czwartek, 21 marca 2013

Rozdział XIX



Oczami Alexandra
                Po kilkunastu minutach doszliśmy do drewnianej wieży, obok której ciągnęła się brukowa droga. Jezu tu się nie zmieniło co najmniej od średniowiecza. Z budynku wyszła czarnowłosa kobieta. Ubrana była w gorset oraz sznurowane spodnie. Przy pasie miała srebrny miecz, złoty sztylet, a w ręku drewnianą włócznię. Ful wypas, zabiła by chyba każdą nadprzyrodzoną istotę. Zapisać w notatniku, nie drażnić czarnowłosych pań. Kobieta zastąpiła nam drogę i obdarzyła złowrogim spojrzeniem.
-Czego tu szukacie?- Powiedziała chłodno. Nikt z załogi nie kwapił się do odpowiedzi, więc wystąpiłem przed szereg.
-Przyszliśmy odwiedzić pewnego wampira.- Obdarzyłem ją szerokim uśmiechem.
-Nie owijaj w bawełnę kotku, tylko gadaj po co tu przyleźliście, bo na herbatę to tu nikt nie wpada, a jeśli nie to wracaj skąd przyszedłeś.
-Okej, kotku, potrzebujemy coś od Pierwszego wampira.- Wybałuszyła oczy po czym odwróciła się i spojrzała gdzieś przed siebie. Gdy ponownie zaszczyciła nas spojrzeniem, jej mina nieco złagodniałą.
-Jesteście pewni, że to pilne? Nagro to nie jest dobry duszek, który spełnia prośby za darmo.
-To sprawa życia lub śmierci, przepuść nas.
-Kaleb!- Obok nas zjawił się niespodziewanie mężczyzna. Na pierwszy rzut oka była widać, że to rodzeństwo.- Zostań na posterunku. Ci idioci idą do Nagro.- Spojrzał na nas zaskoczony, ale nie skomentował wypowiedzi swojej siostry.- Zaprowadzę was tylko do miasta dalej musicie radzić sobie sami. Tak w ogóle to nazywam się Dedris.
-Ded to taka metafora?
-Jeśli chcesz być bardziej martwy to i owszem. Chociaż nie wiadomo na co was przerobi Pierwotny.- Na jej ustach zagościł tajemniczy uśmieszek. Coraz bardziej mi się tu podoba. Ruszyliśmy w stronę rysującego się w oddali miasta.- Widzicie ten ogromny pałac na końcu horyzontu?
-Yhym.
-Tam właśnie on mieszka.- Dalej szliśmy w ciszy. Na około nas była tylko pustka, nie było ani jednego drzewa czy kwiatu. Puste pola porastało morze czerwono – czarnej, krótkiej trawy. Coś w tym miejscu sprawiało, że na moim karku włoski stawały dęba. Po prostu jest tu upiornie. Byłem bardzo ciekaw jak wygląda miasto. Po piętnastu minutach moje pytania zostały rozwiana. Budynki były drewniane, niektóre ceglane. Brukowana droga przepasana była miejscami pisakową, gdzie występowało błoto. Ogólnie panował spory ruch. Rozejrzałem się wokoło, od razu w oczy rzucał się podział na rasy. To znaczy było widać kto jest człowiekiem, a kto nie. Ludzie ubrani byli gorzej, biedniej, u niektórych dało się dostrzec rany po ugryzieniach, bądź siniaki, ale niektórzy nie wyglądali, aż tak źle. Raczej nie chciał bym być tutaj człowiekiem. Kątem oka dostrzegłem przerażenie na twarzy Eileen i obrzydzenie na twarzy Colina. Faktycznie nie był to zbyt przyjemny widok, ale bez przesady, my jesteśmy tymi lepszymi, nie ma czego się bać. Gdy wytężyłem bardziej zmysły do mojego nosa doleciał zapach błota, potu zmieszany z zapachem krwi. Przez moją twarz przemknął cień głodu.
-Gdzie można coś przekąsić? Pamiętając, że ten blondasek to wilkołak i raczej ludzi nie jada.
-Ty i ona idźcie do „Spijalni Georga”, musicie iść prosto i skręcić w pierwszą, lewą uliczkę, tablica jest dość duża, więc powinniście trafić bez problemu. Co do wilkołaka – tu spojrzała na niego z lekkim wstrętem – to znajdziesz karczmę w swojej dzielnicy. Idź prosto i skręć w trzecią aleję po prawo. Zresztą wydzielona jest dużą bramą, więc również nie powinieneś mieć problemu. Pałac znajduje się kawałek za miastem, po drugiej stronie. Wystarczy iść cały czas prosto, możecie jechać lektyką bądź powozem, ale sądzę, że piesza wycieczka będzie bardziej… interesująca. Aha, jeśli zabijecie jakiegoś człowieka to nic wam się nie stanie, ale jeśli będzie to ktoś innego gatunku możecie zostać ukarani.- Za pasa wyciągnęła dwie sakwy. Jedną wręczyła mi, drugą Colinowi.- Tym się płaci. A więc witam w Wymiarze Śmierci, miłego pobytu życzę.- Kobieta w wampirzym tempie ulotniła się zostawiając nas samych. Colin udał się w swoim kierunku, a ja i Eileen w swoim. Wszyscy patrzyli na nas z podejrzeniem, nie wiem czy to przez strój czy co.
-Siostrzyczko?
