Hejka !
Wpadam tylko na chwilkę z nowym rozdziałem !
Troszkę sobie wczoraj pogadałam na fb z moją kochaną pisarką (mam nadzieję, że wiesz, że chodzi o cb ;P ) i tak jakoś natchnęło mnie na pisanie i wyszedł nawet całkiem długi ten rozdział... Dzięki Ci <3 <3 <3 ;**
Pozdrawiam wszystkich innych, którzy tu zaglądają ;**
_____________________________________________
ALEXANDER
Alice całą
drogę do Portland niby się uśmiechała, rozmawiała, ale widziałem, że mimo moich
zapewnień miała nadal jakieś wątpliwości i że na tej rozmowie to się nie
zakończy.
Najwidoczniej cała ta sprawa przytłaczała ją, mimo iż nie
dawała po sobie tego poznać. Była silna, ale ostatnio każdy wymaga od niej
niewyobrażalnie dużo. Jednak mnie najbardziej martwią jej przemyślenia odnośnie
nas. Nie rozumiałem zbytnio co może być w tym niejasne. Kocham ją. Dlaczego? To
proste, ona jest tą jedyną. Nie kocham ją tylko dlatego, że jest mi
przeznaczona. Uwielbiam jej piękny uśmiech, który gości na jej twarzy coraz
rzadziej. Pięknymi, zielonym oczami potrafi wymusić na mnie wszystko, a
najpiękniejsze jest jej wnętrze. Współczucie, chęć bycia samodzielną… Jest
cudowna. I na tym sprawa się kończy.
Wlokłem się przez ten świat bardzo długo. W niektórych
momentach mojej egzystencji nie widziałem sensu w istnieniu wampirów, w ich
życiach. Teraz to się zmieniło. Każdy podąża nakreśloną drogą, zmierza do
swojego przeznaczenia. Ale zawsze są dwa wyjścia.
Skręcisz w prawo umrzesz. Skręcisz w lewo… Czeka cię nowa
rzeczywistość.
Przed nami rysowały
się budynki miasta. Portland. Miasta, w którym jest mnóstwo wampirów i mają one
tam niemal królewskie życie. I niestety nie zostawiłem w nim po sobie dobrego
śladu. Wiele kobiet ze złamanymi sercami. Mężczyźni z urażoną dumą i to
wszystko są wampiry. Sześć lat wyłączonych emocji spędziłem tutaj, z dala od
siostry, z dala od czucia czegokolwiek.
-Już jesteśmy?- Alice spytała ziewając.- Chyba trochę
przysnęłam.
-Więcej snu ci nie zaszkodzi. Gdzie mieszka ten anioł?- Al
wyciągnęła z kieszeni zmiętą kartkę i przeczytała powoli adres.
Przejeżdżałem ładnymi i zadbanymi uliczkami do tej części
miasta, w której znajdują się osiedla domów jednorodzinnych.
Wszystkie były białe i posiadały przed sobą czyste i
nienaganne trawniki.
-Iście anielska okolica.- Szepnąłem.
-Bardzo zabawne.- Alice pacnęła mnie w ramię. Odliczaliśmy
numery domów, aż w końcu trafiliśmy na odpowiedni. Zatrzymałem samochód, chwilę
posiedzieliśmy po czym jako pierwszy wysiadłem, zmuszając Alice do podążenia za
mną. Moja ukochana niepewnie zadzwoniła w srebrny dzwonek.
ALICE
Drzwi
otworzył nam wysoki szatyn o brązowych oczach. Był dość dobrze zbudowany i na
pierwszy rzut oka mógł mieć ze dwadzieścia pięć lat. Jego wzrok od razu
powędrował w moją stronę, a na twarz wstąpił mu szeroki uśmiech.
-Alice zapewne? Podopieczna Anariela? Dużo dobrego o tobie
słyszałem. Cieszę się, że mogę cię poznać.- Uścisnęliśmy sobie ręce po czym
anioł przeniósł wzrok na Alexa i jego uśmiech znikną.
