z pewnością należeć do istoty nadnaturalnej.  Po chwili doszłam do ciemnego zaułka. Na jego końcu widziałam złotawe światło. Podeszłam bliżej.  Przede mną stał mężczyzna o dłuższych włosach z ogromnymi skrzydłami na plecach. Otaczała go błyszcząca, złota mgiełka, która była większa niż u jakiejkolwiek innej istoty i emanowała niewiarygodną energią. Postać stała do mnie tyłem.
-Kim jesteś?- Wyszeptałam. Anioł, tak sądzę, obrócił się w moją stronę. Trzeba przyznać był piękny.
-Alice? Ty mnie widzisz?- Okej to jest dziwne.
-Po pierwsze tak widzę cię, a po drugie dla czego znasz moje imię, chyba, że to ja nie pamiętam ciebie po tym wszystkim co się działo?
-Jestem twoim Aniołem Stróżem, nazywam się Anariel. Czuwam nad tobą cały czas. Nie powinnaś mnie widzieć, ale najwidoczniej widzenie aniołów to część twojej mocy, którą otrzymałaś od Rady.
-Część mocy? Czyli te mgiełki to jest właśnie ta moc?- Anioł zaśmiał się krótko.
-Tak, ale to nie są żadne mgiełki tylko aury.- Zrobiłam bezgłośne ‘’wow’’.- Dzięki nim możesz dotrzeć do jakiejś osoby, wiesz czy kłamie, czy jest chora. Pomocna sprawa, my aniołowie też je widzimy tylko, że cały czas, a ty możesz je wyłączyć.
-Super.
-Zmieniłaś się. Rada nie wiedziała, że utrata wspomnień może mieć konsekwencje w takim stopniu. Wróciłaś jako swoje alter ego. Ja zresztą też nie przypuszczałem, że ktoś tak szlachetny może w ogóle mieć drugą stronę.
-Jak tak bardzo nad tym ubolewacie to mi je zwróćcie.
-Oni postanowili, iż poczekają na bieg wydarzeń. Nie chcą się wtrącać.
-No więc niech nie narzekają. Czy jeśli ‘’zamknę’’ swoją moc to ciebie też już nie będę widziała?
-Najprawdopodobniej tak.
-W takim razie cześć.- Na chwilę zamknęłam oczy, gdy ponownie je otworzyłam wszystko było normalnie. Zero aur, zero aniołów. Uff.  Tak, więc sprawa dziwnego widzenia wyjaśniona, o jeden problem mniej.

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział XXIX

Hej hej heloł kochani ! I jest prawie dobijamy do trzydziestego rozdziału, nie spodziewałam się, że wyjdzie to takie długie, a tu do końca jeszcze hen daleka droga ;D Tak bynajmniej mi się wydaje xD Proszę nie hejtujcie mnie za końcówkę, ale to wstęp by powróciły wspomnienia ! ;)
Zapraszam do komentowania !
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Oczami Alice
                Wróciłam do rezydencji Auditorów. W środku panowała cisza. Przeszłam do salonu, gdzie napotkałam sączącego alkohol Alexandra. Odwrócił się do mnie przodem. Podeszłam do barku, chwyciłam butelkę i pociągając sporego łyka zrobiłam piruet przed nim.




