niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział XXXVIII



ALICE

            Alex i Grace siedzieli na ławce i obserwowali moje poczynania. Słuchałam uważnie wskazówek Josepha odnośnie mojej anielskiej strony i mocy z nią związaną.
-Musisz skupić się na tym czego chcesz. Moc często reaguje już na twoje myśli, strach, gniew. Powinnaś jasno nadać jej cel. Nie wybiegaj za daleko i nie myśl o tysiącu rzeczy na raz. Zamknij oczy i wyobraź sobie swoje dłonie, tylko dłonie otoczone błękitnym światłem. Zażądaj by moc pokazała się, ale nie do celów obronnych.
-Mówisz jakby to była jakaś istota.- Szepnęłam.
-W pewnym sensie tak jest. Aniołowie swą potęgę czerpią z życia i z światłości, więc w połowie ona żyje. A teraz spróbuj zrobić to co ci mówiłem.- Wzięłam głęboki wdech pozwalając powietrzu delikatnie wpełznąć do mych płuc. Wyobraziłam sobie jak błękitne światło oplata moje dłonie. Chciałam ponownie to poczuć, ciepło z tym związane i siłę. Niestety pierwsze kilkanaście prób nie powiodło się.
-To się nie uda!- Wrzasnęłam zaciskając pięści.- Czy zawsze musi się coś najpierw stać bym stała się przydatna?!
-Uspokój się. Nie aktywuj mocy gniewem.
-Może to jedyny sposób?! Przecież najważniejsze żeby działało!- Byłam sfrustrowana i podirytowana. Joseph chciał do mnie podejść, ale wystarczył tylko lekki dotyk, a anioł poleciał na drugi koniec ogrodu. Spojrzałam na swoje ręce. Udało się! Po chwili zorientowałam się, że błękitne światło zaczyna oplatać moje ciało coraz bardziej. Pochłaniało jego całą powierzchnię. Chciałam by się skurczyła, ale nie panowałam nad nią. Zawładnęła mną i jedyne czego pragnęłam, czego ona pragnęła to zgładzenie choćby najmniejszego mroku. Moje pełne gniewu spojrzenie powędrowało w kierunku Alexandra.
-Alice uspokój się! Musisz nad tym zapanować!- Alex wstał mówiąc do mnie. Nie słuchałam go tylko chwyciłam za koszulę i cisnęłam nim o drzewo.

ALEXANDER

            Podniosłem się szybko z ziemi nastawiając skręcony nadgarstek. Alice zatracała się coraz bardziej. Błękitne światło oplatało ją i krążyło po całym jej ciele. Wyglądała jak chodzące, niebieskie mini tornado, które zbliżało się do mnie.
-Musimy jej pomóc. Jeśli się zatraci całkowicie straci duszę i stanie się maszyną do zabijania dzieci ciemności.
-Jakiś pomysł?- Mruknąłem i przygotowałem się do kolejnego ciosu. Tym razem poleciałem w róg ogródka.- Alice nie będę z tobą walczył. Nie jesteś sobą, proszę wróć do nas, do mnie!
-Milcz wampirze!- Głos, którym to coś przemawiało nie należał już do mojej Alice. Chciałem wstać i ją wyminąć, ale nie zdążyłem. Jedną ręką chwyciła mnie za kark, drugą bez cienia zawahania wbiła w klatkę piersiową. Jej palce zacisnęły się na martwym sercu. Ból był niemiłosierny, jakby ktoś wbijał we mnie kołek.
-Joseph zrób coś bo ona go zabije!- Wrzeszczała spanikowanym głosem Grace.  Anioł ostrożnie podszedł Alice od tyłu i zagłębił ręce w błękitnej mocy. Przymknął oczy i zaczął szeptać w dziwnym języku. Po kilku minutach dłoń dziewczyny opuściła moje ciało.
-Ja…- Nie skończyła ponieważ zemdlała. W ostatnim momencie złapałem ją. Bez słowa zaniosłem ją na kanapę. Pogłaskałem po policzku. Ta cała sprawa coraz mniej mi się podoba. Zbyt duże ryzyko.
-Nie mówiłeś, że to będzie zagrażać jej życiu!- Warknąłem w stronę anioła.- Lepiej wymyśl inne ćwiczenia bo ona nie będzie tego robić! Tobie i tej całej Radzie Słońce za mocno przypala mózgi tam na górze!
