czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział XXXIV



Hejka ! 
Moja kochana Angel Madame ponoć wyjeżdżasz i chciałaś NN przed piątkiem, no to proszę :D 
Osobiście mi się bardzo podoba (sorka za skromność) xD Zobaczymy co wy powiecie...
Wzięło mnie też na gify...
Dziś mam zakończenie roku szkolnego i żegnaj gimnazjum! Juuupi ! A w sobotę wyruszam na obóz konny i nie będzie mnie przez dwa tygodnie. Co ja bez was zrobię ;(
Całusy ;****
~~~~


ALICE
            Denerwowałam się spotkaniem z Alexem. Zraniłam go niewyobrażalnie, zdradziłam. Moje ciało zadrżało.
            Stałam przed drzwiami posiadłości przygryzając wargę, aż poleciała z niej krew. Zlizałam ją językiem. Miała słodkawy posmak. Do mojego boku dołączyła Eileen z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy. Cała sytuacja wydawała się taka prosta, wejdę, porozmawiamy i wszystko będzie dobrze. Szkoda, że moje przeczucie szepcze mi co innego. Powoli pchnęłam drzwi i wkroczyłam do środka. Czułam się coraz mniej pewnie i spokojnie. W moim gardle stanęła gula, której nie mogłam przełknąć.
-Alex?!- Zawołała wampirzyca. Zobaczyłam go. Z chodził nieśpiesznie po drewnianych schodach, po chwili stając przed nami.
-Co?- Eileen spojrzała na mnie i odsunęła się na bok. Wzrok wampira powędrował na mnie. Jego przepiękne, turkusowe oczy starały się nie wyrażać żadnych emocji. Jeszcze niedawno obdarowywały mnie, zarezerwowaną tylko dla mnie, czułością. Teraz nie widać w nich prawie nic. Zmieniły się w pusty ocean.
-Ja przepraszam… za wszystko. Nie byłam sobą.- Alex prychnął.

-Kolejna twoja sztuczka by nas podejść? Sprytnie, ale kochana ja już nie chcę się w to bawić. Mam dość i naprawdę nie mam ochoty na znajomość z tobą.- Alexander odwrócił się z zamiarem odejścia. Poczułam jak mokra ciecz spływa z po moich policzka.
-Alex!- Zatrzymał się, podbiegłam do niego i chwyciłam za rękę odwracając twarzą do siebie.- To naprawdę jestem ja! Błagam, musisz mi uwierzyć!
-Może moją siostrę nabrałaś, ale mnie nie.- Warknął.
-Gdy byłam martwa ty, Eileen oraz Colin zeszliście do innego wymiaru. W pałacu twojego niby przyjaciela dostałeś ostrzeżenie ‘’nie można ufać…’’. Wiadomość była ode mnie, ale nie dałam rady jej dokończyć.


ALEXANDER
            Spojrzałem w jej zielone oczy. Nie były pełne ognistych iskierek, znowu wyrażały szczere emocje. Alice złapała mnie za dłoń i przytknęła do swojej klatki piersiowej. Jej serce biło tak szybko, że aż płonęło.
-Czy ono też kłamie?- Starłem łzy z twarzy dziewczyny. Ona na prawdę wróciła.
-Moja Alice, moja piękna.- Objąłem ją ramionami wydychając jej delikatny zapach. Pustka, która we mnie panowała, gdy nie było tej małej osóbki obok, zapełniła się. Znowu czułem ją całym sobą.- Kocham cię.
-Ja ciebie też.- Niespodziewanie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Eileen podeszła do nich i otworzyła je. Na widok nieproszonego gościa zagotowało się we mnie. Odepchnąłem Alice od siebie i rzuciłem się na wilkołaka. Przygwoździłem go do ściany oplatając swoje ręce wokół jego szyi.
-Podejrzewam, że wszystkiego się dowiedziałeś.- Wysapał patrząc na Alice. Ścisnąłem go jeszcze mocniej.
-Tak i teraz mam zamiar cię zabić.- Uśmiechnąłem się złowieszczo.
-Śmiało.
-Przestańcie!- Otoczył nas krzyk Alice.- Popełniłam ostatnio parę błędów za które przepraszam wszystkich, a w szczególności was.- Spojrzała na na mnie i Colina. Puściłem go. Opadł na podłogę głośno czerpiąc tchu.- To co wydarzyło się w tedy w lesie, nie powinno mieć miejsca i nigdy nie będzie już miało.