-I jak?- Uniosłam jedną brew.
-Nowy imag? Mnie się podoba.
-No ja myślę. Przetrawiłeś już moją propozycję? – Posłałam mu figlarny uśmieszek ponownie popijając alkohol. W wampirzym tempie stanął przede mną powodując, że lekki powiew wiatru owiał moją twarz. – Mmm ładne perfumy.
-Z tobą zawszę.- Wymruczał do mojego ucha na co ja mimowolnie zadrżałam.
-To chodź.- Zaśmiałam się i pociągnęłam go za rękę. Cały czas śmiejąc się wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy na podpój miejskich dyskotek.
                Po kilku minutach dojechaliśmy do obrzeży miasta, gdzie znajdował się klub nocny ‘’Blood Night”. Uśmiechnęłam się pod nosem, kątem oka dostrzegłam, że mój towarzysz robi to samo. Czerwony szyld klubu agresywnie wabił przechodniów oraz przejezdnych. Przed drzwiami stało dwóch umięśnionych czarnoskórych mężczyzn. Nie mieliśmy najmniejszego problemu z wejściem do środka. Gdy tylko przekroczyliśmy próg nasze uszy zaatakowała agresywna, głośna rockowa muzyka wydobywająca się z głośników i gardła solisty na scenie. Alex gestem wskazał bar. Pokiwałam głową i ruszyłam za wampirem przez tłum tańczących ludzi. Czułam ich krew i ledwo powstrzymywałam swoje dzikie żądze by nie rzucić się na którąś osobę.
Podeszliśmy do baru, Alex zamówił dwa razy szkocką, którą szybko wypiliśmy.  Odwróciłam się tyłem do lady, o którą się oparłam. Przeleciałam zgłodniałym spojrzeniem po całej sali. Moje spojrzenie przyciągnął szatyn z włosami postawionymi na żel, który obmacywał jakąś dziewczynę. Chciałam ruszyć w jego stronę, ale zatrzymała mnie ręka wampira. Spojrzałam na niego z żalem.
-Chciałaś nauczyć się polować?- Przewróciłam oczami.
-Podziel się swoją wiedzą.- Skrzyżowałam ręce na piersi. Przysunął się bliżej do mnie.
-Nigdy nie wybieraj takich.- Wskazał szatyna, którego wcześniej upatrzyłam.- Ci zawsze chcą. Znajdź coś trudniejszego, coś co będziesz musiała zdobyć, upolować. Hmm… To jest to!- Zaklaskał i wskazał blondynkę podpierającą ścianę, która szczerze nie była ubrana jak na imprezę.
-Serio?!
-Oczywiście. Każdy doświadczony wampir ci to powie. My jesteśmy myśliwymi i lubimy się zabawiać ofiarą. Patrz uważnie.- Posłał mi oczko i na chwilę zniknął z pola widzenia. Odnalazłam go opierającego się pod ścianą tuż obok blond włosej. Nachylił się do niej i wyszeptał coś na ucho na co ona zaczął się śmiać. Po króciutkiej chwili Alex przylgnął do dziewczyny tańcząc w rytm muzyki. Skinieniem głowy zaprosił mnie do zabawy. Przepchnęłam się przez tłum. Dołączyłam do Alexandra.
-Gotowa?- Spytał.
-Jasne.- Poczułam jak niewidzialna moc wampira pulsuje. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i dostrzegłam cienką mgiełkę unosząca się wokół Alexa, która pod jego wpływem rozciągnęła się i sięgnęła blondynkę. To coś było czarne z prześwitami czerwienie oraz błękitu. To było niesamowite. Alex odchylił na bok głowę dziewczyny i wgryzł się w jej szyję. Bez wahania dołączyłam do niego po drugiej stronie ciała dziewczyny. Poczułam przyjemne ciepło i moc, która z niewiarygodną siłą napłynęła w moje suche żyły. Czułam ekstazę i niczym nieograniczoną wolność oraz podniecenie, które się z tym wiązało.
Gdy serce i puls dziewczyny zwolnił oderwaliśmy się od niej z niechęcią. Było mi przyjemnie. Moc Alexa ponownie zapulsowała i cofnęła się do swojego właściciela. Blondynka z powrotem wróciła pod ścianę. Rozejrzałam się wokoło i to co zobaczyłam było niewiarygodne. Każdą osobę otaczała takowa mgiełka, każdy miał inną barwę. Od fioletowej przez żółtą po szarą. Nie mogłam się powstrzymać i wgryzłam się w jakiegoś chłopaka. Jego krew była pyszna, niosła ukojenie rozdrażnionemu gardłu i kolejną porcję siły. Po chwili zostawiłam go i przyssałam się do kogoś innego. Gdy skończyłam chwilowo się pożywiać  zaczęłam obracać się wokoło własnej osi z uniesionymi rękom. Czułam się jak na swoistym rodzaju haju. Byłam pijana krwią i było to niesamowite uczucie. Nie wiem ile czasu kręciłam się w kółko drąc na całe gardło. Na biodrach i brzuchu poczułam czyjeś dłonie, jakiś głosik w środku mnie automatycznie odpowiedział mi do kogo należały. Oparłam się o jego tors częściowo przenosząc swój ciężar ciała na niego. Oparłam policzek o jego twarz tak, że kąciki naszych ust stykały się. Bujaliśmy się we własnym rytmie. Mimo iż stałam tyłem oplotłam jego szyje własnymi rękoma, przylegając do niego jeszcze bardziej. Czułam jego dłonie wszędzie, na każdym skrawku mego ciała. Drżałam z podniecenia. Jego jak i mój oddech był lekko przyśpieszony, przeplatany cichymi pomrukami rozkoszy. Chciałam więcej tu i teraz. Alex odwrócił mnie twarzą do siebie, złapał za szyję i przyciągnął moje usta do swoich. Przycisnął mnie pod ścianę obdarowując pocałunkami dekolt, szyję, usta. Jego ręce wędrowały od moich piersi w dół przez biodra na pośladki i uda. Wsunęłam dłonie pod koszulkę Alexa czując pod palcami jego mięśnie. Wampir niespodziewanie odsunął się ode mnie.
-Nie tu.- Wyszeptał.
-Okej. Dokończymy to kiedy indziej. Na sekundę znikam.- Obróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do łazienki. Stanęłam przed wielkim lustrem rozciągniętym nad marmurowymi umywalkami. Usta miałam lekko napuchnięta, a w ich kącikach dostrzegłam resztki krwi. Starłam je jednym szybkim ruchem. Z kabiny za mną wyszła czarnowłosa dziewczyna, która zaczęła poprawiać swoje rzęsy czarną maskarą.
-Potrzebuje tuszu do rzęs. Daj mi swój.
-Ee raczej nie.
-Zła odpowiedź.- W wampirzym tempie podbiegłam do niej skręciłam kark i ‘’pożyczyłam’’ sobie potrzebną mi rzecz.  Poprawiłam makijaż po czym wróciłam na salę. W chaosie tłumu dostrzegłam Alexa tańczącego z jakąś dziewczyną. Coś się we mnie zagotowało. Nie wytrzymałam dłużej widoku przyklejonej laski do mojego… do Alexa. Pewnym krokiem wyszłam na środek i najzwyczajniej w świecie wgryzłam w jej bladą szyjkę. Spiłam z niej całą krew nie bacząc na jej pięści uderzające w moje żebra.

