czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział XXXIX i wielkie przeprosiny



Po pierwsze: PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!!!!!! Wiem, że dłuugo mnie tu nie było, że zaniedbałam bloga, ale przede wszystkim Was moi kochani czytelnicy. Nie porzuciłam jednak bloggosfery całkowicie, czytałam Wasze opowiadania, no ale nie zostawiałam śladu po sobie. Hańba. Wybaczcie... Mogłabym powiedzieć, że złapał mnie zastój weny czy coś tam jeszcze, ale po prostu ze mnie leń i jak zwykle nieco "olałam" sprawę. Ja zła :( Teraz powracam i będę komentować ! Ci którzy tu zapuszczą się ponownie jakimś cudem, DZIĘKUJĘ.

Po drugie, ciąg dalszy nastąpił. Czyli rozdział!!! 

ALICE
Alex odpuścił. Zdawałam sobie sprawę, że dla niego to nie łatwe do, ale musiał za akceptować moją decyzję. Spuściłam na chwilę wzrok. Nie chciałam, by później czół się winny, jeśli by mi się coś stało, a czuję, że tak będzie. Nawet jeśli będę na siebie cholernie mocno uważać.
-Może powinieneś wrócić...- Przerwał mi przykładając swój palce do mych warg. Pokręcił wolno głową.
-Nie zostawię cię z tym samej.- Zapewnił pewnym i czułym głosem. Jego palce, jak miękkie piórka, pogłaskały mnie delikatnie po twarzy. Pochwyciłam jego dłonie w swoje, zamykając je w uścisku... Nagle wszystko lekko zaczęło drżeć, a wokół dało się słyszeć szmery, skowyt i dziwne skrobanie. Spojrzeliśmy wszyscy po sobie z niemym zaskoczeniem. Równie niespodziewanie jak to się zaczęło, wszystko ucichło. Joseph odchrząknął i podszedł ostrożnie do okna, za które po chwili wyjrzał. Lustrował przez chwilę przestrzeń za szybą, po czym głośno zaczerpnął haust powietrza.
-Alice nie wychodź na zewnątrz.- Powiedział, a jego głos był twardy i nie tolerował sprzeciwu. Chciałam coś powiedzieć, ale uciszył mnie gestem. Podeszłam, więc do okna, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Przed domem nie było już równych, zielonych trawników, a niebo nie było czysto błękitne. Gęsta, ciężka ciemność otaczała dom anioła, a w niej stały kreatury jakich jeszcze nie widziałam. Poskładane jakby z różnych kawałków ciała, splecione czarnymi, grubymi nićmi. Ich oczy były białe, a z czegoś co musiało być ustami, wystawały zakrzywione zębiska. Krzywe ręce zakończone były pazurami, a ich sylwetki były przygarbione. Tylko jeden mężczyzna w tej grupie wyglądał całkowicie normalnie. Jego zielone oczy spojrzały na mnie, a usta wygięły się w złowrogim grymasie. Już tu czułam bijący od nich smród śmierci. Schowałam się, patrząc ze strachem na pozostałą trójkę.
-Co to jest?!- Spytałam drżącym głosem. Kolana zatrzęsły się pode mną. Nie widziałam wcześniej czegoś takiego, ale napawało mnie grozą. Domyśliłam się, że to nie wróży nic dobrego. Alexander podszedł do mnie, a ja wsparłam się na jego silnym ramieniu.
-Demony. Istoty nie skłonne do myślenia, czy emocji, są tylko czyimś narzędziem, stworzonym by wykonywać rozkazy.- Pokiwałam wolno głową na słowa anioła. Miałam przeczucie, że byli tu z mojego powodu.- Alexie choć ze mną, musimy dowiedzieć się czego chcą, choć... Nieważne.- Dodał, a wampir skinął głową. Uczepiłam się mocniej jego ramienia. Bałam się. Nie chciałam by coś mu się stało. Jest krwiożerczy i bezwzględny, gdy trzeba, ale to w końcu mój Alex. 
Wyswobodził się z mojego uścisku bez słowa i wraz z Josephem wyszli na zewnątrz. Spoglądałam na ich plecy, jak odchodzą. Oczy podejrzanego mężczyzny nadal wlepione były we mnie, aż przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Z zagłębiania się w jego tęczówki wyrwał mnie trzask zamykanych drzwi. Wzdrygnęłam się. Wsparłam ręce na parapecie i obserwowałam całą sytuację. Grace podeszła do mnie i położyła swoją szczupłą dłoń na moim ramieniu.
-Nie powinni cię widzieć.- Powiedziała cicho, a ja potrząsnęłam głową odmawiając odejścia od szyby. Zielonooki w końcu odwrócił ode mnie wzrok przenosząc je na wampira oraz anioła.