-Cieszę się, że już jest z tobą wszystko w porządku.- Wilkołak podniósł się z podłogi i wyszedł.
ALICE
            Siedziałam wraz z  Alexem na ławce z tyłu rezydencji. Granatowe niebo iskrzyło się w gwiazdach. Wieczorem wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Cały świat jakby się jarzył. Alex był zamyślony, spoglądał przed siebie nieobecnym wzrokiem. Przysunęłam się do niego i oparłam głowę o jego ramię. Nigdy do końca nie potrafiłam go rozszyfrować i to mnie w nim intrygowało. Ze mnie mógł czytać jak z kart otwartej księgi, zawsze kiedy tylko zechciał.
-O czym myślisz?- Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Wyciągną z kieszeni spodni małe, złote pudełeczko. Otworzył wieko, a moim oczom ukazał się złoty łańcuszek w kształcie łezki. Był przepiękny. Dotknęłam go opuszkami palców.
-Jest piękny.- Wyszeptałam zachwycona.
-Należał kiedyś do mojej matki. Jakiś czas temu natknąłem się na niego i pomyślałem o tobie.- Wyjął go ze szkatułki.- Mogę?- Pokiwałam twierdząco głową. Odgarnęłam włosy z karku, poczułam chłodny dotyk łańcuszka, który delikatnie opadł na mój dekolt.
-Dziękuję.- Alex pochylił się w moją stronę, patrząc mi w oczy. Nie mogłam się ruszyć. Cokolwiek mogło przerwać ten trans, wszystko zależało od Alexandra, który zbliżył się jeszcze bardziej, przechylił głowę i przymknął powieki. Rozchylił wargi. Zaparło mi dech w piersi. Również zamknęłam oczy. Też przechyliłam głowę. Też rozchyliłam wargi. I czekałam. Pocałunek, którego tak pragnęłam był delikatny. Otworzyłam oczy, on również to zrobił. Moją twarz oblał rumieniec. Alex zagarnął mnie w swoje ramiona. Czułam się bezpiecznie, czułam że jestem w domu.
-Dlaczego mnie przemieniłeś? Eileen powiedziała, że nie zrobiła by mi tego.- Alex drgnął nieznacznie.
-Po prostu to poczułem, gdy cię dotknąłem. Coś mną kierowało i nie pozwoliło ci umrzeć.- Mogła bym napawać się tą chwilą w nieskończoność.

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział XXXIII



Witajcie po chwilowej przerwie. Starałam się nadrobić zaległości, ale jeśli kogoś zaniedbałam to niech napisze mi.
Nie ma Alexa, ale za to macie już swoją kochaną, starą, dobrą Alice. Ja też się cieszę z jej powrotu. Wyszło mi to jakoś? xD
Więc czas na małe blogowe ogłoszenia:

  • Jak widać mamy nowy szablon, który ubóstwiam, a wy?
  •  Po lewo macie takie coś jak STRONY, jeśli chcecie być informowani o NN u mnie (chodzi o wszystkie blogi) zostaw ślad po sobie w postaci linku do bloga w zakładce INFORMOWANI. 
  • Również w stronach znajduje się zakładka ZWIASTUN, zachęcam do obejrzenia. 
  • Nie chcę was martwić, ale bardzo powolnymi krokami zbliżamy się do końca tego bloga. Bynajmniej tak sądzę.
  • Dziękuję za wszystkie nominacje! Kocham was <3 <3
  • Dzięki za każdy głos oddany  na mnie. Można powiedzieć, że zajęliśmy trzecie miejsce :)
  • Jeśli macie jakieś pytania, zastrzeżenia czy coś to śmiało walcie w komentarzu !  
  • Pewnie coś jeszcze miałam napisać, ale zapomniałam ;D ;P 
Tak, więc trzymajcie się kochani moi <3
Całusy ;******



ALICE

-Było to bardzo dawno temu. Byłaś młodsza niż teraz, a twój brat miał sześć lat. Tak samo jak ty był kluczem do zerwania klątwy wilkołaków. Długo byście nie pozostali rodziną, ponieważ Nathaniel stwierdził, że tak będzie bezpieczniej. Ty pojedziesz z Margaret, a on z waszym ojcem.  Wasi rodzice gdzieś wyszli, ty miałaś zostać i się nim opiekować.
-Jak on się nazywał?