-Ty…-Wysyczał Joseph prosto w twarz wampira. Poczułam lekkie
mrowienie w dłoniach. Czułam jak moja moc budzi się i przepływa przeze mnie
gotowa wyskoczyć i zasłonić Alexa. Nie zdążyłam zareagować, a mężczyźni
szarpali się przed domem co nie uszło uwadze kilku dzieciaków.- To przez ciebie
Grace omal zginęła, a ja upadłem!- Jego ciało drżało.
-Przestańcie!- Krzyknęłam równo z kobietą o blond włosach i
niebieskich oczach, Grace. Obaj panowie posłali sobie groźne spojrzenia i
stanęli naprzeciw nas.
-O co tu chodzi?
-Dołączam się do pytania?- W stronę anioła powędrowało
ironiczne spojrzenie od Alexa.
-On prawie zabił Grace!
-Ja?! Aaa już wiem. To było w tedy kiedy nie byłem sobą.
Miałem wyłączone emocje. Twój anielski sonar tego nie wykrył?- Posłałam mu
mordercze spojrzenie.
-No już nie patrz tak na mnie. Przepraszam piękną panią, że
targnąłem się na jej życie. To się nie powtórzy.- Zwróciła się do Grace.
-Josephie to już przeszłość, nie warto tego roztrząsać.
-Jak uważasz. W takim
razie wejdźcie do środka.
Dom w
środku był jasny, przestronny i ciepły. W powietrzu unosiły się kuszące zapachy
jakichś potraw. Na ścianach wysiały liczne złote ramki ze zdjęciami Grace,
Josepha oraz innych osób. W marmurowym kominku tlił się ogień. Nie chciałam się
rozklejać, ale tu panowała tak rodzinna atmosfera, że przypominało mi to mój
dom i przybraną rodzinę. Zacisnęłam powieki, potrząsnęłam głową odganiając
napływające łzy. Odwróciłam się do nich tyłem i udawałam, że nadal oglądam
fotografie.
-Zjecie z nami obiat?- Spytała pani domu. Niekontrolowanie
skrzywiłam się i uświadomiłam jak dawno coś ‘’jadłam”.
-Jedzenie na pewno jest pyszne, ale my musimy zjeść coś
bardziej konkretnego dla nas.
-Och, oczywiście.- Chwyciłam Alexa za rękę i wymownie
pociągnęłam go do wyjścia.- Jak wrócicie to się rozpakujecie i w tedy
porozmawiamy.
-Na pewno!- Krzyknęłam na odchodne.- Domyślam się, że znasz
w tym mieście miejsce, w którym można bez problemu zjeść ciepły posiłek.
-Ciepły posiłek? Nie wolisz woreczków?
-Nie.
-A co z regułą, że nie można krzywdzić niewinnych osób?-
Złapałam go za dłonie i stanęłam naprzeciw niego. Westchnęłam.
-Po tym jak odzyskałam wspomnienia, odzyskałam też siebie,
ale pewne rzeczy… Mój punkt widzenia na niektóre sprawy zmienił się. Ja mimo
wszystko się zmieniłam i niektóre przyzwyczajenia z tamtego okresu pozostały
mi. To się tyczy picia krwi. Nie przeszkadza mi teraz picie z żyły i
zauważyłam, że głód jest teraz dużo większy i bardziej go odczuwam.
-Okej, rozumiem. Głód mógł ci się zwiększyć ponieważ twój
organizm przyzwyczaił się do dużej ilości świeżej krwi. Kiedyś tyle nie piłaś
no i była to krew z woreczków.
-Cieszę się, że mnie nie potępiłeś.- Zaśmiałam się i dałam
mu kuksańca w bok.
-Chciałabyś. Mi było ciężko wytrzymać na woreczkach, ale dla
ciebie i mojej wstrzemięźliwej siostrzyczki zrobię wszystko.
-Więc prowadź.
Alex
oprowadził mnie po wielu barach, restauracjach, klubach. Byłam zaskoczona
żywotnością tego miasta. Wieczorem, nawet w bocznych uliczkach, tętniło życie.