Jeszcze raz PRZEPRASZAM :*** <3333

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział XXXVIII



ALICE

            Alex i Grace siedzieli na ławce i obserwowali moje poczynania. Słuchałam uważnie wskazówek Josepha odnośnie mojej anielskiej strony i mocy z nią związaną.
-Musisz skupić się na tym czego chcesz. Moc często reaguje już na twoje myśli, strach, gniew. Powinnaś jasno nadać jej cel. Nie wybiegaj za daleko i nie myśl o tysiącu rzeczy na raz. Zamknij oczy i wyobraź sobie swoje dłonie, tylko dłonie otoczone błękitnym światłem. Zażądaj by moc pokazała się, ale nie do celów obronnych.
-Mówisz jakby to była jakaś istota.- Szepnęłam.
-W pewnym sensie tak jest. Aniołowie swą potęgę czerpią z życia i z światłości, więc w połowie ona żyje. A teraz spróbuj zrobić to co ci mówiłem.- Wzięłam głęboki wdech pozwalając powietrzu delikatnie wpełznąć do mych płuc. Wyobraziłam sobie jak błękitne światło oplata moje dłonie. Chciałam ponownie to poczuć, ciepło z tym związane i siłę. Niestety pierwsze kilkanaście prób nie powiodło się.
-To się nie uda!- Wrzasnęłam zaciskając pięści.- Czy zawsze musi się coś najpierw stać bym stała się przydatna?!
-Uspokój się. Nie aktywuj mocy gniewem.
-Może to jedyny sposób?! Przecież najważniejsze żeby działało!- Byłam sfrustrowana i podirytowana. Joseph chciał do mnie podejść, ale wystarczył tylko lekki dotyk, a anioł poleciał na drugi koniec ogrodu. Spojrzałam na swoje ręce. Udało się! Po chwili zorientowałam się, że błękitne światło zaczyna oplatać moje ciało coraz bardziej. Pochłaniało jego całą powierzchnię. Chciałam by się skurczyła, ale nie panowałam nad nią. Zawładnęła mną i jedyne czego pragnęłam, czego ona pragnęła to zgładzenie choćby najmniejszego mroku. Moje pełne gniewu spojrzenie powędrowało w kierunku Alexandra.
-Alice uspokój się! Musisz nad tym zapanować!- Alex wstał mówiąc do mnie. Nie słuchałam go tylko chwyciłam za koszulę i cisnęłam nim o drzewo.

ALEXANDER

            Podniosłem się szybko z ziemi nastawiając skręcony nadgarstek. Alice zatracała się coraz bardziej. Błękitne światło oplatało ją i krążyło po całym jej ciele. Wyglądała jak chodzące, niebieskie mini tornado, które zbliżało się do mnie.
-Musimy jej pomóc. Jeśli się zatraci całkowicie straci duszę i stanie się maszyną do zabijania dzieci ciemności.
-Jakiś pomysł?- Mruknąłem i przygotowałem się do kolejnego ciosu. Tym razem poleciałem w róg ogródka.- Alice nie będę z tobą walczył. Nie jesteś sobą, proszę wróć do nas, do mnie!
-Milcz wampirze!- Głos, którym to coś przemawiało nie należał już do mojej Alice. Chciałem wstać i ją wyminąć, ale nie zdążyłem. Jedną ręką chwyciła mnie za kark, drugą bez cienia zawahania wbiła w klatkę piersiową. Jej palce zacisnęły się na martwym sercu. Ból był niemiłosierny, jakby ktoś wbijał we mnie kołek.
-Joseph zrób coś bo ona go zabije!- Wrzeszczała spanikowanym głosem Grace.  Anioł ostrożnie podszedł Alice od tyłu i zagłębił ręce w błękitnej mocy. Przymknął oczy i zaczął szeptać w dziwnym języku. Po kilku minutach dłoń dziewczyny opuściła moje ciało.
-Ja…- Nie skończyła ponieważ zemdlała. W ostatnim momencie złapałem ją. Bez słowa zaniosłem ją na kanapę. Pogłaskałem po policzku. Ta cała sprawa coraz mniej mi się podoba. Zbyt duże ryzyko.
-Nie mówiłeś, że to będzie zagrażać jej życiu!- Warknąłem w stronę anioła.- Lepiej wymyśl inne ćwiczenia bo ona nie będzie tego robić! Tobie i tej całej Radzie Słońce za mocno przypala mózgi tam na górze!
-Nie do ciebie należy ta decyzja. Zresztą ona już nie ma wyjścia.- Odparował Joseph. Ściągnąłem brwi.
-Nie pozwolę by coś jej się stało, więc lepiej wysil szare komórki i wymyśl coś innego.- Syknąłem i usiadłem obok Alice głaszcząc po włosach.