-Nie do ciebie należy ta decyzja. Zresztą ona już nie ma wyjścia.- Odparował Joseph. Ściągnąłem brwi.
-Nie pozwolę by coś jej się stało, więc lepiej wysil szare komórki i wymyśl coś innego.- Syknąłem i usiadłem obok Alice głaszcząc po włosach.

ALICE
            Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Byłam zmęczona. Powoli otworzyłam oczy, które oślepiło rażące Słońce. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Pierwsze co zobaczyłam, gdy obraz nabrał ostrości to zmartwiona twarz Alexa.
-Dobrze się czujesz?- Spytał przykładając dłoń do mojego policzka.
-Głowa mi pęka.- Spojrzałam na niego uważnie. Dopiero teraz wróciło do mnie to co się działo.- Ja przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło.- Wampir ucałował mnie w czoło.
-To nie twoja wina.- Spojrzał z obrzydzeniem na Josepha.
-Powinnam szybko nabrać sił. Alex ja muszę nad tym zapanować.
-Nie! Nie będziesz tego robić!
-I tak to zrobię za twoim pozwoleniem czy bez niego.- Wstałam.- To moja decyzja, mój wybór, Alex.
-Nie mogę cię stracić.- Szepnął.
-Nie stracisz. 





~~~~~~~~~~~~

Hejka !
Sorka, że tak krótko, ale nie mam zbytnio czasu... Ah te wakacje xD 
Mam nadzieję, że się podobało :)
KOMENTUJCIE ;p 
Pozdrawiam ;**

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział XXXVII

Hejka !
Wpadam tylko na chwilkę z nowym rozdziałem !
Troszkę sobie wczoraj pogadałam na fb z moją kochaną pisarką (mam nadzieję, że wiesz, że chodzi o cb ;P ) i tak jakoś natchnęło mnie na pisanie i wyszedł nawet całkiem długi ten rozdział... Dzięki Ci <3 <3 <3 ;**

Pozdrawiam wszystkich innych, którzy tu zaglądają ;**
_____________________________________________



ALEXANDER

 

            Alice całą drogę do Portland niby się uśmiechała, rozmawiała, ale widziałem, że mimo moich zapewnień miała nadal jakieś wątpliwości i że na tej rozmowie to się nie zakończy.
Najwidoczniej cała ta sprawa przytłaczała ją, mimo iż nie dawała po sobie tego poznać. Była silna, ale ostatnio każdy wymaga od niej niewyobrażalnie dużo. Jednak mnie najbardziej martwią jej przemyślenia odnośnie nas. Nie rozumiałem zbytnio co może być w tym niejasne. Kocham ją. Dlaczego? To proste, ona jest tą jedyną. Nie kocham ją tylko dlatego, że jest mi przeznaczona. Uwielbiam jej piękny uśmiech, który gości na jej twarzy coraz rzadziej. Pięknymi, zielonym oczami potrafi wymusić na mnie wszystko, a najpiękniejsze jest jej wnętrze. Współczucie, chęć bycia samodzielną… Jest cudowna. I na tym sprawa się kończy.
Wlokłem się przez ten świat bardzo długo. W niektórych momentach mojej egzystencji nie widziałem sensu w istnieniu wampirów, w ich życiach. Teraz to się zmieniło. Każdy podąża nakreśloną drogą, zmierza do swojego przeznaczenia. Ale zawsze są dwa wyjścia.
Skręcisz w prawo umrzesz. Skręcisz w lewo… Czeka cię nowa rzeczywistość.
            Przed nami rysowały się budynki miasta. Portland. Miasta, w którym jest mnóstwo wampirów i mają one tam niemal królewskie życie. I niestety nie zostawiłem w nim po sobie dobrego śladu. Wiele kobiet ze złamanymi sercami. Mężczyźni z urażoną dumą i to wszystko są wampiry. Sześć lat wyłączonych emocji spędziłem tutaj, z dala od siostry, z dala od czucia czegokolwiek.
-Już jesteśmy?- Alice spytała ziewając.- Chyba trochę przysnęłam.
-Więcej snu ci nie zaszkodzi. Gdzie mieszka ten anioł?- Al wyciągnęła z kieszeni zmiętą kartkę i przeczytała powoli adres.
Przejeżdżałem ładnymi i zadbanymi uliczkami do tej części miasta, w której znajdują się osiedla domów jednorodzinnych.
Wszystkie były białe i posiadały przed sobą czyste i nienaganne trawniki.
