czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział XXXVI

Ta dam ! I oto jest kolejny rozdział ! Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu!
Zapraszam do czytania i komentowania, liczę na dużo, długich i szczerych opinii ;P :D

PS zapraszam na swiat-ze-zwiastunow.blogspot.com gdzie podjęłam staż jako BlueEyes. Zachęcam do składania zamówień nie koniecznie u mnie ;)

Całusy moi kochani i wierni czytelnicy ;******** Kocham was i przepraszam za przerwy, już niedługo wszędzie je nadrobię <3
~~~~
 
 
ALICE

            Dotarliśmy do rezydencji w pośpiechu. Cała adrenalina, która we mnie krążyła uszła. Poczułam niewiarygodne zmęczenie i gdyby nie to, iż jestem w jakiejś części wampirem, zemdlałabym. Usiadłam na kanapie, a Alex, który do tej pory milczał, nalał nam w szklanki jakiegoś trunku. Wzięłam jeden duży haust alkoholu i przeniosłam wzrok na wampira, który siedział obok i wpatrywał się we mnie pytająco. On, w porównaniu do mnie, nie wiedział kompletnie nic z tego co się ze mną dzieje.

-Jestem po części aniołem, a to był fragment moich mocy. Stało się to po tym jak ożyłam. Najwyższa Rada dała mi zadanie bym zniszczyła nadchodzące zło. I nie, nie wiem na ile mnie stać. Wiem, że mogę widzieć aury istot żyjących i jak widziałeś zabijać za pomocą dotyku, co jest przerażające.- Powiedziałam na jednym wdechu.

-O co chodzi z tym „nadchodzącym złem”?

-Wiem tylko tyle, że mrok powstaje i na jego czele najprawdopodobniej stoi Pierwotny wampir.

-Ciekawe który.

-Jak to?

-To nieważne.

-Alex.- Wampir przekręcił oczami po czym westchnął.

-Pierwotnych jest więcej. Do tej pory poznałem trzech, żaden z nich nie jest wyjątkowo sympatyczny. Okej, co teraz będzie?

-Nie wiem. Ta cholerna rada nic mi nie powiedziała! Ah tak zapomniałam, mówili że dojdę do tego samodzielnie!- Warknęłam gwałtownie podrywając się z siedzenia.

-Alice.

-Ty to powiedziałeś?

-Alice, to ja Anariel.

-Niby co?

-Już nic. Pominęłam ci fragment wątku z moim Aniołem Stróżem, Anarielem. Od czasu do czasu pomaga mi.

-Jest tu?

-Mhm.

-Jestem w twoim umyśle, aniele. Przynieś jakąś kartkę.

-Alexie przynieś mi szybko kawałek papieru i długopis.- Zakomenderowałam, a Alex zniknął na sekundę by wrócić z tym o co go prosiłam.- Dzięki.

-Podam Ci adres.

-Czyj?- Spytałam w myślach.

-Mojego przyjaciela, nazywa się Joseph i jest upadłym aniołem.- Przełknęłam ślinę.

-Upadłym? Czy to przypadkiem nie są ci źli?!

-Upadły nie oznacza zły. Upadł ponieważ zakochał się w śmiertelniczce, którą odratował przed śmiercią. Ona odwzajemniła to uczucie. Mniejsza o to, jedź do niego, a on pomoże ci rozwinąć twoje moce, kontrolować je oraz umiejętnie manewrować twoją energią. Moce aniołów są niewyobrażalnie silne, nawet dla mieszańca anioła i innych dwóch silnych ras operowanie nią może okazać się zbyt wyczerpujące.

-Dziękuję.

-Nie mogę być przy tobie cieleśnie, ale bynajmniej mogę Ci pomóc tak. Tak bardzo chciałbym…

-Nie! Nie waż się dla mnie spadać z piedestału!

-Łatwo ci powiedzieć. Czasem dzieje się to instynktownie, ale staram się aniele.

-Nie zasłużyłam na takie miano. To ty jesteś aniołem, a ja jakimś mieszanym popychadłem Rady.

-Och nie… Nie rozumiesz jeszcze wiele rzeczy. Szanuj to, że mas przy sobie osoby, które cię kochają.

-I ciebie.

-W pewnym sensie tak. Pisz: 9100 Wilshire Blvd,  Ste 725E, Portland.

-Jeszcze raz dziękuję.

-Nie masz za co.- Ocknęłam się z ‘’transu’’ z uśmiechem na twarzy. Ten adres był dla mnie szansą na przygotowanie się do nadchodzącej przyszłości, wojny. Tę perspektywę należy zacząć brać na serio. Spojrzałam na mojego chłopaka. Jak to przyziemnie brzmi w porównaniu do naszego życia.