Kilka minut później dziewczyna była martwa i gdyby nie ramiona Alexa upadła by na podłogę. Starłam krew z twarzy dłonią, bez słowa wyszłam z klubu. Sama nie wiem czemu tak gwałtownie zareagowałam na widok starszego Auditora z inną, przecież nic nie pamiętam. Może to prze tą więź? Już nic nie rozumiem. Mniejsza o to. Odgoniłam czarne myśli daleko, daleko od siebie.
                Wstąpiłam do sklepu, który czynny jest całą dobę i kupiłam dwie butelki czystej po czym z takim oto zapasem skierowałam się do lasu, gdzie może zaznam minuty spokoju.
                Usiadłam na zwalonym pniu drzewa. Odkręciłam już drugą butelkę wódki i zaczęłam sączyć gorzki płyn. Byłam już lekko wstawiona, ale bynajmniej było mi lżej i milej.
-Ej wy tam na górze! Widzicie wcale nie odstraszam zła, sama na ludzi je sprowadzam. Boże zaczynam gadać do siebie.- Mruknęłam.
-Alice?- Odchyliłam się do tyłu by dostrzec osobę, która śmiała mi przeszkodzić.
-Czekaj, jak ty się nazywałeś? Ah tak Colin. Czego chcesz?- Chłopak dosiadł się obok mnie.- Moje towarzystwo dziś nie jest wskazane. Mam mordercze skłonności.- Zaśmiałam się krótko.
-Jesteś pijana?
-Odrobinkę.- Wskazałam palcami.
-Kojarzysz to miejsce?
-Jakoś nie bardzo, a powinnam?
-W sumie, tu wypłakiwałaś się na moim ramieniu po tym jak Alex wyjechał.
-Aaale smutne.- Wstałam i zrobiłam przed nim kilka chwiejnych kroków.
-Przewrócisz się.- Wsparł mnie na swoim ramieniu.
- O nie. Nie mów mi, że ty też jesteś we mnie zabujany?
-Nigdy tego nie powiedziałem.
-Widać to jak na dłoni. Szczerze to nie jesteś taki zły przystojniaku.- Pochyliłam się w jego stronę, przytknęłam swoje chłodne, martwe wargi do jego gorących. Wilkołak momentalnie odsunął mnie od siebie.
-Alice przestań.- Z nadnaturalną siłą przycisnęłam go do szorstkiego pnia sosny.
-Jestem pijana nie zapominaj.- Ponownie, tylko bardziej agresywnie, wpiłam się w jego usta. Tym razem nie protestował tylko odwzajemnił pocałunek z mocą. Chwycił mnie za ramiona i powalił na ziemię z ciągając ze mnie ubranie. Pieścił moje ciało, które odpowiadało na to dreszczami i cichymi jękami. Przekręciłam go na plecy znajdując się nad nim. Rozpięłam rozporek jego spodni, odwzajemniłam jego pieszczoty i z zadowoleniem zauważyłam, iż jego członek już stanął. Było mi dobrze, przyjemnie. Rozpłynęłam się w tej chwili zapominając o otaczającym świecie.

sobota, 18 maja 2013

NEWS

Wiem, że powiecie, iż jestem niemożliwa, ale cóż strasznie mnie korciło żeby go założyć. Nie wiem czy wytrwam do końca, ale się postaram ;***