-Co?
-Dasz radę napić się z niewinnego człowieka? Zauważyłem, że ostatnio jedziesz tylko na woreczkach.
-Wolę się trochę pożywić niż uschnąć.
-Jestem z ciebie taki dumny.
-Nie możesz odpuścić?
-Po pierwsze, sama chciałaś tu przyjść, po drugie mógłbym, ale drażnienie ciebie umila mi czas.- Po chwili staliśmy już przed spijalnią. Weszliśmy do środka i od razu uderzył we mnie intensywny zapach krwi. Sala podzielona była na mniejsze pomieszczenia, odgrodzone ciężkimi, czerwonymi zasłonami. Co jakiś czas dało się słyszeć jęki i ciche szepty. Podeszliśmy do baru, za którym stał około trzydziestu letni mężczyzna.
-Nowi?
-Tak jakby.
-Tylko krew?
-Tylko.
-A dla pięknej pani?
-Również.
-W takim razie proszę za mną.- Mężczyzna podprowadził nas do ściany, która była osłonięta kotarą. Pociągnął za gruby, złoty sznur. Kotara rozsunęła się na dwie strony odsłaniając dziesięć kobiet przypiętych łańcuchami do ściany. Okej, nawet dla mnie to nie jest normalne. Ich przerażony wzrok był utkwiony w naszej trójce. Każda ubrana była w skąpą suknię. Niektóre dygotały, inne płakały.- Możecie sobie wybrać posiłek, przepraszam panią, ale chwilowo nie posiadam męskich odpowiedników.
-Weźmiemy dwie. Ja poproszę tą pierwszą z brzegu blondynkę. Siostrzyczko?- Usłyszałem jak głośno przełyka ślinę. Nic nie powiedziała tylko wskazała palcem pulchną szatynkę.
-Doskonały wybór, świeży towar.- Uśmiechnął się do nas i wypuścił kobiety.- Nie muszą wracać żywe.- Moja ofiara zaczęła krzyczeć i zerwała się do ucieczki. Szybko zagrodziłem jej drogę, złapałem za nadgarstek i nakazałem umysłem by się nie stawiała. W czwórkę udaliśmy się do jednego z ‘’prywatnych’’ pomieszczeń. W środku znajdowały się kanapy i lampka, która rzucała blade, żółte światło. Bez słowa zatopiłem kły w tętnicy niewolnicy. Gdy lekko osłabła usiadłem na miękkim siedzeniu. Sama krew przynosiła ogromne ukojenie mojemu spragnionemu gardłu i suchym żyłą. W smaku była dobra, ale zacząłem porównywać ją do krwi Alice. Nie ma co, w życiodajność płynów wampirza krew jest dużo lepsza, ale Alice to Alice, zawsze będzie najlepsza. W każdym calu.
Serce kobiety słabło z każdą sekundą. Nie chciałem się odrywać, pragnąłem tylko jednego, zatopienia smutków ostatnich dni w krwi. Przylgnąłem do niej jeszcze mocniej, tym samym bardziej rozszarpując jej delikatną skórę szyi. Z gardła człowieka wydobył się stłumiony krzyk.
-Alex! Starczy ci!- Usłyszałem głos Eileen, był on jednak poza mną. Gdy serce kobiety przestało bić niechętnie oderwałem się od niej. Chwilę miałem zamknięte oczy rozkoszując się cudowną siłą, która napłynęła i napędziła moje wnętrze.- Aż tak bardzo nie mogłeś się powstrzymać?!
-Mogłem, ale jakoś musiałem poprawić sobie humor.
-Pozbawiony moralności idiota!- Warknęła i wyszła. Udałem się za nią.
-Już? Może coś jeszcze zaserwować?
-Nie dziękujemy. Jedna jest martwa, druga jeszcze żyje.
-Klient nasz pan.- Zaśmiałem się sam do siebie.- Trzy monety za jedną.- Otworzyłem sakwę i wręczyłem mu sześć srebrno – złotych monet z podobizną jakiegoś mężczyzny, najprawdopodobniej Pierwotnego wampira.
-Na pewno tu jeszcze wrócimy.
-W takim razie do zobaczenia.- Wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w kierunku dzielnicy wilkołaków. Mam nadzieję, że ten kundel nazbyt się nie rozhulał. Przy ogromnej, o ironio, srebrnej bramie zastaliśmy opierającego się o nią Colina.
-Może odpoczniemy przed najtrudniejszym?- Zaproponował. Ah no tak temu poza miską z jedzeniem potrzeba również dwudziestu godzin snu. Zwierzęta. Prychnąłem.
-Nie lepiej rozgościć się w pałacu?- Poruszyłem znacząco brwiami.
-Jeśli cię do niego w ogóle wpuszczą.
-Niech ci będzie.
-Alexander?- Usłyszałem za plecami męski baryton. Odwróciłem się i ujrzałem szatyna o zielonych oczach, odzianego w bogate szaty. Przyjrzałem się uważniej jego twarzy, która wydawała się z skądś znajoma. Po chwili dostałem olśnienia.
-Kris! Ile to lat minęło? Sto? Dwieście?
-Dokładnie sto dwadzieścia trzy brachu. Tak w ogóle wy po tej stronie?
-Długa historia.
-Więc zapraszam do siebie.
-Na chwilę.
-Jasne.- Mrugnął do mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Pobyt tutaj zapowiada się coraz ciekawiej.