-Jaime.- Pokiwałam głową by kontynuowała.- Był wieczór, postanowiłaś wyjść. Jaime ponoć prosił cię byście zostali w domu, ale ty uparłaś się i poszliście do lasu. Margaret wspominała coś o jakimś chłopaku, z którym miałaś się spotkać, ale tego nie wiem na pewno. Nie oddaliliście się daleko, ale na wasze nieszczęście natknęliście się na stado wilków, do tej pory nikt nie wie czy to były zwykłe zwierzęta, czy też może wilkołaki.- Moje oczy przybrały kształt okrągłych spodków. Obrazy z przeszłości zaczęły wychodzić na wierzch.  Zaczęłam mówić równo z wampirzycą.
-Chciałam zawrócić, ale nie mieliśmy szansy by uciec. Jaime nie umiał dotrzymać mi kroku. Bałam się i go zostawiłam. Wspięłam się na drzewo, one go złapały… Krzyczał moje imię, chciał żebym mu pomogła, a ja nie zeszłam… Siedziałam na tym cholernym drzewie i patrzyłam jak wilki rozszarpywały go na strzępy! Boże jak on krzyczał.- W klatce piersiowej poczułam ucisk, osunęłam się na ziemię ze łzami, które ściekały po mojej twarzy.- Powinnam tam zejść i mu pomóc, to ja powinnam zginąć nie on. Bałam się! Ja po prostu bałam się! Jaime przepraszam. Nie chciałam….- Eileen kucnęła obok mnie i przytuliła.
-To nie twoja wina.
-Byłam nieodpowiedzialna, to moja wina Eileen.- Nie wiem ile tak siedziałam i szlochałam, ale bluzka wampirzycy była mokra i brudna. Moja nagła żałoba, na którą wcześniej nie miałam szans, wydawała się teraz żałosna i nie na miejscu. Nie, to nie tak powinno wyglądać. Nachyliłam się do nagrobka i paroma szybkimi ruchami starłam dłońmi z niego mokry mech i brązową ziemię. O wiele lepiej, ale i tak niewystarczająco. Zabiły go wilki, co za ironia losu. Nasi rodzice nie powinni opuścić tego miejsca, zhańbili go, opuścili. Jakby nigdy nie był naszą częścią, jakby nie należał do naszej rodziny. Mimo, iż to nie ja leżałam parę metrów pod ziemią to i tak czułam się pominięta. Sama nie rozumiem dla czego. Westchnęłam. Teraz i tak niczego nie zmienię. Niemal czułam, że jest coś jeszcze do odkrycia. Wspomnienia Jaimiego to tylko kawałek historii.
-Czy… Czy ja mam jeszcze jakąś rodzinę poza rodzicami?
-Tych przybranych.
-Chcę ich zobaczyć, chociaż z daleka, proszę.
-Dobrze, pojedziemy.- Spojrzałam ostatni raz na grób Jaimiego i ruszyłyśmy do wyjścia. Po drodze podeszłam do martwej kobiety. Jej oczy były otwarte i ziały przerażeniem oraz pustką. Przymknęłam powieki staruszki.
-To się więcej nie powtórzy. Obiecuję.- Wsiadłyśmy do samochodu. Naszym celem był Waszyngton.
                Waszyngton. Stolica Stanów Zjednoczonych. 632 323 milionów mieszkańców, powierzchnia 177 kilometrów kwadratowych. Duże, ruchliwe, wciągnięte w wir szybkiego rozwoju miasto. Ot co. Tu mieszkałam, żyłam. Bynajmniej przez jakiś czas.
                Eileen w skrócie i bez szczegółów opowiedziała mi to co wie, czyli praktycznie nic. Ze wszystkich sił starałam się zburzyć ścianę za którą były ukryte moje wspomnienia, lecz na marne. Stała tam cały czas, nie drgnęła pod naporem mojego umysłu, woli. Stała tam niewzruszona moimi staraniami, sumiennie wykonując polecenie wydane przez… kogoś. Szara, zimna, bezwzględna, odcinała mnie od tego co dobre.
Rozmasowałam skronie, które zaczęły pulsować pod wpływem wysiłku. Nawet nie zauważyłam kiedy podjechałyśmy pod czyjś dom. Na podjeździe z szarych płyt stała błękitna honda. Dwie dorosłe osoby powiedziały coś do małej blondwłosej dziewczynki po czym odeszli do domu. Ściągnęłam brwi. Ta sytuacja wydawał się tak znajoma, jakbym kiedyś w niej uczestniczyła. Jeszcze raz spróbowałam naprzeć na ścianę. Tym razem uległa. Chwyciłam srebrną klamkę z zamiarem wyjścia z samochodu. Eileen złapała mnie za ramię. To również spowodowało przypływ wspomnień. Kiedyś również łapałam za klamkę drzwi samochodowych, ale w tedy przed wysiąśćciem powstrzymały mnie ręce Alexandra.