wampirza-historia.blogspot.com

Pozdrawiam ;D

piątek, 17 maja 2013

Rozdział XXVIII



Oczami Alice

                Siedziałam na niebiańskiej polanie ze łzami w oczach. Parę minut temu przyglądałam się Alexowi i Eileen, ich smutkowi. Nie mogłam na to dłużej patrzeć, więc wróciłam i zaszyłam się tutaj. Zastanawiałam się dlaczego lekarstwo nie pomogło, może specjalnie mnie tu przetrzymują? Sama nie wiem. Tak bardzo chciała bym wrócić na Ziemię. Należy się to wszystkim tak bardzo natrudzili się, aby przywrócić mnie do życia.
-Rada cię wzywa.- Wstałam i odwróciłam się w stronę Anariela. Od kąt nie żyję jest jedynym moim towarzyszem i przyjacielem. Nie dość, że był moim Anioł Stróżem to jeszcze, jak się okazało, bardzo sympatycznym.
-Jak to Rada?
-Nikt tak do końca nie wie jak oni wyglądają, ale mają ogromną moc.- Podszedł do mnie i starł łzy z moich policzków.- Mogą wszystko zmienić. Będzie dobrze, zobaczysz.
-Pójdziesz ze mną?
-Jeśli chcesz.- Pokiwałam głową i ruszyłam za aniołem. Szliśmy zielonymi  polami, później w powietrzu, a na około otaczały nas białe obłoki. To było niesamowite uczucie, jakby nic nie mogło cię ograniczyć. Było ciepło, a chmury dodawały przyjemnej ochłody. Po kilku minutach dotarliśmy do wielkiej złoconej bramy na, której widniały złote wzory aniołów. Gdy doszliśmy wystarczająco blisko skrzydła bramy rozwarły się przed nami. Przekroczyliśmy jej próg, krajobraz błyskawicznie zmienił się i teraz znajdowaliśmy się w błękitno złotej Sali. Przede mną rozpościerały się schody na górze, których widać było skrawki czterech tronów. Nie było widać jednak żadnych postaci tylko piękne żółtawe, błyszczące światło.
-Droga Alice!- Na około rozbrzmiał przyjemny damski głos.- Niejaki Alex podał ci lekarstwo, które za chwilę zadziała, przepraszamy, że przetrzymaliśmy cię tak długo, ale musieliśmy przedyskutować pewną ważną kwestię dotyczącą ciebie.
-Mamy dla ciebie misję.- Zabrzmiał niski baryton. Zaczynałam się lekko denerwować o co w tym wszystkim chodzi.- Niedługo na Ziemi może zapanować chaos, demony się zjednoczą pod przywództwem Pierwszego wampira, a ty jesteś wystarczająco silna, aby temu przeciwdziałać, ty i twoi bliscy. Poza tym, że jesteś w połowie wilkołakiem i w połowie wampirem zostaniesz obdarzona naszą mocą. Rozwiniesz ją w swoim czasie. Zanim przystaniesz na naszą prośbę pamiętaj, że mogą pojawić się konsekwencje twoich działań. Poza tym żeby lepiej wykonać swoje zadanie nikt nie może być  ważniejszy od tego, nie będziesz pamiętała nic ze swojego życia przed śmiercią, z pobytu tutaj w twojej pamięci pozostanie tylko i wyłącznie zadnie, nie będziesz jednak wiedziała o co chodzi, wszystko rozwinie się w swoim czasie.- To brzmiało surrealistycznie. W oczach stanęły mi ponownie łzy. Mogę wrócić, ale będę kimś zupełnie nowym, obcym i do tego będę tajną bronią na zło. Świetnie.
-Coś mi się wydaję, że nie mam wyjścia, wiec dobrze, zgadzam się.
-W takim razie Anarielu odprowadź ją do bramy.- Nie wierzę, że się zgodziłam, ale bratnie dusze zawsze się odnajdą, muszą, więc jest jakiś cień nadziei. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam od Rady wraz z Anarielem.
                Stanęliśmy przed bramą, utrata wspomnień to chyba nie taka duża cena za odzyskanie Alexa, bynajmniej on będzie miał powód by się nie zabijać. Stałam i zgłębiałam najskrytsze zakamarki mojej głowy. Przed oczami przelatywało mi całe mojej życie. Czasy gdy podróżowałam z Margaret, gdy pierwszy raz ujrzałam z powozu Alexandra i Eileen, nasz pierwszy pocałunek, dotyk. Miałam to wszystko zaraz stracić, ale lepsze to niż wieczne bycie w połowie martwą.
-Nie musiałaś się na to godzić.
-Widocznie takie jest moje przeznaczenie.- Spojrzałam na niego niepewnie.- Będziesz nade mną czuwał?
-Zawsze i wszędzie.- Podszedł do mnie jeszcze bliżej tak, że czułam jego słodki oddech na twarzy.- Nie chcę byś o mnie zapomniała.
-A ja nie chcę zapomnieć czasu spędzonego z tobą.- Anioł uśmiechnął się słabo. Dostrzegłam w jego oczach smutek i żal, ale także zrozumienie i… uczucie? Nie, nie coś mi się przewidziało, przecież to anioł w dodatku mój stróż.
-Muszę ci to teraz powiedzieć, lepiej późno niż wcale. Wiesz aniołowie są połączeni ze swoimi podopiecznymi bardzo silną więzią, zazwyczaj tylko my ją odczuwamy, to bardzo silne uczucie, a teraz w dodatku miałem cię obok i mogłem poznać. Anioł również może się zakochać. Kocham cię Alice.- Teraz już nie dałam rady powstrzymywać łez. Anariel przyciągnął mnie lekko do siebie i ucałował czule w czoło po czym delikatnie pogłaskał i puścił. Chciałam coś powiedzieć, ale on pokiwał tylko przecząco głową, a jego dłuższe włosy zatańczyły naokoło.- Idź czekają na ciebie.
-Przykro mi.- Uścisnęłam jego dłoń i zwróciłam się ku wyjściu. Usłyszałam na koniec ciche żegnaj i zatopiłam się w białej otchłani. Przestałam czuć, widzieć, słyszeć.
                Obrazy zaczęły nabierać kształtów, kolorów i ostrości. Leżałam w czyimś łóżku w nieznanym mi domu. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek, ale była tylko pustka i niewiedza. Wiedziałam tylko, że nazywam się Alice jestem mieszańcem wilkołaka, wampira i chyba anioła oraz mam jakieś zadanie, ale to w tej chwili nieważne.
Powoli wstałam, czułam głód w końcu powstałam z martwych. Do moich uszu doleciał dźwięk płaczu i rozmowy. Przysłuchałam się osobom, był to mężczyzna i kobieta.