++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Hejka ! 

I po dość długiej przerwie jest, przepraszam was za nią, ale nie mam czasu... ;/
Mam nadzieję, że ten rozdział się wam podoba i, że takie przeprosiny przyjmiecie :D 
Przepraszam również jeśli kogoś ostatnio nie informowałam o NN lub zaniedbałam czyjeś opowiadanie, piszcie mi to śmiało tutaj :) Postaram się poprawić :)
Tak więc liczę na szczere komentarze! 
Pozdrawiam i do napisania ;**

piątek, 15 marca 2013

Rozdział XVIII



Oczami Alexandra
                Nie mogłem uwierzyć, że ona nie żyje. Gdy ten wilczek przebił jej drobne ciało kołkiem niemal czułem ten ból w swojej piersi. Odkąd nie… żyje poruszam się jak automat. Nigdy się tak nie czułem, jak bym sam był martwy, jak by ktoś wyrwał mi duszę. Nie reagowałem na nic, mój umysł, dusza, serce wszystko powoli obumierało. Westchnąłem, czy możliwe jest by człowiek, wampir kochał kogoś tak bardzo, że po śmierci tej osoby twoje ciało i całe jestestwo po prostu odmawia wykonania jakiejkolwiek czynności życiowej? Śmierć matki mną wstrząsnęła, moja i Eileen przemiana zszokowała, śmierć Alice wręcz zabiła. Ale jest jeszcze mała nadzieja, jej słowa, tylko to trzyma mnie przy życiu.
                Gdy po całej ‘’akcji’’ wróciliśmy do domu odłożyłem ciało Alice na łóżko w jej sypialni i nakryłem kocem. Tak jak powiedziała przed śmiercią, zajrzałem pod materac. Faktycznie znalazłem tam księgę. Otworzyłem na czerwonej wstążce. Na lekko żółknących kartkach widniały dziwne znaki, świetnie, bez czarownicy się nie obejdzie. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na martwe zwłoki dziewczyny, którą kocham.
-Eileen! Idziemy do jej ojca!- W wampirzym tempie zbiegłem na dół.
-Czy ja też mogę iść?- Spytała Lilith.
-Wisi mi to młoda. Tylko nie przeszkadzaj.
-Alex? Wiesz, że musisz nastawić się na… najgorsze.- Posłałem jej chłodne spojrzenie.
-Jeśli nie masz już nadziei to lepiej pożegnaj również mnie. Ja nadal wieżę. Ona musi żyć, musi!- Warknąłem.
-Może po prostu zaprzeczasz?
-Przestań udawać mojego psychologa! Ona będzie żyć, więc milcz i idziemy.
-Myślisz, że mnie to nie obchodzi?! Jeśli tak to jesteś w błędzie! Była mi siostrą, bo brata już od dawna nie mam!
-Nie traćmy więcej czasu.
-Przepraszam.- Szepnęła. Naprawdę w tej chwili mało mnie obchodzi co ona myśli. Najważniejsze żeby Al wróciła. Wsiedliśmy do mojego jaguara i pojechaliśmy do domu pierwotnego wilkołaka.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Nie pukając wtargnąłem do środka budynku.
-Wiedźmo! Wiedźmo!
-Nie musisz się tak pieklić, wampirze.
-Co tu się dzieje?
-Alice nie żyje.
-Że co?!
-Nath, uspokój się.- Powiedziała władczo wiedźma.
-Mam księgę, wisiorek, więc rusz swój magiczny tyłek i do roboty.
-Zostańcie tu. Pójdę do siebie przestudiować wszystko w spokoju.
-Co mamy robić?
-Czekać.- Jej spokój mnie dobijał.
-Ah czekać?! Cudownie!- My przeszliśmy do salonu. Dziewczyny siedziały, a ja i Nath nerwowo krążyliśmy po salonie. Bezczynność nakręcała mnie, wolałbym działać, robić cokolwiek. Czas leciał nieubłaganie, minęła godzina, może trzy, w końcu jednak czarownica pokazała nam się. Oddała mi wisiorek szepcząc na ucho, że mam pilnować go jak oka w głowie.- Więc?