ALICE
            Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Byłam zmęczona. Powoli otworzyłam oczy, które oślepiło rażące Słońce. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Pierwsze co zobaczyłam, gdy obraz nabrał ostrości to zmartwiona twarz Alexa.
-Dobrze się czujesz?- Spytał przykładając dłoń do mojego policzka.
-Głowa mi pęka.- Spojrzałam na niego uważnie. Dopiero teraz wróciło do mnie to co się działo.- Ja przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło.- Wampir ucałował mnie w czoło.
-To nie twoja wina.- Spojrzał z obrzydzeniem na Josepha.
-Powinnam szybko nabrać sił. Alex ja muszę nad tym zapanować.
-Nie! Nie będziesz tego robić!
-I tak to zrobię za twoim pozwoleniem czy bez niego.- Wstałam.- To moja decyzja, mój wybór, Alex.
-Nie mogę cię stracić.- Szepnął.
-Nie stracisz. 





~~~~~~~~~~~~

Hejka !
Sorka, że tak krótko, ale nie mam zbytnio czasu... Ah te wakacje xD 
Mam nadzieję, że się podobało :)
KOMENTUJCIE ;p 
Pozdrawiam ;**

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział XXXVII

Hejka !
Wpadam tylko na chwilkę z nowym rozdziałem !
Troszkę sobie wczoraj pogadałam na fb z moją kochaną pisarką (mam nadzieję, że wiesz, że chodzi o cb ;P ) i tak jakoś natchnęło mnie na pisanie i wyszedł nawet całkiem długi ten rozdział... Dzięki Ci <3 <3 <3 ;**

Pozdrawiam wszystkich innych, którzy tu zaglądają ;**
_____________________________________________



ALEXANDER

 

            Alice całą drogę do Portland niby się uśmiechała, rozmawiała, ale widziałem, że mimo moich zapewnień miała nadal jakieś wątpliwości i że na tej rozmowie to się nie zakończy.
Najwidoczniej cała ta sprawa przytłaczała ją, mimo iż nie dawała po sobie tego poznać. Była silna, ale ostatnio każdy wymaga od niej niewyobrażalnie dużo. Jednak mnie najbardziej martwią jej przemyślenia odnośnie nas. Nie rozumiałem zbytnio co może być w tym niejasne. Kocham ją. Dlaczego? To proste, ona jest tą jedyną. Nie kocham ją tylko dlatego, że jest mi przeznaczona. Uwielbiam jej piękny uśmiech, który gości na jej twarzy coraz rzadziej. Pięknymi, zielonym oczami potrafi wymusić na mnie wszystko, a najpiękniejsze jest jej wnętrze. Współczucie, chęć bycia samodzielną… Jest cudowna. I na tym sprawa się kończy.
Wlokłem się przez ten świat bardzo długo. W niektórych momentach mojej egzystencji nie widziałem sensu w istnieniu wampirów, w ich życiach. Teraz to się zmieniło. Każdy podąża nakreśloną drogą, zmierza do swojego przeznaczenia. Ale zawsze są dwa wyjścia.
Skręcisz w prawo umrzesz. Skręcisz w lewo… Czeka cię nowa rzeczywistość.
            Przed nami rysowały się budynki miasta. Portland. Miasta, w którym jest mnóstwo wampirów i mają one tam niemal królewskie życie. I niestety nie zostawiłem w nim po sobie dobrego śladu. Wiele kobiet ze złamanymi sercami. Mężczyźni z urażoną dumą i to wszystko są wampiry. Sześć lat wyłączonych emocji spędziłem tutaj, z dala od siostry, z dala od czucia czegokolwiek.
-Już jesteśmy?- Alice spytała ziewając.- Chyba trochę przysnęłam.
-Więcej snu ci nie zaszkodzi. Gdzie mieszka ten anioł?- Al wyciągnęła z kieszeni zmiętą kartkę i przeczytała powoli adres.
Przejeżdżałem ładnymi i zadbanymi uliczkami do tej części miasta, w której znajdują się osiedla domów jednorodzinnych.
Wszystkie były białe i posiadały przed sobą czyste i nienaganne trawniki.
-Iście anielska okolica.- Szepnąłem.
-Bardzo zabawne.- Alice pacnęła mnie w ramię. Odliczaliśmy numery domów, aż w końcu trafiliśmy na odpowiedni. Zatrzymałem samochód, chwilę posiedzieliśmy po czym jako pierwszy wysiadłem, zmuszając Alice do podążenia za mną. Moja ukochana niepewnie zadzwoniła w srebrny dzwonek.

 
ALICE

 
            Drzwi otworzył nam wysoki szatyn o brązowych oczach. Był dość dobrze zbudowany i na pierwszy rzut oka mógł mieć ze dwadzieścia pięć lat. Jego wzrok od razu powędrował w moją stronę, a na twarz wstąpił mu szeroki uśmiech.
-Alice zapewne? Podopieczna Anariela? Dużo dobrego o tobie słyszałem. Cieszę się, że mogę cię poznać.- Uścisnęliśmy sobie ręce po czym anioł przeniósł wzrok na Alexa i jego uśmiech znikną.
-Ty…-Wysyczał Joseph prosto w twarz wampira. Poczułam lekkie mrowienie w dłoniach. Czułam jak moja moc budzi się i przepływa przeze mnie gotowa wyskoczyć i zasłonić Alexa. Nie zdążyłam zareagować, a mężczyźni szarpali się przed domem co nie uszło uwadze kilku dzieciaków.- To przez ciebie Grace omal zginęła, a ja upadłem!- Jego ciało drżało.
-Przestańcie!- Krzyknęłam równo z kobietą o blond włosach i niebieskich oczach, Grace. Obaj panowie posłali sobie groźne spojrzenia i stanęli naprzeciw nas.
-O co tu chodzi?
-Dołączam się do pytania?- W stronę anioła powędrowało ironiczne spojrzenie od Alexa.
-On prawie zabił Grace!
-Ja?! Aaa już wiem. To było w tedy kiedy nie byłem sobą. Miałem wyłączone emocje. Twój anielski sonar tego nie wykrył?- Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-No już nie patrz tak na mnie. Przepraszam piękną panią, że targnąłem się na jej życie. To się nie powtórzy.- Zwróciła się do Grace.
-Josephie to już przeszłość, nie warto tego roztrząsać.
-Jak uważasz. W takim razie wejdźcie do środka.