-Ruszamy w drogę.- Zamachałam kartką przed jego twarzą.

-Portland.- Mruknął sam do siebie.

-Jakiś problem?

-Nie.- Uciął. Wzruszyłam ramionami i pobiegłam do sypialni. Wyciągnęłam czarną walizkę spod łóżka wampira i zaczęłam pośpiesznie nas pakować. Wrzuciłam kilka ubrań i najpotrzebniejsze kosmetyki. Po kilku minutach byliśmy gotowi do drogi. Przy drzwiach zatrzymała nas Eileen.

-A wy dokąd?

-Ważna sprawa w Portland. Wyjaśnię Ci później, teraz nie mamy czasu. Proszę dzwoń do nas jeśli zacznie dziać się coś dziwnego tutaj, ok.?

-Jasne.

-Gdzie podziała się w ogóle Lilith? – Pozostała dwójka wzruszyła tylko ramionami. Nie czekając na więcej wyjaśnień zapakowaliśmy się do jaguara Alexandra i ruszyliśmy w drogę.

            Samochód sunął po drodze z zawrotną prędkością. Las za oknami stał się zielono brązową smugą, a mijane auta nieruchomymi plamami. Powtarzałam sobie w myślach, że jesteśmy nieśmiertelni i nic nam nie może się stać. Mimo to ściskałam krawędzie siedzenia palcami tak, że paznokcie bez problemu przebijały się przez ciemny materiał i zanurzały się w miękkiej gąbce.
            Portland oddalone było od naszego miasteczka o jakieś osiem do dziewięciu godzin jazdy. No może z Alexem za kierownicą czas przejazdu skróci się do siedmiu. Wiedziałam co nas czeka na końcu trasy i po powrocie, jednak wydawało się to teraz odległe, poza nami. W tej chwili byłam zamknięta w jednym samochodzie wraz z wampirem, którego, jak sobie uświadomiłam, prawie wcale nie znałam. Kompletnie nic o nim nie wiedziałam, a on o mnie. To było smutne, że łączy nas tylko zlepek tragicznych wydarzeń i niekończący się pech. Jakim cudem mogliśmy się tak kochać i tak nieskrępowanie czuć się we wzajemnym towarzystwie?

-Coś cię trapi.- Stwierdzenie mojego partnera wyrwało mnie z myśli.

-W sumie to nic takiego.

-Opowiedz mi.

-Jesteśmy ze sobą, a praktycznie nic o sobie nie wiemy co czyni nas obcymi dla siebie osobami. Łączy nas tylko wiszący nad nami pech. Moja przemiana, moja śmierć, moje powstanie z grobu, teraz to.

-Mam pomysł pograjmy w dwadzieścia pytań, co?

-To nie o to chodzi.- Alex przybrał zmartwioną minę, zwolnił i zjechał na pobocze. Bez zastanowienia otworzyłam drzwi i wysiadłam. Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas zleciał, a niebo przybrało granatowy odcień. Alex stanął przede mną z lekko zmartwioną miną.

-Więc co? Sadzisz, że nasza miłość jest sztuczna? Że tak naprawdę TO nie ma prawa bytu? Bo niby nie spędziłem z tobą dziesięciu lat, nie wiem czy słodzisz trzy czy dwie łyżeczki? Nie Alice. Najważniejsze jest to co czujemy w sercu, to jak nasze ciała, dusze reagują na mnie czy ciebie. Nie chodzi o doświadczenie, czas, liczy się to jak bardzo się kochamy.

-Alex, ale ja mam dopiero osiemnaście lat! Powinnam przeżyć zwykłe zakochanie w zwykłym chłopaku tak jak przystało na zwykłą dziewczynę!

-Ale ty jesteś wyjątkowa, piękna.- Zaczesał palcami kosmyki moich włosów za ucho, posyłając pocieszające spojrzenie.
 
 

- Wiem, że nie jestem idealnym kandydatem na chłopaka. Wiem, że istnieją tysiące powodów dla których jestem dla ciebie nieodpowiedni. Wiem, że to wszystko dzieje się przeze mnie i wiem, że nie istnieje sposób, przeprosiny by ci to wszystko wynagrodzić, ale jestem. I zawszę będę przy tobie bo cię kocham. Nad życie. Na wieczność, ponieważ taka miłość nigdy nie umiera.

-I ja ciebie też.

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział XXXV



Witajcie z powrotem ! 