-W dużej księdze, którą posiadaliście było zapisane zaklęcie i kto musi je wykonać oraz jak, poszukałam dokładniej w innych zapisach i musicie przenieść się do Wymiaru Śmierci. Do zaklęcia potrzebujemy Strażnika Wymiaru, tak się składa, że ja nim jestem. Przejdźcie na taras zaraz do was dołączę.- Nie minęło piętnaście minut, a Gabriela wróciła do nas. W prawej ręce trzymała laskę zakończoną szarą kulą. Na ziemi solą usypała jakieś znaki, pentagramy, w czterech miejscach oznaczających kierunki świata rozstawiła świece.
-Dodam parę słów od siebie. Po drugiej stronie świat wygląda inaczej, tam czas się zatrzymał. Wymiar Śmierci to świat wszystkich istot nadnaturalnych. Wampirów, wilkołaków, czarownic, zmiennokształtnych, upadłych aniołów. Powstał on by powstrzymać pierwszego wampira, cztery najpotężniejsze czarownice, pochodzące z różnych klanów złączyły się i uwięziły go by nigdy więcej nie mógł zagrozić ludzkości. Od tamtego czasu w czterech klanach co kilkaset lat pojawia się Strażnik, który pilnuje porządku. By zdobyć lekarstwo musicie dotrzeć do Nagro, pierwszego. Uważajcie tam wszystko wygląda inaczej. Nie ma woreczków z krwią, ludzie są od tego, można powiedzieć, że panuje niewolnictwo. Och i rządzi Nagro, który nie jest zbyt… sympatyczny. Pamiętajcie, że nie pomogę wam, gdy znajdziecie się w Wymiarze. Kto idzie?
-Oczywiście, że ja.- Prychnąłem.
-Ja też idę.- Odezwała się moja siostrzyczka.
-W takim razie i ja pójdę.- Stwierdził Colin.
-Ekhem nie zapominajcie o mnie.
-Zachowam się teraz jak na ojca przystało, nie ma mowy!
-No weź, mogę się przydać.
-Nie i koniec. Gabrielo zaczynaj.- Lilith zrobiła naburmuszoną minę, wiedźma pokiwała tylko głową.
-Stańcie na środku okręgu, gdy zacznę nie wolno wam przekroczyć linii, ponieważ wszystko się przerwie i uważajcie na siebie.- Zrobiliśmy jak kazała i po chwili wiedźma zaczęła wymawiać słowa w dziwacznym języku. Przed oczami ujrzałem mroczki, osunąłem się w ciemność.
                Wybudziłem się, czułem pulsujący ból w głowie. Podniosłem się na rękach do pozycji siedzącej. Potarłem skroń i rozejrzałem się wokoło. Eileen i Colin również podnosili się z ‘’desek’’.
-Co jest do cholery?- Przyjrzałem się miejscu dokładniej. Znajdowaliśmy się w ciemnym tunelu na końcu którego było widać delikatne światło i zarys najprawdopodobniej jakichś budynków.- Udało się! Załoga podnosić się, koniec tego leżakowania czeka nas ważne zadanie. Musimy w końcu znaleźć pewnego tatulka wszystkich wampirów i coś głodny jestem.- Sarknąłem. Ruszyliśmy przed siebie idąc ku nieznanemu. 

++++++++++++++++++++

Hejka !
Oto i jest number 18... 
Wchodzę sobie na bloggera i patrzę a tu 6666 wejść :D Ładnie, ładnie, bardzo wam za to dziękuję ! Jesteście wielcy ^^
Mam nadzieję, że ten rozdział przypadł wam do gustu :) Lubię gdy jesteście zadowoleni...
Aaa dzisiaj ruszają znowu Pamiętniki Wampirów, hehe ciekawa jestem jak to będzie zobaczyć Elkę w nowej wersji i Klaus nie prześpi się z Caroline tylko z Haylej :/ Widziałam zdjęcia na facebooku, ale odc jeszcze nie oglądałam...
No to już nie przynudzam xD 
Pozdrawiam i do napisania ;** <3