Spojrzałam na nią błagalnie. Ona tylko podała mi okulary przeciwsłoneczne. Puściła mnie, a ja w pośpiechu wysiadałam. Po mojej stronie jezdni, pod rozłożystym drzewem siedział rudawy kot. Dziewczynka, Mery, ujrzała go i wybiegła na ulicę prosto pod koła ciężarówki, która z piskiem zaczęła hamować. Słysząc krzyk, który dochodził jakby z oddali pochwyciłam siostrę i w mgnieniu oka postawiłam z powrotem przed domem. Podbiegli do nas jej rodzice. Zaczęli głaskać małą po głowie. Przez dłuższą chwilę nie wypuszczałam jej z ramion. Ona mogła prawie zginąć. W prawdzie nie była moją prawdziwą siostrą to i tak strata niej była by kolejnym bolesnym ciosem. Tyle wspólnych wspomnień, które powoli wracały do mojej głowy. Wskakiwały na swoje miejsce jak zagubiony puzzel trudnej układanki. Odsunęłam się na bok dopuszczając przybranych rodziców do córki. W panice oglądali jej drobne ciałko, dopiero po kilku minutach dostrzegli mnie. Spięłam się w obawie przed rozpoznaniem mnie.
-Dziękujemy ci. Znalazłaś się tak szybko przy niej, nie chcę myśleć co by się stało, gdyby nie ty!- Powiedział na jednym tchu kobieta.
-Nie ma sprawy.- Oboje spojrzeli na mnie przenikliwie. Ah tak, głos.
-Mogła byś zdjąć okulary?
-Sophio!- Skarcił ją mąż.
-Wybacz. Jeszcze raz ci dziękujemy.- Pokiwałam tylko z wolna głową i wróciłam do Eileen. Chwilę jeszcze patrzyłam na obrazek szczęśliwych osób, które kiedyś były moją rodziną.
                Przypomniałam sobie. Wszystko bez wyjątku. Dawne czasy, Murcję, Nathaniela, Margaret, Alexa, wypad na skały, przemianę w wampira, śmierć, Anariela… Po raz pierwszy od wielu dni mogłam oddychać swobodnie. Musiałam uwierzyć, że teraz będzie wszystko dobrze, że teraz powrócę naprawdę. Popatrzyłam ostatni raz na równo przystrzyżone trawniki, nienaganne domy. Teraz jest w porządku mimo, iż kilka osób będzie mi jeszcze próbować przebaczyć. Nie będę się usprawiedliwiać.
                Coś w środku mnie zaczęło przyjemnie łaskotać moje wnętrze. To był impuls kierujący mnie we właściwą stronę. Alex. To jest to. Nasze uczucie powróciło do mnie, więź, miłość, potrzeba przebywania w towarzystwie jego osoby. Uśmiechnęłam się wesoło.
-Eileen jedźmy już do domu.
-Witaj z powrotem Alice.
-Ja też się cieszę, że cię widzę.

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział XXXII



Oczami Alice

                Jechałam samochodem wraz ze starszą wampirzycą, niemal pustymi drogami. Między nami wisiała nieprzerwana cisza. Włączyłam radio, aby po chwili do naszych uszu doleciały przyjemne dźwięki rockowej piosenki.
Z jednej strony chciałam wyskoczyć z tego auta i znaleźć się jak najdalej od Eileen, z drugiej zaś byłam ciekawa dokąd zmierzamy. Czy obawiałam się tego wyjazdu? Może trochę, ale czy na świecie istnieje osoba, która nie boi się swojej przeszłości? Przeszłość. Czy to po nią właśnie jedziemy?
                Podróżowałyśmy już od czterech godzin. Miałam po dziurki w nosie siedzenia w metalowej puszce z napędem na cztery koła. Czułam lekkie pieczenie w gardle, byłam głodna.
-Zatrzymaj się przy jakimś barze.
-Ani mi się śni.
-Jestem głodna.- Wampirzyca nachyliła się nad moimi kolanami i otworzyła schowek pełen woreczków z krwią.
-To powinno wystarczyć.- Skrzywiłam się na samą myśl o zatopieniu zębów w plastik oraz chłodną ciecz. Zatrzasnęłam drzwiczki przybierając obrażoną i kpiącą minę.
-Co ci szkodzi zatrzymać się?!