-Nie możesz się załamywać bracie. Wiem, że to trudne, ale poradzimy sobie, jak zawsze. To ciężki okres, ale nie wolno ci ponownie zatopić się w mrok, ona by tego nie chciała dla żadnego z nas.
-Nie Eileen, nie mam zamiaru znowu odcinać emocji, ja po prostu odejdę.
-Co masz na myśli?
-Dołączę do niej. Świat bez niej nie ma sensu, bratnia dusza sprawia, że tamta połówka staje się centrum twojego świata, a moje centrum nie żyje, więc muszę odejść.

Rozmowa zaintrygowała mnie, więc postanowiłam zejść na dół, przy okazji może się czegoś dowiem. Po cichu zeszłam do dużego salonu, w którym znajdowały się trzy osoby. Jedna stała tyłem do wejścia, a dwie siedziały zapłakane przy kanapie, wyraźnie pocieszali się. Po chwili, gdy nadal mnie nie dostrzegli odchrząknęłam. Trzy pary oczu z niedowierzaniem spojrzały na mnie. Czarnowłosy mężczyzna z prędkością światła znalazł się przy mnie i oplótł mnie swoimi ramionami. Nie odwzajemniłam uścisku. Stałam bez ruchu ze spuszczonymi rękoma co nie przeszło bez uwagi obejmującego mnie wampira.
-Alice wszystko w porządku?
-Emm nie bardzo, kim wy jesteście? Gdzie ja jestem? Nic nie pamiętam.- Cała trójka wymieniła spojrzenia.
-Nie pamiętasz mnie?
-Ogłuchłeś? Mówiłam, że nic nie wiem.
-W takim razie zacznę od początku, ja jestem Alexander Auditore, twój chłopak tak na marginesie, to moja siostra Eileen, a to nasz znajomy Colin.
-Bez obrazy, Alex, jesteś przystojny, nawet bardzo, ale jeśli nic nie pamiętam to zawieszam ten nasz związek.- Wampir nic nie powiedział tylko pokiwał ze smutkiem głową.
-Musimy pójść do twoich rodziców.
-Na razie raczej nie skorzystam. Muszę się przebrać i coś przekąsić, jestem niesamowicie głodna.- Uśmiechnęłam się znacząco.- Z czyjej szafy mam skorzystać?
-Chodź zaprowadzę cię.- Rzekł Alex.
-Okej.- Ruszyłam za nim z powrotem na górę i zostałam zaprowadzona do kolorowej, dużej sypialni. Niespodziewanie zostałam przygwożdżona do ściany.- Co jest?!- Warknęłam.
-Naprawdę nie poznajesz mnie?- Poczułam przyjemny dreszcz na ciele.- Ah poczułaś to.- Wymruczał mi do ucha, a ja wypchnęłam go z całą siłą za drzwi.
-Wybacz muszę się przebrać.
-Kiedyś ci nie przeszkadzałem, wręcz przeciwnie.- Dobiegł mnie głos zza drzwi.
-Jak to ująłeś kiedyś- Ściągnęłam z siebie brudne ubrania i z szafy wyciągnęłam czyste, czarne jeansy, w tym samym odcieniu bluzkę, czarne botki na wysokim obcasie i skórzaną kurtkę. Weszłam do olbrzymiej łazienki i przejrzałam się w lustrze. Moja twarz była bardzo blada, pewnie z braku krwi. Coś mi się nie podobało, wyglądałam jak mała, niewinna dziewczynka w rudych włosach. Poszperałam w szafkach, dopadłam kosmetyki i pośpiesznie zrobiłam ciemny, mocny makijaż. Od razu lepiej, ale z tymi włosami coś jeszcze muszę zrobić.
Na komodzie dostrzegłam zdjęcie dwójki osób. Podeszłam do niej i chwyciłam fotografię w dlonie. Znajdowali się na niej Eileen wraz z Alexem. Poczułam dziwne ukłucie w sercu oraz nagły przypływ, smutku, żalu, miłości oraz mroku. Dotknęłam ręką piersi. Te emocje nie należały jednak do mnie, lecz do Alexandra. Dokładnie wiedziałam co on odczuwa. Odstawiłam pamiątkę na szafkę, gdy się odwróciłam ujrzałam wampira. Przewróciłam oczami.
-Tak mnie zaintrygowała twoja obojętność, że postanowiłem spróbować czegoś innego.
-Mianowicie?
-Jesteśmy bratnimi duszami, a to oznacza, że jesteśmy ze sobą powiązani, nie czujesz TEGO do mnie? Kompletnie nic? Jeśli tak to nie jesteś moją Alice.- Prychnęłam.
-Serio? Teraz nie mam czasu na sentymentalne rozmowy, w końcu muszę iść coś zjeść, albo raczej kogoś.
-Odpowiedz.