piątek, 8 marca 2013

Rozdział XVII



                Siedziałam i rozmawiałam z Lilith. Sympatyczna z niej dziewczyna, ale widać w jej charakterze podobieństwo do Alexa. Zaczynało do mnie docierać to wszystko. Mój facet ma córkę, z inną. Fakt, sam nie miał o tym pojęcia, ale to dziwne. Nie, nie pozwolę żeby to skomplikowało nasze relacje, które i tak są coraz bardziej pogmatwane. Przydzieliłam Lilith jedną z wolnych sypialni, w tym samym czasie do domu wróciła Eileen.
-Cześć.
-Hej. Gdzie Alex?
-Wyszedł. Nie uwierzysz dla czego.
-Coś się stało.
-Na górze w jednej sypialni siedzi jego córka.
-Co?!
-Cii. Wiem to dziwne, ale wydaje się w porządku. Ja idę poszukać Alexa, a ty miej na nią oko, tak na wszelki wypadek.
-Okej.- Zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam. Pierwszy przystanek bar.
Weszłam do środka, ale nie było go tu. Barman wspomniał, że był tu taki jeden, ale kupił butelkę whisky i wyszedł. Myśl, myśl. Ruszyłam na cmentarz, który przy okazji stał przy lesie. Żeby tylko nikogo nie zabił. Gdy doszłam na miejsce dostrzegłam dziewczynę leżącą w krzakach. Podbiegłam do niej. Miała dwie małe ranki na szyi.  Nie żyła. Świetnie! Wezwałam pogotowie i weszłam do lasu. Po dwóch godzinach przeczesywania gąszczu zrezygnowałam i wróciłam do domu. Już od progu coś mi nie pasowało. Drzwi były uchylone, niepewnie weszłam do środka. Gdzie nigdzie poprzewracane były meble. Książki nie znajdowały się na regałach. Wybite było okno, wszędzie walało się szkło.
-Eileen?! Lilith?!- Nikt mi nie odpowiedział. Na schodach oraz ścianach dostrzegłam małe plamki krwi, w powietrzu dało się też wyczuć ciemiernik. One zostały porwane! Szybko pobiegłam do siebie. Na łóżku leżała złożona kartka. Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.
Mamy twoich przyjaciół i ukochanego. Żadnych sztuczek! Nie próbuj iść do ojca bo zginą. Co masz zrobić? To proste przyjdź sama do nas, a oni będą wolni. Masz godzinę. Czekamy w lesie. Wjedź od strony cmentarza, dalej trafisz po zapachu.
Czym prędzej udałam się na wyznaczone miejsce. Gdy doszłam na cmentarz, a następnie przekroczyłam linię drzew zaczęłam się bać. Kto ich porwał, ilu ich będzie, czy Alexowi nic nie jest. W pewnym momencie dało wyczuć się dym. Szłam za jego zapachem. W końcu doszłam do ściany ognia. Nagle rozstąpiła się, a ja weszłam na polanę. Na środku stał wielki głaz i mniejszy oparty o niego.  Nigdzie nie dostrzegłam porwanych. Polana na około otoczona była ogniem, nic innego nie zajęło się od niego. Czyli czarownica. Okej, coraz ciekawiej. Niespodziewanie do okręgu wszedł mężczyzna o dłuższych blond włosach.
-Szczerze nie spodziewałem się, iż wykażesz się taką heroiczną odwagą.
-Gdzie oni są?!- Warknęłam. Klasną w dłonie, a zza ognia wyszli Alex, Eileen, Lilith i Colin. Prowadzili ich mężczyźni, gdy ci ich puścili niewidzialna siła powstrzymywała ich od zrobienia jakiegokolwiek ruchu.- Kim jesteś?
-James. Moja była pewnie wiele ci o mnie opowiadała. Nawet jestem wam wdzięczny, że ją zlikwidowaliście.- Uśmiechnął się szyderczo.- Jak już wiesz jestem wilkołakiem i pragnę pozbyć się klątwy, a do tego potrzebna jest mi twoja krew.
-Myślisz, że ci ją dam?
-Oczywiście.- Wskazał na uwięzionych. Niech to szlag.- Jedno moje słowo i padną martwi, moja znajoma jest bardzo potężną czarownicą.
-I głupią. Jak ty.
-Alice, nie drażnij go!- Krzyknął Colin.
-Skąd mam mieć pewność, że jak dam ci mojej krwi to nas nie pozabijasz?
-Masz moje słowo.
-Czyli kupuję kota w worku?- Uniosłam jedną brew do góry.
-Okej, moja strata. Chłopcy odprowadźcie Lilith do domu.- Tak jak powiedział po chwili wampirzycy nie było już z nami.- Teraz mi wierzysz?
-Co mam zrobić?