            Dom w środku był jasny, przestronny i ciepły. W powietrzu unosiły się kuszące zapachy jakichś potraw. Na ścianach wysiały liczne złote ramki ze zdjęciami Grace, Josepha oraz innych osób. W marmurowym kominku tlił się ogień. Nie chciałam się rozklejać, ale tu panowała tak rodzinna atmosfera, że przypominało mi to mój dom i przybraną rodzinę. Zacisnęłam powieki, potrząsnęłam głową odganiając napływające łzy. Odwróciłam się do nich tyłem i udawałam, że nadal oglądam fotografie.
-Zjecie z nami obiat?- Spytała pani domu. Niekontrolowanie skrzywiłam się i uświadomiłam jak dawno coś ‘’jadłam”.
-Jedzenie na pewno jest pyszne, ale my musimy zjeść coś bardziej konkretnego dla nas.
-Och, oczywiście.- Chwyciłam Alexa za rękę i wymownie pociągnęłam go do wyjścia.- Jak wrócicie to się rozpakujecie i w tedy porozmawiamy.
-Na pewno!- Krzyknęłam na odchodne.- Domyślam się, że znasz w tym mieście miejsce, w którym można bez problemu zjeść ciepły posiłek.
-Ciepły posiłek? Nie wolisz woreczków?
-Nie.
-A co z regułą, że nie można krzywdzić niewinnych osób?- Złapałam go za dłonie i stanęłam naprzeciw niego. Westchnęłam.
-Po tym jak odzyskałam wspomnienia, odzyskałam też siebie, ale pewne rzeczy… Mój punkt widzenia na niektóre sprawy zmienił się. Ja mimo wszystko się zmieniłam i niektóre przyzwyczajenia z tamtego okresu pozostały mi. To się tyczy picia krwi. Nie przeszkadza mi teraz picie z żyły i zauważyłam, że głód jest teraz dużo większy i bardziej go odczuwam.
-Okej, rozumiem. Głód mógł ci się zwiększyć ponieważ twój organizm przyzwyczaił się do dużej ilości świeżej krwi. Kiedyś tyle nie piłaś no i była to krew z woreczków.
-Cieszę się, że mnie nie potępiłeś.- Zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok.
-Chciałabyś. Mi było ciężko wytrzymać na woreczkach, ale dla ciebie i mojej wstrzemięźliwej siostrzyczki zrobię wszystko.
-Więc prowadź.
            Alex oprowadził mnie po wielu barach, restauracjach, klubach. Byłam zaskoczona żywotnością tego miasta. Wieczorem, nawet w bocznych uliczkach, tętniło życie. Imprezy wylewały się z budynków na ulice. Wszędzie było kolorowo, głośno i tanecznie. Nie uszło mojej uwadze, że na około nas było pełno wampirów, którzy o dziwo nie kryli się z tym kim są. Było wspaniale. Ja, Alex, muzyka i dobra zabawa no i krew. To było zadziwiające doznanie. Bawiłam się świetnie i muszę przyznać, że brakowało mi takiej odskoczni od problemów. Mieliśmy chwilę tylko dla siebie.
            Z ulicznych wojaży wróciliśmy około trzeciej w nocy. Przekraczając próg ledwo powstrzymaliśmy się od trwających żartów i śmiechów.
Wraz z jedną walizką wtoczyliśmy się do jakiegoś pokoju, który o dziwo okazał się wolną sypialnią z przygotowaną świeżą pościelą.
Błyskawicznie wyciągnęłam kosmetyczkę i zajęłam niedużą łazienkę. Wzięłam szybki prysznic, wyszłam z kabiny i zorientowałam się, że nie mam piżamy. Wystawiłam samą głowę za drzwi.
-Aleeex…- Szepnęłam błagalnym głosem przeciągając sylaby.
-Słucham?
-Dałbyś mi swoją koszulę, bo zapomniałam piżamy?- Wampir wyjął z walizki ciemnogranatową koszulę i podał mi ją. Założyłam na siebie świeżą bieliznę i wypożyczoną koszulę, która sięgała mi do kolan. Rękawy musiałam podciągnąć, bo mogłabym się o nie potknąć. Gdy wyłoniłam się w całej okazałości z łazienki do moich uszu doleciało ciche gwizdnięcie.
-Do twarzy ci w mojej koszuli.- Pociągnął mnie za rękę tak, że upadłam na niego. Wsparłam się na jego torsie i zakosztowałam jego ust.- A to za co?
-Za całokształt.- Cmoknęłam go jeszcze raz i położyłam się obok by patrzeć jak znika w brązowej łazience. Za nim Alex wrócił usnęłam.

~*~
 
            Poranek był pochmurny, acz bezdeszczowy. Przeciągnęłam się leniwie i podniosłam do pozycji siedzącej. Został przywitana długim pocałunkiem.
-Dzień dobry piękna.
-Mogłabym się budzić tak codziennie.- Parsknął.
-Głodna?
-W sumie to nie.
-To dobrze bo nie ma raczej na to czasu. Joseph zaglądał tu rano…
-Rano? Która jest godzina?
-Jedenasta.
-Aha.- Spuściłam stopy na drewnianą podłogę i wstałam. Nie chciałam kończyć tej błogiej sielanki, ale czas wziąć się do pracy. Założyłam jeansy i czarny sweter po czym wraz z Alexem, który był już ubrany, zeszłam na półpiętro. W salonie na kanapie siedziała tylko Grace.
-Witajcie. Joseph czeka na ciebie w ogrodzie.- Wskazała głową szklane drzwi tarasowe. Ruszyłam by dołączyć do anioła.- Tylko na nią czeka.- Zwróciła się do Alexandra.
-Zostanę.- Pokiwałam głową i wyszłam na zewnątrz. Ogród miał równo przystrzyżoną trawę i wiele kolorowych kwiatów. Joseph siedział na drewnianej ławce pod brzozą.
-Witaj Alice.
-Podobno czekasz na mnie?
-Tak. Nie będziemy owijać w bawełnę i przejedźmy od razu do sedna sprawy. Na początek chciałbym wiedzieć ile już umiesz?
-Niewiele. Umiem widzieć aury, a ostatnio gdy zaatakował nas jeden wampir moje ręce zaczęły świecić na błękitno. Byłam w stanie zabić go poprzez dotyk.- Joseph uśmiechnął się, a jego ręce zaczęły pulsować takim światłem jak moje dzień wcześniej.
-W takim razie musisz się jeszcze wiele nauczyć moja droga.

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział XXXVI

Ta dam ! I oto jest kolejny rozdział ! Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu!
Zapraszam do czytania i komentowania, liczę na dużo, długich i szczerych opinii ;P :D

PS zapraszam na swiat-ze-zwiastunow.blogspot.com gdzie podjęłam staż jako BlueEyes. Zachęcam do składania zamówień nie koniecznie u mnie ;)

Całusy moi kochani i wierni czytelnicy ;******** Kocham was i przepraszam za przerwy, już niedługo wszędzie je nadrobię <3
~~~~
 