-Nie mam ochoty tracić czasu, ani narażać niewinnych osób na twoje nieobliczalne alter ego, czy cokolwiek to jest.- Przy tych słowach wskazała mnie.
-Przynajmniej powiedz gdzie jedziemy.
-Jedziemy, kropka, kropka, kropka.
-Aha.-
                Droga straszni mi się dłużyła, ale po kolejnych dwóch godzinach przekroczyłyśmy granicę miasta White Harbor.
Na zewnątrz świeciło słońce, które co jakiś czas chowało się za pierzaste chmury. Miasto było dość duże, a na ulicach panował ruch. Eileen bez większych problemów krążyła między budynkami, sprawnie przedzierając się na wschodnie obrzeża White Harbor.
                Dojechałyśmy do cmentarza, który był otoczony starymi i nieco podupadłymi, kamiennymi murami. Z niechęcią wysiadłam i pomaszerowałam na teren pochówku ludzi. Groby były zniszczone, zaniedbane, obrośnięte mchem, a niektóre pochłonięte przez ziemię. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam zgarbioną, starszą kobietę, która nachylała się nad jedną z mogił. Po plecach wzrokiem prześlizgnęłam się na pomarszczony kark. Poczułam delikatne ukłucie w dziąsła i po chwili wyrosły mi kły. Do moich uszu doleciał nierówny dźwięk jej serca, a komórki węchowe zostały podrażnione przez zapach świeżej krwi. Nie wytrzymałam narastającego we mnie głodu, rzuciłam się jej do gardła. Staruszka krzyczała chrapliwie, nie była nawet w stanie szarpać się. Jej puls szybko wyzerował, a serce ustało. Padła martwa, czułam się wyśmienicie. Podeszłam do oniemiałej towarzyszki.
-Było trzeba się zatrzymać, gdy mówiłam.
-Ty… Nie możesz zabijać… Alice, ty tego nie robisz.
-Mogę, w każdej chwili, każdym dniu, w każdym miejscu i obojętnie, czy moje wspomnienia powrócą, czy też nie to będą to tylko chwile z mojego życia, a ja nadal pozostanę tym kim jestem. Jestem wampirem i to- tu wskazałam trupa- jest nieoderwaną częścią każdego z nas, Eileen.
-Chodź, chcę ci tylko coś powiedzieć, potem rób co chcesz. W tedy kiedy Gabriela przywracała ci dawne życie Margaret i Nathaniel kategorycznie zakazali odnawiać jedno ważne i zarazem straszne wydarzenie z waszego życia.- Niezbyt wiedziałam o kim i o czym ona mówi, lecz coś kazało mi słuchać uważnie, wiec tak też zrobiłam.
                Szłyśmy wysoką trawą między starymi dębami. Znalazłyśmy się w najstarszej części cmentarza. Groby były ledwo widocznymi ruinami lub wcale nie było po nich śladu. Stanęłyśmy przy jednym, na którym nie dało odczytać się danych.
-Kto tu leży?- Spytałam.
-Twój rodzony, młodszy brat.
-Co?! Proszę, opowiedz mi.- Moje zaskoczenie było ogromne, aż wbiło mnie w ziemię. Może utraciłam wspomnienia, ale na pewno nie miałam prawdziwego rodzeństwa. To niemożliwe. 

~~~~~~~~

Dzisiaj krótko, ale nie mam chwilowo czasu, no i problemy z kompem...
To nie jest nic nadzwyczajnego, ale postaram się skleić coś porządniejszego następnym razem :) No i sorka za błędy. 
Stwierdzam fakt, iż moja głowa jest nieogarnięta i, że za nią nie nadążam. Wczoraj sobie siedzę i przyszedł mi kolejny pomysł na opowiadanie, albo raczej kolejne dwa :D Jedno normalne, a drugie fantastyczne... Na razie popiszę sobie w wordzie i popaczę co z tego wyniknie ;)

PS zajęłam trzecie miejsce w konkursie na TEJ STRONIE  zachęcam do czytania. Moja praca to ta bez danych z pogrubioną czcionką xD 

PS2 biorę udział w konkursie na TEJ STRONIE (zgłosiłam mojego innego bloga o-b-c-a.blogspot.com) więc błagam o głos!!! 