-Alice! Uciekaj nie rób nic!- Krzyknął Alex. Nie zwracałam na niego uwagi. James złapał mnie za rękę i pociągnął do głazu. Zza ognia dołączyła do nas wspólniczka wilkołaka. Stanęliśmy na mniejszym kamieniu. Teraz dostrzegłam, że w środku głazu wydrążone zostało coś na kształt misy. James wziął sztylet.
-Potrzebna jest twoja krew, krew czystego wilkołaka i zaklęcie.- Naciął sobie nadgarstek i upuścił kilkanaście kropel. Mimo iż była to krew wilka to kły i tak mi wyrosły. Ledwo się powstrzymywałam.- Teraz ty.- Wyciągnęłam rękę nad misę, naciął mi nadgarstek.
-Ile?
-Dużo.- Czułam, że słabnę. Gdyby nie James upadła bym. Czarownica zaczęła mówić coś w nie znanym mi języku. Zerwał się wiatr, ogień jeszcze mocniej zaczął płonąć. Trwało to z piętnaście minut. Nagle wszystko ustało. Ogień zgasł, wiatr ucichł.
-Teraz to wypij James.- Rzekła kobieta i przelała to do mniejszej miski. Wilkołak puścił mnie. Upadłam. Usłyszałam krzyk nad sobą.
-Już, nie czuję tego! Udało się!- Nachylił się na de mną. Odgarnął mi kosmyk włosów.- Dziękuję ci.
-Wypuść ich.
-Oczywiście, ale najpierw.- Spod kurtki wyciągnął kołek. Nie miałam siły by cokolwiek zrobić. Nie mogłam ruszyć nawet palcem. Wbił mi drewno prosto w serce. Bolało jak nic innego w świecie. Czułam, że sztywnieję, całe ciało było sparaliżowane.
-Nie!- Wszyscy dobiegli do mnie.- Nie! Nie! Nie! Nie możesz umrzeć! Alice, nie rób mi tego!- Po Alexa policzkach płynęły łzy.
-Zimno mi.- Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.- Jeszcze się zobaczymy.-  Skupiłam całą swoją siłę i zerwałam łańcuszek z szyi.- Weź go, pod materacem mojego łóżka leży księga. Otwórz na czerwonej tasiemce…- Urwałam. Znajdowałam się w czarnym tunelu na końcu, którego znajdowało się światło. Zaczęłam iść w jego kierunku. Po chwili znalazłam się na łące. Nie świeciło tu słońce, ale i tak było jasno.
-Witaj.- Zza pleców dobiegł mnie melodyjny, męski głos. Odwróciłam się. Naprzeciwko mnie stał anioł! Miał na sobie tylko lniane, białe spodnie. Opisując go od góry, szatyn, zielone oczy, ogromne, białe skrzydła, mięśnie, mięśnie, mięśnie. Matko jedyna tak to bym sobie nigdy nie wyobraziła anioła. Wyglądał raczej jak jakiś bożek.
-Czy ja umarłam?
-Tak dziecko.- Nagle zamiast być na boskiej polance znaleźliśmy się na miejscu mojej śmierci. Alex brał właśnie moje ciało na ręce i ruszył przed siebie. Reszta ze łzami w oczach szła za nim.
-To nie możliwe! Alex…- I koniec, znowu byliśmy na jasnej łące.
-Przykro mi.- Anioł podszedł do mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu.- Nazywam się Anariel, jestem twoim Aniołem Stróżem.
-Słabo coś się spisałeś.- Klapnęłam na trawę.
-Nie możemy zmieniać biegu wydarzeń.
-Aha. I co teraz?
-Najwyższa Rada zdecydował się poczekać. Na razie masz moje towarzystwo, inne duchy i sny. A i uważaj na demony.
-Sny?
-Niektórym udaje się kontaktować poprzez sny.
-To świetnie, ale skąd będę wiedziała, że dana osoba śpi?
-Ogólnie długo to już TU nie posiedzisz. Będziesz normalnie chodzić po świecie tylko nikt nie będzie cię widział. Czasem może się zdarzyć, że ktoś wyczuje twoją obecność, wiesz niektórym duchom udaje się zbić wazon.
-Coraz fajniej.- Mruknęłam.- Tak w ogóle to dziękuję, że mi to wszystko wyjaśniłeś.
-Takie moje zadanie.- Uśmiechnął się ciepło.- Na razie muszę ‘’iść’’. Poradzisz sobie sama?
-Nie mam wyjścia.- I wszystko zniknęło. Znajdowałam się w swojej sypialnie u Auditorów w domu. Moje ciało leżało przykryte kocem, a Alex czytał właśnie księgę, którą mu wskazałam.
-Eileen! Idziemy do jej ojca!-
-Wyrósł na silnego i przystojnego mężczyznę.- Obok mnie pojawiła się kobieta. Miała czekoladowe włosy i tak samo turkusowe oczy jak Alexander. Na sobie miała suknię z siedemnastego wieku.
-Pani jest ich matką?
-Tak. Nazywam się Candie.
-Słyszałam waszą historię. Przykro mi. Myśli pani, że znajdą to coś co ma przywrócić mi życie?
-On nie spocznie póki cię nie przywróci i dobrze, póki ma nadzieję nie zrobi nic głupiego.