 
ALICE

            Dotarliśmy do rezydencji w pośpiechu. Cała adrenalina, która we mnie krążyła uszła. Poczułam niewiarygodne zmęczenie i gdyby nie to, iż jestem w jakiejś części wampirem, zemdlałabym. Usiadłam na kanapie, a Alex, który do tej pory milczał, nalał nam w szklanki jakiegoś trunku. Wzięłam jeden duży haust alkoholu i przeniosłam wzrok na wampira, który siedział obok i wpatrywał się we mnie pytająco. On, w porównaniu do mnie, nie wiedział kompletnie nic z tego co się ze mną dzieje.

-Jestem po części aniołem, a to był fragment moich mocy. Stało się to po tym jak ożyłam. Najwyższa Rada dała mi zadanie bym zniszczyła nadchodzące zło. I nie, nie wiem na ile mnie stać. Wiem, że mogę widzieć aury istot żyjących i jak widziałeś zabijać za pomocą dotyku, co jest przerażające.- Powiedziałam na jednym wdechu.

-O co chodzi z tym „nadchodzącym złem”?

-Wiem tylko tyle, że mrok powstaje i na jego czele najprawdopodobniej stoi Pierwotny wampir.

-Ciekawe który.

-Jak to?

-To nieważne.

-Alex.- Wampir przekręcił oczami po czym westchnął.

-Pierwotnych jest więcej. Do tej pory poznałem trzech, żaden z nich nie jest wyjątkowo sympatyczny. Okej, co teraz będzie?

-Nie wiem. Ta cholerna rada nic mi nie powiedziała! Ah tak zapomniałam, mówili że dojdę do tego samodzielnie!- Warknęłam gwałtownie podrywając się z siedzenia.

-Alice.

-Ty to powiedziałeś?

-Alice, to ja Anariel.

-Niby co?

-Już nic. Pominęłam ci fragment wątku z moim Aniołem Stróżem, Anarielem. Od czasu do czasu pomaga mi.

-Jest tu?

-Mhm.

-Jestem w twoim umyśle, aniele. Przynieś jakąś kartkę.

-Alexie przynieś mi szybko kawałek papieru i długopis.- Zakomenderowałam, a Alex zniknął na sekundę by wrócić z tym o co go prosiłam.- Dzięki.

-Podam Ci adres.

-Czyj?- Spytałam w myślach.

-Mojego przyjaciela, nazywa się Joseph i jest upadłym aniołem.- Przełknęłam ślinę.

-Upadłym? Czy to przypadkiem nie są ci źli?!

-Upadły nie oznacza zły. Upadł ponieważ zakochał się w śmiertelniczce, którą odratował przed śmiercią. Ona odwzajemniła to uczucie. Mniejsza o to, jedź do niego, a on pomoże ci rozwinąć twoje moce, kontrolować je oraz umiejętnie manewrować twoją energią. Moce aniołów są niewyobrażalnie silne, nawet dla mieszańca anioła i innych dwóch silnych ras operowanie nią może okazać się zbyt wyczerpujące.

-Dziękuję.

-Nie mogę być przy tobie cieleśnie, ale bynajmniej mogę Ci pomóc tak. Tak bardzo chciałbym…

-Nie! Nie waż się dla mnie spadać z piedestału!

-Łatwo ci powiedzieć. Czasem dzieje się to instynktownie, ale staram się aniele.

-Nie zasłużyłam na takie miano. To ty jesteś aniołem, a ja jakimś mieszanym popychadłem Rady.

-Och nie… Nie rozumiesz jeszcze wiele rzeczy. Szanuj to, że mas przy sobie osoby, które cię kochają.

-I ciebie.

-W pewnym sensie tak. Pisz: 9100 Wilshire Blvd,  Ste 725E, Portland.

-Jeszcze raz dziękuję.

-Nie masz za co.- Ocknęłam się z ‘’transu’’ z uśmiechem na twarzy. Ten adres był dla mnie szansą na przygotowanie się do nadchodzącej przyszłości, wojny. Tę perspektywę należy zacząć brać na serio. Spojrzałam na mojego chłopaka. Jak to przyziemnie brzmi w porównaniu do naszego życia.

-Ruszamy w drogę.- Zamachałam kartką przed jego twarzą.

-Portland.- Mruknął sam do siebie.

-Jakiś problem?

-Nie.- Uciął. Wzruszyłam ramionami i pobiegłam do sypialni. Wyciągnęłam czarną walizkę spod łóżka wampira i zaczęłam pośpiesznie nas pakować. Wrzuciłam kilka ubrań i najpotrzebniejsze kosmetyki. Po kilku minutach byliśmy gotowi do drogi. Przy drzwiach zatrzymała nas Eileen.

-A wy dokąd?

-Ważna sprawa w Portland. Wyjaśnię Ci później, teraz nie mamy czasu. Proszę dzwoń do nas jeśli zacznie dziać się coś dziwnego tutaj, ok.?

-Jasne.

-Gdzie podziała się w ogóle Lilith? – Pozostała dwójka wzruszyła tylko ramionami. Nie czekając na więcej wyjaśnień zapakowaliśmy się do jaguara Alexandra i ruszyliśmy w drogę.

            Samochód sunął po drodze z zawrotną prędkością. Las za oknami stał się zielono brązową smugą, a mijane auta nieruchomymi plamami. Powtarzałam sobie w myślach, że jesteśmy nieśmiertelni i nic nam nie może się stać. Mimo to ściskałam krawędzie siedzenia palcami tak, że paznokcie bez problemu przebijały się przez ciemny materiał i zanurzały się w miękkiej gąbce.
            Portland oddalone było od naszego miasteczka o jakieś osiem do dziewięciu godzin jazdy. No może z Alexem za kierownicą czas przejazdu skróci się do siedmiu. Wiedziałam co nas czeka na końcu trasy i po powrocie, jednak wydawało się to teraz odległe, poza nami. W tej chwili byłam zamknięta w jednym samochodzie wraz z wampirem, którego, jak sobie uświadomiłam, prawie wcale nie znałam. Kompletnie nic o nim nie wiedziałam, a on o mnie. To było smutne, że łączy nas tylko zlepek tragicznych wydarzeń i niekończący się pech. Jakim cudem mogliśmy się tak kochać i tak nieskrępowanie czuć się we wzajemnym towarzystwie?

-Coś cię trapi.- Stwierdzenie mojego partnera wyrwało mnie z myśli.

-W sumie to nic takiego.

-Opowiedz mi.

-Jesteśmy ze sobą, a praktycznie nic o sobie nie wiemy co czyni nas obcymi dla siebie osobami. Łączy nas tylko wiszący nad nami pech. Moja przemiana, moja śmierć, moje powstanie z grobu, teraz to.

-Mam pomysł pograjmy w dwadzieścia pytań, co?