Postanowiłam coś dodać po powrocie i przed kolejnym wyjazdem... Wiem, że dużo tego wam nie dałam, ale tak jakoś...Duużo dialogów, ale inaczej się nie dało, musiałam co nieco  wyjaśnić ;D 
Sorka za błędy!
No więc lecę paaa ;***


ALICE

            Ta noc nie była dla mnie spokojna. Wpatrywałam się w śpiącego Alexa rozmyślając o tym co się dzieje i o tym co się wydarzy, a wydarzy się na pewno. Czułam to całą sobą. Coś wielkiego się zbliżało, ale jeszcze nie wiedziałam co. Przekręciłam się na plecy.
-O czym myślisz piękna?- Moje uszy owiał jego miękki baryton.
-Muszę przeprosić jeszcze jedną osobę.- Pocałowałam go w policzek i wyszłam do ogrodu. Usiadłam na zielonej trawie, przymknęłam powieki, skupiłam się na aurach. Gdy otworzyłam oczy wszystko otoczone było delikatną mgiełką, nawet drzewa. Ogród mienił się w wielu barwach, wydawał się tysiąckroć bardziej żywy i barwny niż normalnie bez mojej nowej mocy.
-Anarielu.- Wyszeptałam licząc, iż zjawi się na moją cichą prośbę.
-Mnie szukasz?- Poderwałam się na nogi i zwróciłam twarzą do anioła.
-Chciałam przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. Nie byłam sobą.
-Wiem. Cieszę się, że już jesteś sobą.
-Pamiętam co mi powiedziałeś…
-To nieistotne i mało ważne teraz.
-Teraz?
-Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ale wiedz, że zbliża się coś strasznego. Mrok i zło powstają, wkrótce uwolnią się z Mrocznego Wymiaru i tylko ty będziesz mogła ich powstrzymać. Musisz być gotowa, a ponieważ złożyłaś przysięgę, także na ofiary.
-O czym ty mówisz?
-Wkrótce się dowiesz aniele.- Anariel odwrócił się z zamiarem odejścia. Jego śnieżnobiałe skrzydła naprężyły się gotowe do uniesienia jego ciała ku górze. Chwyciłam go za nadgarstek zatrzymując jednym ruchem. Anioł patrzył na nasze ręce w osłupieniu.- Czujesz to?
-Oczywiście. Coś nie tak?
-To nie powinno być możliwe.- Podniósł dłonie i dotknął moich nagich ramion. Jego dotyk był ciepły i kojący, napawał spokojem.- Może… Ah, muszę już iść.- Zamachnął się skrzydłami i zniknął w delikatnym blasku porannego słońca. Opadłam ponownie na trawnik chowając swoją moc wgłąb siebie. To było dziwne i zastanawiające. Do mojej głowy nasuwały się kolejne pytania bez odpowiedzi.
            Siedziałam za domem jeszcze chwilę myśląc nad niewiadomymi, dopóki nie poczułam narastającego głodu. Z westchnieniem wróciłam do środka rezydencji kierując się do kuchennej lodówki. Wyjęłam jeden szpitalny woreczek i przelałam jego zawartość do niebieskiego kubka. Powoli zaczęłam sączyć czerwonawy płyn. Słodkawa ciecz przynosiła ukojenie rozdrażnionemu gardłu, ale nie duszy i umysłowi. Odstawiłam puste naczynie do zlewu i w wampirzym tempie pognałam do sypialni. Wyciągnęłam pierwsze lepsze jeansy i podkoszulek.
            Alexander jeszcze spał, więc mogłam bez zbędnych wytłumaczeń wyjść. Musiałam skontaktować się z jakąś czarownicą, a jedyną jaką znam jest Gabriela. Ruszyłam w kierunku willi mego ojca przez powoli budzące się do życia miasto.
Niebo przykryło się szarawymi chmurami, zaczął wiać wiatr, który rozwiewał moje włosy w każdym kierunku świata. Przyśpieszyłam kroku czując naglącą potrzebę znalezienia się w zamkniętym pomieszczeniu. Znowu miałam wrażenie, iż ktoś czai się za rogiem.
            Dojście do zamierzonego celu nie zabrało mi dużo czasu. Zapukałam w drzwi trochę histerycznie i nader głośno. Otworzyły się po chwili ze szmerem. Nikt jednak nie stał w progu. Z lekkim wahaniem weszłam do środka, idąc na poddasze, gdzie mieszkała czarownica. Wejście do jej ‘’mieszkania” również było otwarte.
-Wejdź śmiało Alice.
-Witaj Gabrielo.
-Domyślam się, że chodzi o tajemnicze i z lekka straszne słowa twego Anioła Stróża Anariela?
-Skąd…?