++++++++++++++

Hejka kochani !

Czekałam na ten moment długo, jestem straszna :D Szczerze nie wiem jak to się teraz potoczy... 
FILMIK obejrzyjcie, mnie wzruszył i to jak...

Zapraszam serdecznie was wszystkich na nowego na mojego nowego bloga ksiezyc-moim-panem.blogspot.com

ZA KAŻDY KOMENTARZ Z GÓRY DZIĘKUJĘ !!
Pozdrawiam i do napisania ;** <3

czwartek, 7 marca 2013

Ogłoszenia!

Hejka!

Po pierwsze zapraszam tych co czytają na ogłoszenie na in-light-of-the-blood.blogspot.com
Po drugie zapraszam na coś nowego ksiezyc-moim-panem.blogspot.com

Pozdrowionka i całusy ;***

środa, 6 marca 2013

Rozdział XVI



Poszłam do swojej sypialni. Wyciągnęłam księgę od Gabrieli i ukryłam ją pod materacem łóżka. Poczułam wibrację w kieszeni, wyciągnęłam komórkę i odebrałam.
-Halo?
-Tu Nath. Przyjdź do mnie teraz.
-Ale po co?
-Porozmawiamy na miejscu.
-Okej.- Zbiegając na dół wpadłam na Alexa, który złapał mnie i obrócił w powietrzu. Zaśmiałam się i pocałowałam go. Przycisnął mnie lekko do ściany.
-Dokąd się tak śpieszymy?
-Do Natha. Pójdziesz ze mną?
-Yhym.- Mruknął niezadowolony.
-Dziękuję.- Cmoknęłam go w policzek. Wsiedliśmy do jego samochodu i po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Zapukaliśmy do drzwi, które po chwili otworzył Colin. Bez słowa wpuścił nas do środka i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy obok siebie na kanapie. W pomieszczeniu była już Gabriela i Nathaniel. Czarownica usiadła i intensywnie wpatrywała się w Alexandra, natomiast stary wilkołak nerwowo przechadzał się po salonie.
-Czy ty wiesz jak nieodpowiedzialnie się zachowałaś?
-Słucham?
-Ty sobie nie wyobrażasz co ci się mogło stać, nic nie powiedziałaś i od tak pojechałaś za jakimś tam wampirem!- Złapałam wampira za rękę, ponownie przeszedł mnie przyjemny prądzik. Spojrzałam ukradkiem na niego, a on na mnie. Posłałam mu delikatny uśmiech.
-Nathanielu to nie jest jakiś tam wampir!- Mówiła podekscytowana czarownica. Wszyscy spojrzeliśmy na nią pytająco.- To są bratnie dusze!
-Co?!- Spytaliśmy jednocześnie ja i Alex.
-Bratnie dusze tak rzadko na siebie trafiają. Występuje u każdej rasy no może u ludzi nie jest to tak widoczne. Bratnia dusza, która jest naszą drugą połową, naszą największą miłością życia, która jest z nami od początku i do końca, na zawsze. Która nas bardzo kocha i my ją kochamy. Czujecie przyciąganie, bez tej drugiej osoby czujecie się źle, zagubieni. To uczucie jest tak silne, że cała jego magia wywołuje silne reakcje na wzajemną obecność, dotyk. Mogli byście się tego domyśleć, gdyby nie było jeszcze dodatkowo między wami więzi, która powstała dzięki wymianie krwi. Musicie odróżniać te dwa zjawiska od siebie. Mogliśmy je początkowo pomylić. A więc bratnia dusza umożliwia oddanie swojego życia tej drugiej osobie, wiesz czy twojej połówce coś się dzieje, co czuje, w niektórych przypadkach odnotowano umiejętność porozumiewania się w myślach. Nie jesteście w stanie żyć bez siebie, jeśli na przykład Alex umarł by twoja rozpacz będzie tak silna, że zabijesz się, rzadko kiedy udaje się wytrzymać.  Natomiast więź umożliwia dojście do siebie jak po sznurku, bo w waszej dwójce płynie krew tego drugiego. Dzięki niej, szczególnie ten silniejszy, może zmusić do czegoś tego drugiego. To znaczy jeśli by ktoś zahipnotyzował Alice to ty możesz tak jakby wyrwać ją spod niej.- Czułam, że patrzę się na nią z otwartą buzią, ale jestem tak zszokowana, że odebrało mi mowę. To niesamowite, magiczne. W końcu znalazłam swoje miejsce na świecie. Wyrwałam się z szoku. Alex patrzył na mnie jakoś dziwnie, chociaż nie. Dopiero teraz dostrzegłam TO w jego oczach. Wtuliłam się w niego.
-Kocham cię.- Szepnęłam.
-Ja ciebie też.- Gdy się już od siebie oderwaliśmy przeniosłam wzrok na Gabrielę.
-Dziękuję, że nam powiedziałaś. To dla nas wiele znaczy.
-Nawet gdyby mnie nie było sami byście się tego domyślili. No więc Nath nie dziw się swojej córce, że pojechała za nim.
-To się źle skończy, ale niech wam się ułoży.- Uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie.
-My będziemy się zbierać.- W ciszy wróciliśmy do domu. Alex od razu poszedł do barku nalać sobie alkoholu, z niego chyba nadal nie zszedł szok. Poszłam za nim i po chwili byłam przy ścianie obdarowywana pocałunkami przez wampira. Odwzajemniłam pieszczoty. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Co znowu?
-Wiesz chyba twoja sypialnia nie jest nam przeznaczona.
-Bardzo śmieszne.- Poszłam otworzyć. W progu stała szczupła, ciemnowłosa dziewczyna, na oko mogła mieć tyle lat co ja.
-Tu mieszka Alexander Auditore?
-Tak, wejdź.- Wpuściłam ją i zaprowadziłam do salonu.- Alex, pani do ciebie.- Usiedliśmy. Zaczęłam przyglądać się dziewczynie. Zauważyłam pewne podobieństwo jej do Alexa, byłam coraz bardziej zaabsorbowana tym o co tu chodzi.
-Więc słucham.
-Nie wiem od czego zacząć.
-Najlepiej od początku.
-Urodziłam się w tysiąc siedemset trzynastym roku, osiemnaście lat później zostałam przemieniona w wampira. Moja matka nazywała się Blanca Arnosa, imię ojca zdradziła dopiero na łożu śmierci. Powiedziała, że nigdy mi o nim nie opowiadała bo było to tylko jednorazowe spotkanie i wstydzie się tego, że przez to straciła rodzinę, wyklęli ją. Ja nazywam się Lilith Arnosa, ale moje nazwisko po ojcu brzmi Auditore. Ty jesteś moim ojcem.- Alex, aż wypluł alkohol i zaczął się śmiać, ja miałam oczy jak spodki.
-Żartujesz prawda? To jest nie możliwe ja jestem WAMPIREM, a wampiry nie mogą mieć dzieci.
-Policz sobie, spotkałeś się z moją matką kiedy byłeś jeszcze człowiekiem.
-Okej, okej. Wliczając moje ludzkie lata życia mam trzysta dwadzieścia lat. Urodziłem się w tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym trzecim roku, w tysiąc siedemset trzynastym miałem dwadzieścia lat, przemieniony zostałem cztery lata później. Nie, nie, nie, nie!- Alex zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu. Podeszłam do niego i położyłam rękę na ramieniu.- To jest możliwe.
-Spokojnie, to jeszcze nie koniec świata.
-Ja mam córkę. JA! I to w dodatku sześć lat młodszą od siebie!
-Alex powinieneś się cieszyć. Ja nigdy nie będę miała dzieci, a ty masz jedno.
-Muszę… Muszę się przewietrzyć. Tak… Zdecydowanie… Spacer dobrze mi zrobi.- 