 
Pozdrawiam was moi kochani ! Całusy itp itd <3 :*****

KOMENTUJCIE bo bez tego nie ma rozdziału! ;P 

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział XXXI


Oczami Alice
                W drodze do domu cały czas miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował. Parę razy dosłyszałam nawet czyjeś kroki za sobą, ale gdy się odwracałam nikogo nie było. Przyśpieszyłam kroku by jak najszybciej znaleźć się w posiadłości. Przeszłam do salonu, gdzie Eileen i Alex prowadzili zażartą rozmowę. Usiadłam obok wampira. Rodzeństwo przerwało rozmowę.
-Nie zwracajcie na mnie uwagi.
-Margaret zniknęła.- Próbowałam skojarzyć to imię, ale nic mi nie mówiło. Uniosłam brew do góry i spojrzałam na nich.- To twoja matka.  Ogólnie nie przejmujemy się tym, iż może jej się coś stać, tylko to dziwne, że zniknęła nie spotykając się z tobą.- Powiedziała Eileen. Zamyśliłam się. Moja misja, ktoś mnie śledzi, widzenie aur, anioły, Rada, a teraz zniknięcie Margaret… To wszystko robi się coraz bardziej skomplikowane.
-Alice czegoś nam nie mówisz.- Stwierdził Alex. Przyuważyłam, że jestem spięta, więc rozluźniłam się i przybrałam obojętny wyraz twarzy.
-Zarzucasz mi coś?
-Tak.- Nachylił się nade mną.
-Twój problem.
-Nie sądzę.- Złapał mnie za ramiona i przycisnął do ściany.- Wiem, że coś wiesz. Z łatwością mogę wyczuć twoje kłamstwo.- Warknął. Odpowiedziałam mu złośliwym uśmieszkiem.
-Zostawię was samych.- Szepnęła Eileen i wyszła z budynku.
-Kiedyś byś mnie, nas nie okłamała. Brakuje mi dawnej ciebie do cholery!
-Widzisz to jest twój problem! Niby mnie kochasz, a nie potrafisz zaakceptować każdej mojej strony, to jest częścią mnie! Jeżeli twoje uczucie do mnie jest takie ogromne to nie staraj się mnie naprawić.-


Alex puścił moje ramiona i poszedł do swojego pokoju głośno trzaskając drzwiami. Chwyciłam w palce pierwszą z brzegu butelkę alkoholu, włączyłam radio i opadłam na kanapę. Czy tak ma teraz wyglądać moje życie? Wieczne przepychanki z moim dawnym ja? Oni powinni dać tamtej mnie odejść, nie można przecież wiecznie, kurczowo trzymać się przeszłości.
Opróżniałam butelkę za butelką. Popadam w alkoholizm. Muzyka była nastawiona bardzo głośno, ja sama tańczyłam przewracając różne przedmioty, meble.  Mimo to Alex nie zszedł na dół. Tak szczerze to liczyłam na jakąś zabawę. Zaśmiałam się.  Staję się psychiczna po trunkach.  Jeśli on nie chce przyjść do mnie to ja pójdę po niego. Tak, tak jeszcze jakiś czas temu byłam na niego wkurzona, ale człowiekowi po alkoholu humor powraca. No bynajmniej mi. Obijając się o ściany wspięłam się na piętro i dotarłam do sypialni starszego wampira. Nie pukałam, po prostu wtargnęłam na jego teren. W środku panował mrok, jedynym oświetleniem był lekki blask księżyca, który przedostawał się przez niezasłonięte okna.  Dostrzegłam Alexa na balkonie. Widziałam jego plecy i kawałek profilu. Wyglądał jak posąg, boski posąg. Naturalnie blada skóra pod wpływem światła księżyca stała się biała i idealnie komponowała się z jego czarnymi włosami, ubiorem. Ostre kości policzkowe oraz mięśnie skrywane pod koszulą nadawały mu dzikiego charakteru. Odstawiłam trzymane Brendy na komodę, ruszyłam w jego kierunku prowadzona po niewidzialnym sznurku. Stanęłam przed nim. Obdarował mnie przeszywającym spojrzeniem swoich turkusowych oczu. Wydawał się taki nieosiągalny… Dotknął mojego policzka, poczułam lekki przepływ prądziku. Przez chwilę czułam się normalnie jak bym była na swoim miejscu. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. Stałam i wpatrywałam się w jego hipnotyzujące oczy. Alex zaczął powoli nachylać się do moich ust. Moje tętno lekko przyśpieszyło. W końcu poczułam jego usta na swoich.  Najpierw był delikatny, niepewny, słodki. Nie cofnęłam się, odwzajemniłam pocałunek, a on go pogłębił. Oddałam się mu całkowicie. W sekundę znaleźliśmy się na aksamitnej pościeli.