-To nie o to chodzi.- Alex przybrał zmartwioną minę, zwolnił i zjechał na pobocze. Bez zastanowienia otworzyłam drzwi i wysiadłam. Nawet nie wiedziałam kiedy ten czas zleciał, a niebo przybrało granatowy odcień. Alex stanął przede mną z lekko zmartwioną miną.

-Więc co? Sadzisz, że nasza miłość jest sztuczna? Że tak naprawdę TO nie ma prawa bytu? Bo niby nie spędziłem z tobą dziesięciu lat, nie wiem czy słodzisz trzy czy dwie łyżeczki? Nie Alice. Najważniejsze jest to co czujemy w sercu, to jak nasze ciała, dusze reagują na mnie czy ciebie. Nie chodzi o doświadczenie, czas, liczy się to jak bardzo się kochamy.

-Alex, ale ja mam dopiero osiemnaście lat! Powinnam przeżyć zwykłe zakochanie w zwykłym chłopaku tak jak przystało na zwykłą dziewczynę!

-Ale ty jesteś wyjątkowa, piękna.- Zaczesał palcami kosmyki moich włosów za ucho, posyłając pocieszające spojrzenie.
 
 

- Wiem, że nie jestem idealnym kandydatem na chłopaka. Wiem, że istnieją tysiące powodów dla których jestem dla ciebie nieodpowiedni. Wiem, że to wszystko dzieje się przeze mnie i wiem, że nie istnieje sposób, przeprosiny by ci to wszystko wynagrodzić, ale jestem. I zawszę będę przy tobie bo cię kocham. Nad życie. Na wieczność, ponieważ taka miłość nigdy nie umiera.

-I ja ciebie też.

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział XXXV



Witajcie z powrotem ! 
Postanowiłam coś dodać po powrocie i przed kolejnym wyjazdem... Wiem, że dużo tego wam nie dałam, ale tak jakoś...Duużo dialogów, ale inaczej się nie dało, musiałam co nieco  wyjaśnić ;D 
Sorka za błędy!
No więc lecę paaa ;***