Był w szoku i to nie małym, nie próbowałam go nawet zatrzymać i tak by mi się nie udało. Czułam emocje, które nim targają. Błagam nie zrób niczego głupiego.
-Czemu dopiero teraz?
-Szukałam go, ale skutecznie zacierał ślady po sobie.
-Nie martw się. Musi ochłonąć w tedy porozmawiacie na spokojnie.
-A ty kim jesteś?
-Alice Zendo.
-Chodziło mi o to kim jesteś dla mojego… ojca.
-Bratnią duszą.- Palnęłam.
-Rozumiem. Jesteś wampirem?
-Hybrydą. Pół wampirem, pół wilkołakiem.
-Myślałam, że to tylko legendy.
-Do niedawna uważałam, że cały ten nadprzyrodzony świat jest tylko legendą.
-Niezły syf.
-Czasem tak.

++++++++++++++++++

 Hejka kochani !

Sorka, że tak długo nie pisałam, ale nie mogłam się zebrać. Nie wiem co sądzić o tym rozdziale, mógł by być lepszy, ciekawszy, ale tak jakoś wyszło. Pojawiła się Lilith, chciałam ją dodać później, ale nie mogłam się powstrzymać ;)

Ogląda ktoś serial Arrow ?? Ja od niedawna i kurczę jest świetny ^^ Zachęcam ! No bo na Pamiętniki trzeba tyyyle czekać ;/

No i znowu jestem chora, tym razem oskrzela, cholerka za trzecim razem to chyba do grobu wejdę :D Taki żart ;P

Mam nadzieję, że się choć trochę podoba, ale nie długo za rozdział albo dwa zacznie się dziać i będzie duużo z perspektywy Alexa ;D Hehe więcej wam nie mówię.
Komentujcie !! 

Pozdrawiam wszystkich i do napisania ;**********

Obserwatorzy