-Iście anielska okolica.- Szepnąłem.
-Bardzo zabawne.- Alice pacnęła mnie w ramię. Odliczaliśmy numery domów, aż w końcu trafiliśmy na odpowiedni. Zatrzymałem samochód, chwilę posiedzieliśmy po czym jako pierwszy wysiadłem, zmuszając Alice do podążenia za mną. Moja ukochana niepewnie zadzwoniła w srebrny dzwonek.

 
ALICE

 
            Drzwi otworzył nam wysoki szatyn o brązowych oczach. Był dość dobrze zbudowany i na pierwszy rzut oka mógł mieć ze dwadzieścia pięć lat. Jego wzrok od razu powędrował w moją stronę, a na twarz wstąpił mu szeroki uśmiech.
-Alice zapewne? Podopieczna Anariela? Dużo dobrego o tobie słyszałem. Cieszę się, że mogę cię poznać.- Uścisnęliśmy sobie ręce po czym anioł przeniósł wzrok na Alexa i jego uśmiech znikną.
-Ty…-Wysyczał Joseph prosto w twarz wampira. Poczułam lekkie mrowienie w dłoniach. Czułam jak moja moc budzi się i przepływa przeze mnie gotowa wyskoczyć i zasłonić Alexa. Nie zdążyłam zareagować, a mężczyźni szarpali się przed domem co nie uszło uwadze kilku dzieciaków.- To przez ciebie Grace omal zginęła, a ja upadłem!- Jego ciało drżało.
-Przestańcie!- Krzyknęłam równo z kobietą o blond włosach i niebieskich oczach, Grace. Obaj panowie posłali sobie groźne spojrzenia i stanęli naprzeciw nas.
-O co tu chodzi?
-Dołączam się do pytania?- W stronę anioła powędrowało ironiczne spojrzenie od Alexa.
-On prawie zabił Grace!
-Ja?! Aaa już wiem. To było w tedy kiedy nie byłem sobą. Miałem wyłączone emocje. Twój anielski sonar tego nie wykrył?- Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-No już nie patrz tak na mnie. Przepraszam piękną panią, że targnąłem się na jej życie. To się nie powtórzy.- Zwróciła się do Grace.
-Josephie to już przeszłość, nie warto tego roztrząsać.
-Jak uważasz. W takim razie wejdźcie do środka.
            Dom w środku był jasny, przestronny i ciepły. W powietrzu unosiły się kuszące zapachy jakichś potraw. Na ścianach wysiały liczne złote ramki ze zdjęciami Grace, Josepha oraz innych osób. W marmurowym kominku tlił się ogień. Nie chciałam się rozklejać, ale tu panowała tak rodzinna atmosfera, że przypominało mi to mój dom i przybraną rodzinę. Zacisnęłam powieki, potrząsnęłam głową odganiając napływające łzy. Odwróciłam się do nich tyłem i udawałam, że nadal oglądam fotografie.
-Zjecie z nami obiat?- Spytała pani domu. Niekontrolowanie skrzywiłam się i uświadomiłam jak dawno coś ‘’jadłam”.
-Jedzenie na pewno jest pyszne, ale my musimy zjeść coś bardziej konkretnego dla nas.
-Och, oczywiście.- Chwyciłam Alexa za rękę i wymownie pociągnęłam go do wyjścia.- Jak wrócicie to się rozpakujecie i w tedy porozmawiamy.
-Na pewno!- Krzyknęłam na odchodne.- Domyślam się, że znasz w tym mieście miejsce, w którym można bez problemu zjeść ciepły posiłek.
-Ciepły posiłek? Nie wolisz woreczków?
-Nie.
-A co z regułą, że nie można krzywdzić niewinnych osób?- Złapałam go za dłonie i stanęłam naprzeciw niego. Westchnęłam.
-Po tym jak odzyskałam wspomnienia, odzyskałam też siebie, ale pewne rzeczy… Mój punkt widzenia na niektóre sprawy zmienił się. Ja mimo wszystko się zmieniłam i niektóre przyzwyczajenia z tamtego okresu pozostały mi. To się tyczy picia krwi. Nie przeszkadza mi teraz picie z żyły i zauważyłam, że głód jest teraz dużo większy i bardziej go odczuwam.
-Okej, rozumiem. Głód mógł ci się zwiększyć ponieważ twój organizm przyzwyczaił się do dużej ilości świeżej krwi. Kiedyś tyle nie piłaś no i była to krew z woreczków.