-Tak czuję powiązanie z tobą…- w jego turkusowych oczach dostrzegłam ulgę- i wiesz co ono mi mówi?- Podeszłam do niego bliżej tak, aby nasze ciała stykały się.- Mówi mi, że wcale nie jesteś taki dobry, jasny. To przez siostrę i dawną mnie zmieniłeś się, czuję twój mrok, który czai się ukryty głęboko w tobie, otwórz się na niego, chodź się ze mną zabawić. No dalej wiem, że tego chcesz. Przypomnij sobie jak to jest być wampirem, łowcą, a mnie naucz tego.- Widziałam błysk w jego oczach, dwa małe chochliki z powrotem wskoczyły na swoje miejsce. Alex uśmiechnął się tajemniczo.- Od razu lepiej, przetraw w spokoju moją propozycję. Niedługo wrócę.- Zachichotałam i w wampirzym tempie wybiegłam z domu i pokierowałam się do miasta w poszukiwaniu salonu fryzjerskiego. Popytałam kilku przechodniów i już po chwili stałam w wybranym miejscu.
                Słońce chyliło się ku zachodowi powodując, iż niebo zaróżowiło się stwarzając romantyczny nastrój. Młode pary trzymały się za rękę szepcząc wzajemnie miłe słowa. Sklepy i cukiernie powoli pustoszały pozostawiając samych ruchliwych sprzedawców, którzy krzątali się po lokalach. Wszystko było tak niemożliwie ludzkie, normalne oraz spokojne.  Przejrzałam się w oknie jednego ze sklepów. Kim byłam? Kim jestem? Nie wiem. Tyle niewiadomych.  Zielone oczy patrzyły w szkło z nutą niepewności, pukle, teraz, czarnych włosów opadały kaskadami na ramiona. Nie powinno mnie tu być, nie powinnam być w tym ciele. Mam wrażenie jakbym była niepasującym elementem nieznanej mi układanki. Niby wskoczyłam na swoje miejsce, ale coś jednak jest nie tak. Westchnęłam i ruszyłam w drogę powrotną do rezydencji, mojego domu. Chyba. 

~~~~~~~~~~~~~~

Hejka !

Mam nadzieję, że rozdział wystarczająco długi ;P 
Ogólnie nie jestem bardzo z niego zadowolona, mam wrażenie, że nie opisałam dokładnie emocji itp...
No nie wiem, sami oceńcie :) 
Z góry przepraszam za błędy.
Pozdrawiam i do napisania ;****** <3

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział XXVII

Cześć wszystkim! 
Ah dodałam kolejny rozdział! Znowu ;D Mam taki przypływ weny, że aż mnie to przeraża! Pewnie mogła bym lepiej napisać końcówkę, ale nwm tak jakoś ;)
No to więc KOMENTUJCIE kochani ! 
Pozdrawiam i do napisania ;****

PS rozdział dedykuję ANGLE MADAME. Dziękuję Ci kochana, za to że jesteś i za twoje wspaniałe, cudowne, wspierające na duchu komentarze oraz za to, że jesteś genialną dziewczyną ;***
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Oczami Alexandra

            Szliśmy drogą, każdy pogrążony we własnych otchłaniach swojego jestestwa.
Był taki czas kiedy byłem wszystkim i niczym, wszystko na raz, a teraz od tak rzeczywistość się zmieniła. Znalazłem jedną, zwykłą dziewczynę, jedną z miliona i nie umiem tego wyjaśnić dlaczego dla niej wyszedłem z mroku. Gdyby kiedyś ktoś opowiedział mi taką historię śmiałbym mu się w twarz. Nie spodziewałbym się, że wampir może do życia potrzebować innej istoty. Próbowałem rozegrać to inaczej, na moich zasadach, ale kiedy patrzę w jej zielone, czyste oczy coś się zmienia, staję się słabszy w swoich postanowieniach, nie umiem być tym kim byłem i kim chciałem być po przemianie. Byłem strasznie głupi pozwalając jej zginać, dla niej nigdy bym się nie poddał, umierałbym by zobaczyła jak się staram, bo jest tą jedyną. 
Rok 1900, Nowy Jork
            Przechadzałem się zatłoczonymi ulicami Nowego Jorku. Przyglądałem się ludziom śpieszącym do pracy, na spotkanie, do domów. Żadne z tych osób nie spodziewało się, że wśród nich czai się bezwzględny łowca czekający, aż opadnie kurtyna nocy.
            Gdy słońce chyliło się ku zachodowi nocne kluby, przeznaczone dla odważniejszych ludzi, którzy pragnęli ostrzejszej rozrywki, otwierały swoje progi by zarobić trochę gotówki na opłaty, a dla wampirów takich jak ja oznacza to wieczór pełen zabawy i świeżej krwi.