ALICE

            Ta noc nie była dla mnie spokojna. Wpatrywałam się w śpiącego Alexa rozmyślając o tym co się dzieje i o tym co się wydarzy, a wydarzy się na pewno. Czułam to całą sobą. Coś wielkiego się zbliżało, ale jeszcze nie wiedziałam co. Przekręciłam się na plecy.
-O czym myślisz piękna?- Moje uszy owiał jego miękki baryton.
-Muszę przeprosić jeszcze jedną osobę.- Pocałowałam go w policzek i wyszłam do ogrodu. Usiadłam na zielonej trawie, przymknęłam powieki, skupiłam się na aurach. Gdy otworzyłam oczy wszystko otoczone było delikatną mgiełką, nawet drzewa. Ogród mienił się w wielu barwach, wydawał się tysiąckroć bardziej żywy i barwny niż normalnie bez mojej nowej mocy.
-Anarielu.- Wyszeptałam licząc, iż zjawi się na moją cichą prośbę.
-Mnie szukasz?- Poderwałam się na nogi i zwróciłam twarzą do anioła.
-Chciałam przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. Nie byłam sobą.
-Wiem. Cieszę się, że już jesteś sobą.
-Pamiętam co mi powiedziałeś…
-To nieistotne i mało ważne teraz.
-Teraz?
-Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ale wiedz, że zbliża się coś strasznego. Mrok i zło powstają, wkrótce uwolnią się z Mrocznego Wymiaru i tylko ty będziesz mogła ich powstrzymać. Musisz być gotowa, a ponieważ złożyłaś przysięgę, także na ofiary.
-O czym ty mówisz?
-Wkrótce się dowiesz aniele.- Anariel odwrócił się z zamiarem odejścia. Jego śnieżnobiałe skrzydła naprężyły się gotowe do uniesienia jego ciała ku górze. Chwyciłam go za nadgarstek zatrzymując jednym ruchem. Anioł patrzył na nasze ręce w osłupieniu.- Czujesz to?
-Oczywiście. Coś nie tak?
-To nie powinno być możliwe.- Podniósł dłonie i dotknął moich nagich ramion. Jego dotyk był ciepły i kojący, napawał spokojem.- Może… Ah, muszę już iść.- Zamachnął się skrzydłami i zniknął w delikatnym blasku porannego słońca. Opadłam ponownie na trawnik chowając swoją moc wgłąb siebie. To było dziwne i zastanawiające. Do mojej głowy nasuwały się kolejne pytania bez odpowiedzi.
            Siedziałam za domem jeszcze chwilę myśląc nad niewiadomymi, dopóki nie poczułam narastającego głodu. Z westchnieniem wróciłam do środka rezydencji kierując się do kuchennej lodówki. Wyjęłam jeden szpitalny woreczek i przelałam jego zawartość do niebieskiego kubka. Powoli zaczęłam sączyć czerwonawy płyn. Słodkawa ciecz przynosiła ukojenie rozdrażnionemu gardłu, ale nie duszy i umysłowi. Odstawiłam puste naczynie do zlewu i w wampirzym tempie pognałam do sypialni. Wyciągnęłam pierwsze lepsze jeansy i podkoszulek.
            Alexander jeszcze spał, więc mogłam bez zbędnych wytłumaczeń wyjść. Musiałam skontaktować się z jakąś czarownicą, a jedyną jaką znam jest Gabriela. Ruszyłam w kierunku willi mego ojca przez powoli budzące się do życia miasto.
Niebo przykryło się szarawymi chmurami, zaczął wiać wiatr, który rozwiewał moje włosy w każdym kierunku świata. Przyśpieszyłam kroku czując naglącą potrzebę znalezienia się w zamkniętym pomieszczeniu. Znowu miałam wrażenie, iż ktoś czai się za rogiem.
            Dojście do zamierzonego celu nie zabrało mi dużo czasu. Zapukałam w drzwi trochę histerycznie i nader głośno. Otworzyły się po chwili ze szmerem. Nikt jednak nie stał w progu. Z lekkim wahaniem weszłam do środka, idąc na poddasze, gdzie mieszkała czarownica. Wejście do jej ‘’mieszkania” również było otwarte.
-Wejdź śmiało Alice.
-Witaj Gabrielo.
-Domyślam się, że chodzi o tajemnicze i z lekka straszne słowa twego Anioła Stróża Anariela?
-Skąd…?
-Mam swoje sposoby.- Posłała mi ciepły uśmiech jakby to nic nie znaczyło.- Siadaj.- Gdy to uczyniłam kontynuowała.- Od pewnego czasu wraz z twoim skrzydlatym opiekunem studiujemy to czym się stałaś. Wiadomo, że byłaś w połowie dzieckiem księżyca i w połowie dzieckiem nocy, teraz zaś na pewno dostrzegłaś u siebie nowe moce. Inni też je dostrzegli.
-Czym one są?
-Mocą najwyższych aniołów. To co się u ciebie rozwinęło to dopiero przedsionek tego czego możesz dokonać.
-Faktycznie Rada coś wspominała, jednak nie za bardzo rozumiem to co się dzieje i o co chodzi z jakąś misją i powstającym złem.- Kobieta nalała w filiżankę jakąś herbatę, która dziwnie pachniała i usadowiła się naprzeciw mnie.
-Mogę ci tylko pomóc zrozumieć niektóre sprawy, ale do wszystkiego i tak sama musisz dojść. Na temat aniołów i ich wybrańców nie wiem zbyt wiele tylko to co przekazują mi ci hojni, na przykład Anariel. Jak wiesz od zarania dziejów na Ziemi i nie tylko panuje odwieczna wojna między dobrem, a złem. Istnieje stara legenda na temat wybrańca i nadchodzącej wojny. Oczywiście ów wybraniec nie koniecznie może stanąć po dobrej stronie.
-Na czym ona polega?
-‘’Gdy największa moc zstąpi z Niebios i zostanie wcielona w żywą istotę demony zła wylęgną się by stoczyć ostateczną walkę z nią. Waga nadal stoi i w każdej chwili może przechylić się w którąś stronę…” To tylko fragment. Chodzi o to, że musisz wybrać po której stronie się opowiesz. Jeśli wybierzesz dobro to w walce zniszczysz tych, którzy grożą równowadze. Jeśli jednak staniesz po stronie zła, anielska moc zostanie zabrana i przerodzi się w szalejące zniszczenie. Anioły zostaną bez jakiejkolwiek ochrony i będą łatwym celem dla mroku.
-Aha.- Mruknęłam, nie będąc w stanie wypowiedzieć nic więcej.- Co jeszcze będę umiała?
-Tego nie wie nikt. Twoja nowa siła jest nieograniczona póki nie ograniczy cię wyobraźnia i cel.- Pokiwałam powoli głową.
-Jestem teraz aniołem?
-Po części tak.
-Czy jest coś co powinnam jeszcze wiedzieć za nim odkryję jakieś nowości?
-Pamiętaj wieści szybko się rozchodzą, oni już idą po ciebie.
-Dziękuję ci.
-Zawsze do usług.- Wstałam z miękkiego fotela i wyszłam z jasnego budynku.
            Szłam szarym chodnikiem złożonym z cementowych płyt. Byłam już prawie przy rezydencji kiedy ujrzałam idącego w moją stronę Alexa.
-Co ty tu robisz?- Spytałam.
-Wyszedłem po ciebie.- Powiedział nachylając się do moich ust. Nie zdążył złożyć jednak na nich pocałunku, gdyż za nim ujrzałam mężczyznę z kołkiem w ręku. Wyskoczyłam za Alexa wbijając swoją dłoń w klatkę piersiową bruneta. Trzymałam go za serce, a moje obie ręce świeciły błękitno złotym blaskiem. W tamtej chwili wydawało się to takie naturalne.
Skóra oprawcy zszarzała i wystąpiły na nią liczne czarne żyły. Jego oczy rozszerzyły się.
-Czego chcesz?!- Warknęłam.
-ON mnie przysłał. Kazał unieszkodliwić twojego kochanka i sprowadzić mu ciebie.
-Jaki ON?!
-Pierwszy wampir.
-Po co?
-Zabije mnie jeśli ci powiem.- Wysapał.
-Bynajmniej będzie to później niźli teraz.
-Zbiera armię i szykuje się na wojnę. Wie, że jesteś wybrańcem i chce mieć ciebie po swojej stronie.- Ścisnęłam go mocniej za serce. Zbladł jeszcze bardziej.
-Posłuchaj uważnie, powiedz swojemu panu, że jeśli ma do mnie sprawę to niech zgłosi się osobiście, a nie wysyła nic nie wartych sługusów. A i jeszcze jedno, nie przejdę na jego stronę choćby nie wiem co mi ofiarował.  Jestem gotowa stawić mu czoła. Rozumiesz?- W odpowiedzi otrzymałam szybkie kiwnięcie głową. Wyrwałam rękę z jego piersi i mijając go ruszyłam z powrotem do domu.