-Cieszę się, że mnie nie potępiłeś.- Zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok.
-Chciałabyś. Mi było ciężko wytrzymać na woreczkach, ale dla ciebie i mojej wstrzemięźliwej siostrzyczki zrobię wszystko.
-Więc prowadź.
            Alex oprowadził mnie po wielu barach, restauracjach, klubach. Byłam zaskoczona żywotnością tego miasta. Wieczorem, nawet w bocznych uliczkach, tętniło życie. Imprezy wylewały się z budynków na ulice. Wszędzie było kolorowo, głośno i tanecznie. Nie uszło mojej uwadze, że na około nas było pełno wampirów, którzy o dziwo nie kryli się z tym kim są. Było wspaniale. Ja, Alex, muzyka i dobra zabawa no i krew. To było zadziwiające doznanie. Bawiłam się świetnie i muszę przyznać, że brakowało mi takiej odskoczni od problemów. Mieliśmy chwilę tylko dla siebie.
            Z ulicznych wojaży wróciliśmy około trzeciej w nocy. Przekraczając próg ledwo powstrzymaliśmy się od trwających żartów i śmiechów.
Wraz z jedną walizką wtoczyliśmy się do jakiegoś pokoju, który o dziwo okazał się wolną sypialnią z przygotowaną świeżą pościelą.
Błyskawicznie wyciągnęłam kosmetyczkę i zajęłam niedużą łazienkę. Wzięłam szybki prysznic, wyszłam z kabiny i zorientowałam się, że nie mam piżamy. Wystawiłam samą głowę za drzwi.
-Aleeex…- Szepnęłam błagalnym głosem przeciągając sylaby.
-Słucham?
-Dałbyś mi swoją koszulę, bo zapomniałam piżamy?- Wampir wyjął z walizki ciemnogranatową koszulę i podał mi ją. Założyłam na siebie świeżą bieliznę i wypożyczoną koszulę, która sięgała mi do kolan. Rękawy musiałam podciągnąć, bo mogłabym się o nie potknąć. Gdy wyłoniłam się w całej okazałości z łazienki do moich uszu doleciało ciche gwizdnięcie.
-Do twarzy ci w mojej koszuli.- Pociągnął mnie za rękę tak, że upadłam na niego. Wsparłam się na jego torsie i zakosztowałam jego ust.- A to za co?
-Za całokształt.- Cmoknęłam go jeszcze raz i położyłam się obok by patrzeć jak znika w brązowej łazience. Za nim Alex wrócił usnęłam.

~*~
 
            Poranek był pochmurny, acz bezdeszczowy. Przeciągnęłam się leniwie i podniosłam do pozycji siedzącej. Został przywitana długim pocałunkiem.
-Dzień dobry piękna.
-Mogłabym się budzić tak codziennie.- Parsknął.
-Głodna?
-W sumie to nie.
-To dobrze bo nie ma raczej na to czasu. Joseph zaglądał tu rano…
-Rano? Która jest godzina?
-Jedenasta.
-Aha.- Spuściłam stopy na drewnianą podłogę i wstałam. Nie chciałam kończyć tej błogiej sielanki, ale czas wziąć się do pracy. Założyłam jeansy i czarny sweter po czym wraz z Alexem, który był już ubrany, zeszłam na półpiętro. W salonie na kanapie siedziała tylko Grace.
-Witajcie. Joseph czeka na ciebie w ogrodzie.- Wskazała głową szklane drzwi tarasowe. Ruszyłam by dołączyć do anioła.- Tylko na nią czeka.- Zwróciła się do Alexandra.
-Zostanę.- Pokiwałam głową i wyszłam na zewnątrz. Ogród miał równo przystrzyżoną trawę i wiele kolorowych kwiatów. Joseph siedział na drewnianej ławce pod brzozą.
-Witaj Alice.
-Podobno czekasz na mnie?
-Tak. Nie będziemy owijać w bawełnę i przejedźmy od razu do sedna sprawy. Na początek chciałbym wiedzieć ile już umiesz?
-Niewiele. Umiem widzieć aury, a ostatnio gdy zaatakował nas jeden wampir moje ręce zaczęły świecić na błękitno. Byłam w stanie zabić go poprzez dotyk.- Joseph uśmiechnął się, a jego ręce zaczęły pulsować takim światłem jak moje dzień wcześniej.
-W takim razie musisz się jeszcze wiele nauczyć moja droga.

Obserwatorzy