            Skręciłem w bardziej odosobnioną ulicę i po schodach w dół zszedłem do nocnego klubu. Głośna, rockowa muzyka wydobywała się z instrumentów i głosów zebranych artystów jak i gości. Było to jedno z niewielu miejsc, gdzie nie wyglądałem paradoksalnie. Normalny mężczyzna nie nosił się na czarno i w skórze z ciężkimi butami na nogach. Tutaj mogłem wmieszać się w tłum.
Podszedłem do baru i zamówiłem dwa razy czystą. Przechylając raz za razem kieliszki rozglądałem się za potencjalną ofiarą, a że nie zadowalałem się byle kim byłem zmuszony do uważnego śledzenia damskiego towarzystwa. Obok mnie przysiadła się szczupła brunetka ubrana dość wyzywająco. Nie bacząc na nic nachyliłem się do jej szyi z zamiarem wgryzienia się w ciepłą tętnicę. Niespodziewanie kobieta obróciła się w moją stronę ukazując kły takie jak moje i powarkując ostrzegawczo. Usiadłem z powrotem na swoje miejsce.
-W domu nie nauczyli cię dobrych manier? Może spytał byś się kobiety o pozwolenie?
-Eee raczej nie. Mam ochotę się napić więc po prostu sięgam po to co mi się należy.
-Co ci się należy? Należy ci się łamanie kobietą karków, serc i robienie im wody z mózgów?
-Nie bardzo obchodzi mnie co one czują, z resztą każda marzy o nocy ze mną.- Kobieta poklepała mnie po plecach, zeskoczyła ze stołka i nachyliła do mojego ucha.
-Rozumiem, odciąłeś to od siebie, ale pewnego dnia TO wszystko powróci do ciebie niczym bumerang i uderzy w głowę budząc wszystko, albo po prostu spotkasz odpowiednią osobę i uczucia same z siebie wyjdą na wierzch. To jest nieuniknione błędne koło, w którym tkwimy po wieki, dopóki śmierć nas nie rozłączy, Alexandrze.- Kobieta zniknęła w tłumie i więcej jej już nie zobaczyłem. Patrzyłem dłuższą chwilę za nią. Z jej słów płynęła sama kująca prawda…
-Alex?!- Z myśli wyrwał mnie głos mojej siostry.
-Co?
-Już doszliśmy do drzwi.- Rozejrzałem się wokoło z roztrzepaniem. Skupiłem się na tu i teraz i nacisnąłem klamkę sprowadzając nas z powrotem do pałacu Pierwszego.
            Stanęliśmy ponownie w ogromnej, błękitnej sali. Nie umknęło naszej uwadze, że nikogo tu nie było. Przeszliśmy na środek i niespodziewanie przed nami pojawił się Kris z zaciętą miną. Coś mi tu nie pasowało.
-Czemu rano na nas nie czekałeś?- Spytałem.
-Och Alex koniec owijania w bawełnę, dawaj lekarstwo.- Zbił mnie tym z panty kału.
-O co ci chodzi?
-Dawno temu zmieniłeś mnie w wampira nie pytając o zdanie, bo jak to ująłeś ‘’czułeś się samotnie i miałeś taki kaprys’’. Nie chciałem stać się potworem na wzór ciebie, fakt lubiłem zabawę, ale moim skrytym pragnieniem było poznać tę jedyną i mieć normalne życie pośród rodziny, a ty mi to wszystko odebrałeś! Poznałem Rebekę i razem chcemy stworzyć rodzinę, a jedynym na to sposobem jest zyskanie lekarstwa. Oddaj mi je.
-Jeśli tak bardzo mnie nienawidzisz to czemu trzymałeś się ze mną?
-Nie chciałem zostać z tym sam.
-A lekarstwo jest moje, pierwszy je zdobyłem, mogłeś sam po nie pójść.
-Nie byłem pewny czy to bezpieczne.
-Czyli jesteś tchórzem Kris! Tchórzem i zdrajcą!
-Dość, daj lekarstwo, albo wszyscy zginiecie!- Warknął.
-Nie.- Powiedziałem stanowczo i wyzywająco.




-Straż!- Do pomieszczenia natychmiastowo wpadło dziesięciu uzbrojonych wampirów.- Zabić.- Wydał krótką komendę, na którą tamci zerwali się w mgnieniu oka. Przygotowałem się do ataku, ale żadne ciosy nie nastąpiły. Spojrzałem zdziwiony przed siebie. Wszyscy włącznie z Krisem leżeli na ziemi, a za ciałami stała kobieta o włosach ciemnego blond.
-Czy on nie żyje?