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział XXXIV



Hejka ! 
Moja kochana Angel Madame ponoć wyjeżdżasz i chciałaś NN przed piątkiem, no to proszę :D 
Osobiście mi się bardzo podoba (sorka za skromność) xD Zobaczymy co wy powiecie...
Wzięło mnie też na gify...
Dziś mam zakończenie roku szkolnego i żegnaj gimnazjum! Juuupi ! A w sobotę wyruszam na obóz konny i nie będzie mnie przez dwa tygodnie. Co ja bez was zrobię ;(
Całusy ;****
~~~~


ALICE
            Denerwowałam się spotkaniem z Alexem. Zraniłam go niewyobrażalnie, zdradziłam. Moje ciało zadrżało.
            Stałam przed drzwiami posiadłości przygryzając wargę, aż poleciała z niej krew. Zlizałam ją językiem. Miała słodkawy posmak. Do mojego boku dołączyła Eileen z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy. Cała sytuacja wydawała się taka prosta, wejdę, porozmawiamy i wszystko będzie dobrze. Szkoda, że moje przeczucie szepcze mi co innego. Powoli pchnęłam drzwi i wkroczyłam do środka. Czułam się coraz mniej pewnie i spokojnie. W moim gardle stanęła gula, której nie mogłam przełknąć.
-Alex?!- Zawołała wampirzyca. Zobaczyłam go. Z chodził nieśpiesznie po drewnianych schodach, po chwili stając przed nami.
-Co?- Eileen spojrzała na mnie i odsunęła się na bok. Wzrok wampira powędrował na mnie. Jego przepiękne, turkusowe oczy starały się nie wyrażać żadnych emocji. Jeszcze niedawno obdarowywały mnie, zarezerwowaną tylko dla mnie, czułością. Teraz nie widać w nich prawie nic. Zmieniły się w pusty ocean.
-Ja przepraszam… za wszystko. Nie byłam sobą.- Alex prychnął.

-Kolejna twoja sztuczka by nas podejść? Sprytnie, ale kochana ja już nie chcę się w to bawić. Mam dość i naprawdę nie mam ochoty na znajomość z tobą.- Alexander odwrócił się z zamiarem odejścia. Poczułam jak mokra ciecz spływa z po moich policzka.
-Alex!- Zatrzymał się, podbiegłam do niego i chwyciłam za rękę odwracając twarzą do siebie.- To naprawdę jestem ja! Błagam, musisz mi uwierzyć!
-Może moją siostrę nabrałaś, ale mnie nie.- Warknął.
-Gdy byłam martwa ty, Eileen oraz Colin zeszliście do innego wymiaru. W pałacu twojego niby przyjaciela dostałeś ostrzeżenie ‘’nie można ufać…’’. Wiadomość była ode mnie, ale nie dałam rady jej dokończyć.


ALEXANDER
            Spojrzałem w jej zielone oczy. Nie były pełne ognistych iskierek, znowu wyrażały szczere emocje. Alice złapała mnie za dłoń i przytknęła do swojej klatki piersiowej. Jej serce biło tak szybko, że aż płonęło.
-Czy ono też kłamie?- Starłem łzy z twarzy dziewczyny. Ona na prawdę wróciła.
-Moja Alice, moja piękna.- Objąłem ją ramionami wydychając jej delikatny zapach. Pustka, która we mnie panowała, gdy nie było tej małej osóbki obok, zapełniła się. Znowu czułem ją całym sobą.- Kocham cię.
-Ja ciebie też.- Niespodziewanie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Eileen podeszła do nich i otworzyła je. Na widok nieproszonego gościa zagotowało się we mnie. Odepchnąłem Alice od siebie i rzuciłem się na wilkołaka. Przygwoździłem go do ściany oplatając swoje ręce wokół jego szyi.
-Podejrzewam, że wszystkiego się dowiedziałeś.- Wysapał patrząc na Alice. Ścisnąłem go jeszcze mocniej.
-Tak i teraz mam zamiar cię zabić.- Uśmiechnąłem się złowieszczo.
-Śmiało.
-Przestańcie!- Otoczył nas krzyk Alice.- Popełniłam ostatnio parę błędów za które przepraszam wszystkich, a w szczególności was.- Spojrzała na na mnie i Colina. Puściłem go. Opadł na podłogę głośno czerpiąc tchu.- To co wydarzyło się w tedy w lesie, nie powinno mieć miejsca i nigdy nie będzie już miało.
-Cieszę się, że już jest z tobą wszystko w porządku.- Wilkołak podniósł się z podłogi i wyszedł.
ALICE
            Siedziałam wraz z  Alexem na ławce z tyłu rezydencji. Granatowe niebo iskrzyło się w gwiazdach. Wieczorem wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Cały świat jakby się jarzył. Alex był zamyślony, spoglądał przed siebie nieobecnym wzrokiem. Przysunęłam się do niego i oparłam głowę o jego ramię. Nigdy do końca nie potrafiłam go rozszyfrować i to mnie w nim intrygowało. Ze mnie mógł czytać jak z kart otwartej księgi, zawsze kiedy tylko zechciał.
-O czym myślisz?- Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Wyciągną z kieszeni spodni małe, złote pudełeczko. Otworzył wieko, a moim oczom ukazał się złoty łańcuszek w kształcie łezki. Był przepiękny. Dotknęłam go opuszkami palców.
-Jest piękny.- Wyszeptałam zachwycona.
-Należał kiedyś do mojej matki. Jakiś czas temu natknąłem się na niego i pomyślałem o tobie.- Wyjął go ze szkatułki.- Mogę?- Pokiwałam twierdząco głową. Odgarnęłam włosy z karku, poczułam chłodny dotyk łańcuszka, który delikatnie opadł na mój dekolt.
-Dziękuję.- Alex pochylił się w moją stronę, patrząc mi w oczy. Nie mogłam się ruszyć. Cokolwiek mogło przerwać ten trans, wszystko zależało od Alexandra, który zbliżył się jeszcze bardziej, przechylił głowę i przymknął powieki. Rozchylił wargi. Zaparło mi dech w piersi. Również zamknęłam oczy. Też przechyliłam głowę. Też rozchyliłam wargi. I czekałam. Pocałunek, którego tak pragnęłam był delikatny. Otworzyłam oczy, on również to zrobił. Moją twarz oblał rumieniec. Alex zagarnął mnie w swoje ramiona. Czułam się bezpiecznie, czułam że jestem w domu.
-Dlaczego mnie przemieniłeś? Eileen powiedziała, że nie zrobiła by mi tego.- Alex drgnął nieznacznie.
-Po prostu to poczułem, gdy cię dotknąłem. Coś mną kierowało i nie pozwoliło ci umrzeć.- Mogła bym napawać się tą chwilą w nieskończoność.

Obserwatorzy