Jego pocałunki na szyi, dekolcie, brzuchu…
Dłonie prześlizgujące się wzdłuż moich ud, kręgosłupa…
Odwzajemniałam każdą pieszczotę. Czułam się nieziemsko, jak ta jedyna, jak najcenniejszy i najdroższy diament.
                Obudziłam się otulona cienkim, czarnym materiałem i ramionami Alexandra. Wspomnienia minionej nocy wywołały uśmiech na mojej twarzy i przyjemne ciepło na duszy. Podniosłam wzrok do góry, Alex jeszcze spał. Jak najciszej i delikatniej wstałam z łóżka. Założyłam na siebie bieliznę oraz koszulę śpiącego wampira. Zeszłam na dół do kuchni, nastawiłam ekspres do kawy, oparłam o blat i wpatrywałam na widoki za oknem. Gdy ekspres wydał charakterystyczne  pstryknięcie wyjęłam zielony kubek i nalałam gorącego płynu. Uświadomiłam sobie, że zrobiłam coś strasznego. Może i powróciłam jako swoje alter ego, ale nie mam wyłączonych emocji. Przespałam się najpierw z Colinem teraz z Alexem. Mimo wszystko on mnie kocha i to nie jego wina, że powróciłam w gorszej wersji. Muszę mu powiedzieć.  Podnosząc szklankę do ust poczułam dłonie na biodrach. Odstawiłam szkło na blat i powoli odwróciłam się. Alex stał z odsłoniętym torsem w samych spodnich.
-Nie ładnie się tak wymykać.- Na jego twarzy widniał promienny uśmiech. Chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.- Co jest?
-Musimy porozmawiać.
-Za pierwszym razem, gdy się kochaliśmy i gdy rano to powiedziałaś stwierdziłaś, że źle się stało, iż się przespaliśmy, więc wyciągając wnioski musiało się coś stać.
-Myhm.
-Mów. Jestem przecież super wamp, poradzę sobie ze wszystkim! Nawet tobą.- Westchnęłam.
-Chciałam zachować to w tajemnicy, ale po dzisiejszej nocy… Czułam twoją miłość, w twoich pocałunkach, dotyku, spojrzeniu. Muszę być z tobą szczera, chcę być. Nie będę błagać, abyś mi wybaczył. Pytałeś się gdzie byłam poprzedniej nocy, byłam z Colinem. Jak wyszłam z klubu kupiłam alkohol, byłam pijana, ale na trzeźwo myślę, że i tak byłabym zdolna do takiego posunięcia, poszłam do lasu… Przespaliśmy się.
- Jego mina… Wyglądał jak by miał naprawdę zejść z tego świata.

Oczami Alexandra
                Chyba mam omamy słuchowe. Ten wilczek z… z moją Alice?! Moją? Ona jest moja! Zawsze będzie! Ona nie mogła… Tyle przeszliśmy, jesteśmy bratnimi duszami do jasnej cholery.  Walczyliśmy o siebie, umieraliśmy… To nie była Alice! Ona na pewno by tego nie zrobiła. Tak! Ona mnie kocha tak samo jak ja ją. Przecież to wszystko nie mogło być po nic… Zabije tego kundla! To jego wina!
Alex ty idioto myśl! Przecież ona przyznała się do wszystkiego! Czułem jak tracę nad sobą panowanie. Kochała mnie, a teraz tak po prostu z jakimś psem! Moja twarz przybrała morderczy wyraz…

Oczami Alice
                Twarz Alexa zmieniła się z nieobecnej na krwiożerczą. Jego oddech przyśpieszył, widziałam jak się spina na całym ciele.
-Ty… Ty tego nie zrobiłaś.- Wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Zrobiłam.
-Jak śmiesz?! Po tym wszystkim co przeszliśmy!- Wściekł się i to bardzo, czułam to. Zwinął palce w pięść, którą po chwili wbił w ścianę, z której posypał się biały tynk.
-Uspokój się.
-Milcz! Nie masz prawa, jesteśmy bratnimi duszami, jesteś moja, tylko moja! A ty tak po prostu pieprzyłaś się z jakimś tam kundlem! Jesteś zwykła ździrą! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Nigdy więcej nie dam się zmanipulować! Nigdy!
-Ja nie mam prawa?! To wy… - Podeszłam do niego z wrogim spojrzeniem.- Nikt nie stara się zrozumieć jak ja się czuję! Nic nie pamiętam, nie wiem. Wszystko jest mi obce, nie rozumiesz? Ja nawet jeśli chciałabym żeby było jak kiedyś nie potrafię tego zrobić!