-Mam swoje sposoby.- Posłała mi ciepły uśmiech jakby to nic nie znaczyło.- Siadaj.- Gdy to uczyniłam kontynuowała.- Od pewnego czasu wraz z twoim skrzydlatym opiekunem studiujemy to czym się stałaś. Wiadomo, że byłaś w połowie dzieckiem księżyca i w połowie dzieckiem nocy, teraz zaś na pewno dostrzegłaś u siebie nowe moce. Inni też je dostrzegli.
-Czym one są?
-Mocą najwyższych aniołów. To co się u ciebie rozwinęło to dopiero przedsionek tego czego możesz dokonać.
-Faktycznie Rada coś wspominała, jednak nie za bardzo rozumiem to co się dzieje i o co chodzi z jakąś misją i powstającym złem.- Kobieta nalała w filiżankę jakąś herbatę, która dziwnie pachniała i usadowiła się naprzeciw mnie.
-Mogę ci tylko pomóc zrozumieć niektóre sprawy, ale do wszystkiego i tak sama musisz dojść. Na temat aniołów i ich wybrańców nie wiem zbyt wiele tylko to co przekazują mi ci hojni, na przykład Anariel. Jak wiesz od zarania dziejów na Ziemi i nie tylko panuje odwieczna wojna między dobrem, a złem. Istnieje stara legenda na temat wybrańca i nadchodzącej wojny. Oczywiście ów wybraniec nie koniecznie może stanąć po dobrej stronie.
-Na czym ona polega?
-‘’Gdy największa moc zstąpi z Niebios i zostanie wcielona w żywą istotę demony zła wylęgną się by stoczyć ostateczną walkę z nią. Waga nadal stoi i w każdej chwili może przechylić się w którąś stronę…” To tylko fragment. Chodzi o to, że musisz wybrać po której stronie się opowiesz. Jeśli wybierzesz dobro to w walce zniszczysz tych, którzy grożą równowadze. Jeśli jednak staniesz po stronie zła, anielska moc zostanie zabrana i przerodzi się w szalejące zniszczenie. Anioły zostaną bez jakiejkolwiek ochrony i będą łatwym celem dla mroku.
-Aha.- Mruknęłam, nie będąc w stanie wypowiedzieć nic więcej.- Co jeszcze będę umiała?
-Tego nie wie nikt. Twoja nowa siła jest nieograniczona póki nie ograniczy cię wyobraźnia i cel.- Pokiwałam powoli głową.
-Jestem teraz aniołem?
-Po części tak.
-Czy jest coś co powinnam jeszcze wiedzieć za nim odkryję jakieś nowości?
-Pamiętaj wieści szybko się rozchodzą, oni już idą po ciebie.
-Dziękuję ci.
-Zawsze do usług.- Wstałam z miękkiego fotela i wyszłam z jasnego budynku.
            Szłam szarym chodnikiem złożonym z cementowych płyt. Byłam już prawie przy rezydencji kiedy ujrzałam idącego w moją stronę Alexa.
-Co ty tu robisz?- Spytałam.
-Wyszedłem po ciebie.- Powiedział nachylając się do moich ust. Nie zdążył złożyć jednak na nich pocałunku, gdyż za nim ujrzałam mężczyznę z kołkiem w ręku. Wyskoczyłam za Alexa wbijając swoją dłoń w klatkę piersiową bruneta. Trzymałam go za serce, a moje obie ręce świeciły błękitno złotym blaskiem. W tamtej chwili wydawało się to takie naturalne.
Skóra oprawcy zszarzała i wystąpiły na nią liczne czarne żyły. Jego oczy rozszerzyły się.
-Czego chcesz?!- Warknęłam.
-ON mnie przysłał. Kazał unieszkodliwić twojego kochanka i sprowadzić mu ciebie.
-Jaki ON?!
-Pierwszy wampir.
-Po co?
-Zabije mnie jeśli ci powiem.- Wysapał.
-Bynajmniej będzie to później niźli teraz.
-Zbiera armię i szykuje się na wojnę. Wie, że jesteś wybrańcem i chce mieć ciebie po swojej stronie.- Ścisnęłam go mocniej za serce. Zbladł jeszcze bardziej.
-Posłuchaj uważnie, powiedz swojemu panu, że jeśli ma do mnie sprawę to niech zgłosi się osobiście, a nie wysyła nic nie wartych sługusów. A i jeszcze jedno, nie przejdę na jego stronę choćby nie wiem co mi ofiarował.  Jestem gotowa stawić mu czoła. Rozumiesz?- W odpowiedzi otrzymałam szybkie kiwnięcie głową. Wyrwałam rękę z jego piersi i mijając go ruszyłam z powrotem do domu.

Obserwatorzy