Imprezy wylewały się z budynków na ulice. Wszędzie było kolorowo, głośno i
tanecznie. Nie uszło mojej uwadze, że na około nas było pełno wampirów, którzy
o dziwo nie kryli się z tym kim są. Było wspaniale. Ja, Alex, muzyka i dobra
zabawa no i krew. To było zadziwiające doznanie. Bawiłam się świetnie i muszę
przyznać, że brakowało mi takiej odskoczni od problemów. Mieliśmy chwilę tylko
dla siebie.
Z ulicznych
wojaży wróciliśmy około trzeciej w nocy. Przekraczając próg ledwo
powstrzymaliśmy się od trwających żartów i śmiechów.
Wraz z jedną walizką wtoczyliśmy się do jakiegoś pokoju,
który o dziwo okazał się wolną sypialnią z przygotowaną świeżą pościelą.
Błyskawicznie wyciągnęłam kosmetyczkę i zajęłam niedużą łazienkę.
Wzięłam szybki prysznic, wyszłam z kabiny i zorientowałam się, że nie mam
piżamy. Wystawiłam samą głowę za drzwi.
-Aleeex…- Szepnęłam błagalnym głosem przeciągając sylaby.
-Słucham?
-Dałbyś mi swoją koszulę, bo zapomniałam piżamy?- Wampir
wyjął z walizki ciemnogranatową koszulę i podał mi ją. Założyłam na siebie
świeżą bieliznę i wypożyczoną koszulę, która sięgała mi do kolan. Rękawy
musiałam podciągnąć, bo mogłabym się o nie potknąć. Gdy wyłoniłam się w całej
okazałości z łazienki do moich uszu doleciało ciche gwizdnięcie.
-Do twarzy ci w mojej koszuli.- Pociągnął mnie za rękę tak,
że upadłam na niego. Wsparłam się na jego torsie i zakosztowałam jego ust.- A
to za co?
-Za całokształt.- Cmoknęłam go jeszcze raz i położyłam się
obok by patrzeć jak znika w brązowej łazience. Za nim Alex wrócił usnęłam.
~*~
Poranek był
pochmurny, acz bezdeszczowy. Przeciągnęłam się leniwie i podniosłam do pozycji
siedzącej. Został przywitana długim pocałunkiem.
-Dzień dobry piękna.
-Mogłabym się budzić tak codziennie.- Parsknął.
-Głodna?
-W sumie to nie.
-To dobrze bo nie ma raczej na to czasu. Joseph zaglądał tu
rano…
-Rano? Która jest godzina?
-Jedenasta.
-Aha.- Spuściłam stopy na drewnianą podłogę i wstałam. Nie
chciałam kończyć tej błogiej sielanki, ale czas wziąć się do pracy. Założyłam
jeansy i czarny sweter po czym wraz z Alexem, który był już ubrany, zeszłam na
półpiętro. W salonie na kanapie siedziała tylko Grace.
-Witajcie. Joseph czeka na ciebie w ogrodzie.- Wskazała
głową szklane drzwi tarasowe. Ruszyłam by dołączyć do anioła.- Tylko na nią
czeka.- Zwróciła się do Alexandra.
-Zostanę.- Pokiwałam głową i wyszłam na zewnątrz. Ogród miał
równo przystrzyżoną trawę i wiele kolorowych kwiatów. Joseph siedział na
drewnianej ławce pod brzozą.
-Witaj Alice.
-Podobno czekasz na mnie?
-Tak. Nie będziemy owijać w bawełnę i przejedźmy od razu do
sedna sprawy. Na początek chciałbym wiedzieć ile już umiesz?
-Niewiele. Umiem widzieć aury, a ostatnio gdy zaatakował nas
jeden wampir moje ręce zaczęły świecić na błękitno. Byłam w stanie zabić go
poprzez dotyk.- Joseph uśmiechnął się, a jego ręce zaczęły pulsować takim
światłem jak moje dzień wcześniej.
-W takim razie musisz się jeszcze wiele nauczyć moja droga.