-Czyli nie chcesz?
-Przestań!- Owinął swoje palce wokół moich ramion. Miałam wrażenie jak by miał mi je połamać.
-Mylę się? Mylę?- Uderzył moim ciałem o ścianę.
-Jestem kimś nowym, nie mój problem, że kurczowo trzymasz się tego co było. Może i wyglądam jak kiedyś, może i  tak się nazywam, ale nie jestem tą osobą, którą kochałeś!- Warknęłam.
-Ah tak? Czyli jeśli jestem wkurzony mogę robić to co zwykle, a nie robić tak, aby cię nie urazić!- W odpowiednim dla nas tempie Alex złamał nogę od krzesła i wbił mi ją tuż pod sercem. Czułam jak drewno stykało się z narządem.  W oczach stanęły mi łzy. Po raz pierwszy się go bałam.- Boli? Ja to czuję codziennie kiedy na ciebie patrzę, a nie mogę powiedzieć ci, że cię kocham, nie mogę podejść i pocałować cię. Ty masz ciężko? To my zeszliśmy do innego wymiaru, to my narażaliśmy dla ciebie życie. MY!- To bolało, dużo głębiej niż powierzchowna rana na ciele. Jego słowa obiły mi się o duszę. Czy on, aż tak cierpi z mojego powodu? Przecież to… Niemożliwe. Nie to było moim celem, ja po prostu jestem zagubiona. Wszyscy oczekują ode mnie tego czego w chwili obecnej nie potrafię im dać. Zło, aż tak bardzo we mnie narosło?
                Alexandra już dawno nie było w salonie. Ostrożnie wyciągnęłam drewno z ciało, odrzuciłam je na bok. Czułam jak rana się zrasta, a po chwili nie było po niej śladu, acz ból pozostał. Podniosłam się na nogi i skierowałam do swojej sypialni. Ubrałam czyste ubranie. Usiadłam na łóżku dalej myśląc o tym co się ze mną stało. Chciałabym odzyskać wspomnienia, ale przecież to niekoniecznie musi zwrócić dawną mnie. Jestem nową osobą, ale nie chcę w ich oczach być bezduszną istotą. To nie tak… Czasem jest tak, że ciemność, mój wewnętrzny mrok nie jest do okiełznania.
                Do pokoju weszła Eileen. Na jej czole wystąpiła mała zmarszczka, musiała myśleć o czymś intensywnie. Ściągnęła brwi i z podłogi przeniosła wzrok na mnie. Nie pałał entuzjazmem.
-Ty też będziesz mi wytykać jak to jestem teraz beznadziejna?
-Nie. – Spojrzałam na nią podejrzliwie.- TO musi się skończyć.- Prychnęłam.
-I jak chcesz tego dokonać?
-Przejedziemy się gdzieś.- Rzekła tajemniczo powodując, iż się spięłam. Nie miałam najmniejszej ochoty na ‘’przejażdżki integracyjne” dla wampirów, które trzeba naprawić. Nie jestem zabawką, której można wymienić baterie i będzie jak nowa.
-Ani mi się śni.
-Tak myślałam.- Podeszła do mnie, złapała za ręce i z siłą, której nie byłam wstanie się oprzeć, wyprowadziła  na zewnątrz i zapakowała do samochodu, nawet zapięła mnie pasem. – Nie pozwolę żadnej wywłoce tak traktować mojego brata. Żadnej.
-Gdzie masz zamiar mnie wywieść?
-Dowiesz się na miejscu.
-Super. Już nie mogę się doczekać.
-Zobaczymy.-  Z oburzeniem przekręciłam się w fotelu i zaczęłam obojętnie wpatrywać się w widoki za oknem. 


~~~~~~~~~~
Witam moje kochane czytelniczki !
Co nieco się rozpisałam... Ale lubię ten rozdział... I muszę podziękować Angel Madame za rozmowy na facebooku dzięki, którym powstał ten rozdział, no więc DZIĘKUJE ! ;**
 Innym również dziękuję za pokrzepiające komentarze, które są dla mnie ważne, to na prawdę dodaje otuchy i podnosi na duchu! Bez was by tego wszystkiego nie było :D
Nie będę dłużej przynudzać tylko zapraszam do szczerego komentowania...
Pozdrawiam !  <3 <3

PS zapraszam na fanpage, który założyła Angel Madame i którego prowadzę wraz z nią od niedawna: 


Obserwatorzy