-Uśpiłam ich. Przydadzą się jeszcze Nagro, szczególnie Kris. Wynoście się stąd, nie mam zamiaru zużywać dużo mocy, szczególnie, że jest mi teraz potrzebna.- Pokiwaliśmy tylko głowami i wyszyliśmy pośpiesznie z pałacu.  Teraz rozumiem o co chodziło z tym ostrzeżeniem, nie było można ufać Krisowi. Nigdy bym się tego nie spodziewał, przez długi czas trzymaliśmy się razem i nigdy nie odniosłem wrażenia, że mu to nie pasuje. No nic trudno, widocznie tak musiało być.


            Bez trudności dotarliśmy do strażnicy. Tak samo jak na początku pobytu tutaj ponownie zostaliśmy zatrzymani przez wampirzycę.

-Jestem niezmiernie zaskoczona tym, że żyjecie, jak wam się to udało?
-Urok osobisty.- Dedris prychnęła i wskazała ręką kierunek z którego przybyliśmy.
-Droga wolna.-  Rzuciliśmy ostatnie spojrzenie tej obcej i niebezpiecznej krainie. Niby raj dla wampira, ale bez cienia wątpliwości ruszyłem w ciemność przed nami. Gdy cali zanurzyliśmy się w ciemności dostałem mroczków przed oczami i po chwili nie byłem w stanie utrzymać świadomości.
            Ocknąłem się w jakimś ogrodzie po środku pentagramu. Rozejrzałem się i dostrzegłem wstających Colina i Eileen. Pomasowałem skronie, które pulsowały i podniosłem się z ziemi.
-Udało się.- Wyszeptała Eileen.
-Tak.- Uśmiechnąłem się w duchu na samą myśl.
-Chodźmy do środka, musimy powiedzieć innym, że jesteśmy.- Powiedział Colin. Kiwnąłem głową w stronę drzwi i po chwili staliśmy w przestronnym salonie ojca Alice. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy, Nathaniel, Gabriela, Lilith, a nawet Margaret.  Wszyscy gwałtownie podnieśli się ze swoich miejsc patrząc na nas wyczekująco.
-Mamy lekarstwo.- Po salonie rozszedł się szmer ulgi.- Pozwolicie, że…
-Oczywiście, ale jak już poczuje się lepiej to przyjedźcie.
-Jasne.- Wyszliśmy w czwórkę, ja, Eileen, Colin i Lilith. Najchętniej i tak zrobiłbym to sam, ale cóż bywa. Do domu dotarliśmy ekspresowo. Moja siostra, wilkołak i… Lilith, jeszcze nie mogę przyzwyczaić się do myśli, że to moja córka, zostali w salonie. Najwidoczniej zdawali sobie sprawę jaka to intymna dla mnie sprawa.
            Niepewnie, lekko chwiejnym krokiem wspiąłem się po schodach do sypialni Alice. Wszedłem do środka i ujrzałem ciało mojej ukochanej. Jej skóra była szara i szorstka niczym kora drzewa. Gdzie nie gdzie widać było błękitne żyły. Włosy nie były tak ogniste jak kiedyś, policzki zapadnięte, a usta sine. Jak najszybciej otworzyłem fiolkę i przezroczysty płyn wlałem w martwe usta Alice. Usiadłem na krawędzi łóżka i zacząłem czekać na jakąkolwiek oznakę życia.
            Mijały minuty później godziny i nic, kompletnie nic. Powoli wpadałem w panikę, zacząłem potrząsać jej ciałem, ale to na nic.
-Alice! Błagam, Alice! Obudź się!- Z zrezygnowaniem zagarnąłem zwłoki w ramiona i trzymałem, mając nadzieję na cud. Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza.







  


Nie miałem już siły patrzeć na to co zostało z mojej Alice. Podniosłem się z łóżka i zszedłem na dół. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że ona odeszła na zawsze. Łzy poleciały strumieniami, nie powstrzymywałem ich, bo niby po co? Wślizgnąłem się do salonu i opadłem na podłogę opierając się o kanapę.

-Bracie co się dzieje? Gdzie Alice?

-Nie ma jej, nie ma. Ona naprawdę nie żyję, rozumiesz? Nie ma już żadnej nadziei, Alice nie wróci. Te pieprzone lekarstwo nie podziałało! Dlaczego ona?! Ona musi życia, przecież dostała lekarstwo. Boże Alice! Moja piękna.- Eileen ze łzami w oczach podeszła do mnie próbując objąć. Strzepnąłem ramiona siostry.

-Zostaw mnie! Ja chcę Alice! Eileen dlaczego to dzieje się mnie?- Mówiłem bez składu i ładu. Byłem zrozpaczony. To nie może być prawda.

-Nie wiem braciszku, nie wiem. Ja też ją pokochałam, przykro mi.- W końcu dopuściłem siostrę do siebie i zastygliśmy w uścisku rozpaczy.- Ciii, spokojnie.

Obserwatorzy