Zapraszam do czytania i komentowania, liczę na dużo, długich i szczerych opinii ;P :D
PS zapraszam na swiat-ze-zwiastunow.blogspot.com gdzie podjęłam staż jako BlueEyes. Zachęcam do składania zamówień nie koniecznie u mnie ;)
Całusy moi kochani i wierni czytelnicy ;******** Kocham was i przepraszam za przerwy, już niedługo wszędzie je nadrobię <3
~~~~
ALICE
Dotarliśmy
do rezydencji w pośpiechu. Cała adrenalina, która we mnie krążyła uszła.
Poczułam niewiarygodne zmęczenie i gdyby nie to, iż jestem w jakiejś części
wampirem, zemdlałabym. Usiadłam na kanapie, a Alex, który do tej pory milczał,
nalał nam w szklanki jakiegoś trunku. Wzięłam jeden duży haust alkoholu i
przeniosłam wzrok na wampira, który siedział obok i wpatrywał się we mnie
pytająco. On, w porównaniu do mnie, nie wiedział kompletnie nic z tego co się
ze mną dzieje.
-Jestem po części aniołem, a to był fragment moich mocy.
Stało się to po tym jak ożyłam. Najwyższa Rada dała mi zadanie bym zniszczyła
nadchodzące zło. I nie, nie wiem na ile mnie stać. Wiem, że mogę widzieć aury
istot żyjących i jak widziałeś zabijać za pomocą dotyku, co jest przerażające.- Powiedziałam na jednym wdechu.
-O co chodzi z tym „nadchodzącym złem”?
-Wiem tylko tyle, że mrok powstaje i na jego czele
najprawdopodobniej stoi Pierwotny wampir.
-Ciekawe który.
-Jak to?
-To nieważne.
-Alex.- Wampir przekręcił oczami po czym westchnął.
-Pierwotnych jest więcej. Do tej pory poznałem trzech, żaden
z nich nie jest wyjątkowo sympatyczny. Okej, co teraz będzie?
-Nie wiem. Ta cholerna rada nic mi nie powiedziała! Ah tak
zapomniałam, mówili że dojdę do tego samodzielnie!- Warknęłam gwałtownie
podrywając się z siedzenia.
-Alice.
-Ty to powiedziałeś?
-Alice, to ja Anariel.
-Niby co?
-Już nic. Pominęłam ci fragment wątku z moim Aniołem
Stróżem, Anarielem. Od czasu do czasu pomaga mi.
-Jest tu?
-Mhm.
-Jestem w twoim
umyśle, aniele. Przynieś jakąś kartkę.
-Alexie przynieś mi szybko kawałek papieru i długopis.-
Zakomenderowałam, a Alex zniknął na sekundę by wrócić z tym o co go prosiłam.-
Dzięki.
-Podam Ci adres.
-Czyj?- Spytałam w
myślach.
-Mojego przyjaciela,
nazywa się Joseph i jest upadłym aniołem.- Przełknęłam ślinę.
-Upadłym? Czy to
przypadkiem nie są ci źli?!
-Upadły nie oznacza
zły. Upadł ponieważ zakochał się w śmiertelniczce, którą odratował przed
śmiercią. Ona odwzajemniła to uczucie. Mniejsza o to, jedź do niego, a on
pomoże ci rozwinąć twoje moce, kontrolować je oraz umiejętnie manewrować twoją
energią. Moce aniołów są niewyobrażalnie silne, nawet dla mieszańca anioła i
innych dwóch silnych ras operowanie nią może okazać się zbyt wyczerpujące.
-Dziękuję.
-Nie mogę być przy
tobie cieleśnie, ale bynajmniej mogę Ci pomóc tak. Tak bardzo chciałbym…
-Nie! Nie waż się dla
mnie spadać z piedestału!
-Łatwo ci powiedzieć.
Czasem dzieje się to instynktownie, ale staram się aniele.
-Nie zasłużyłam na takie
miano. To ty jesteś aniołem, a ja jakimś mieszanym popychadłem Rady.
-Och nie… Nie
rozumiesz jeszcze wiele rzeczy. Szanuj to, że mas przy sobie osoby, które cię
kochają.
-I ciebie.
-W pewnym sensie tak. Pisz: 9100 Wilshire Blvd, Ste 725E , Portland .
-Jeszcze raz dziękuję.
-Nie masz za co.-
Ocknęłam się z ‘’transu’’ z uśmiechem na twarzy. Ten adres był dla mnie szansą
na przygotowanie się do nadchodzącej przyszłości, wojny. Tę perspektywę należy
zacząć brać na serio. Spojrzałam na mojego chłopaka. Jak to przyziemnie brzmi w
porównaniu do naszego życia.
-Ruszamy w drogę.- Zamachałam kartką przed jego twarzą.
-Portland.- Mruknął sam do siebie.
-Jakiś problem?
-Nie.- Uciął. Wzruszyłam ramionami i pobiegłam do sypialni.
Wyciągnęłam czarną walizkę spod łóżka wampira i zaczęłam pośpiesznie nas
pakować. Wrzuciłam kilka ubrań i najpotrzebniejsze kosmetyki. Po kilku minutach
byliśmy gotowi do drogi. Przy drzwiach zatrzymała nas Eileen.
-A wy dokąd?
-Ważna sprawa w Portland. Wyjaśnię Ci później, teraz nie
mamy czasu. Proszę dzwoń do nas jeśli zacznie dziać się coś dziwnego tutaj, ok.?
-Jasne.
-Gdzie podziała się w ogóle Lilith? – Pozostała dwójka
wzruszyła tylko ramionami. Nie czekając na więcej wyjaśnień zapakowaliśmy się
do jaguara Alexandra i ruszyliśmy w drogę.
Samochód
sunął po drodze z zawrotną prędkością. Las za oknami stał się zielono brązową
smugą, a mijane auta nieruchomymi plamami. Powtarzałam sobie w myślach, że
jesteśmy nieśmiertelni i nic nam nie może się stać. Mimo to ściskałam krawędzie
siedzenia palcami tak, że paznokcie bez problemu przebijały się przez ciemny
materiał i zanurzały się w miękkiej gąbce.
Portland oddalone było od naszego miasteczka o jakieś osiem
do dziewięciu godzin jazdy. No może z Alexem za kierownicą czas przejazdu
skróci się do siedmiu. Wiedziałam co nas czeka na końcu trasy i po powrocie,
jednak wydawało się to teraz odległe, poza nami. W tej chwili byłam zamknięta w
jednym samochodzie wraz z wampirem, którego, jak sobie uświadomiłam, prawie
wcale nie znałam. Kompletnie nic o nim nie wiedziałam, a on o mnie. To było
smutne, że łączy nas tylko zlepek tragicznych wydarzeń i niekończący się pech. Jakim
cudem mogliśmy się tak kochać i tak nieskrępowanie czuć się we wzajemnym
towarzystwie?
-Coś cię trapi.- Stwierdzenie mojego partnera wyrwało mnie z
myśli.
-W sumie to nic takiego.
-Opowiedz mi.
-Jesteśmy ze sobą, a praktycznie nic o sobie nie wiemy co
czyni nas obcymi dla siebie osobami. Łączy nas tylko wiszący nad nami pech.
Moja przemiana, moja śmierć, moje powstanie z grobu, teraz to.
-Mam pomysł pograjmy w dwadzieścia pytań, co?
-To nie o to chodzi.- Alex przybrał zmartwioną minę, zwolnił
i zjechał na pobocze. Bez zastanowienia otworzyłam drzwi i wysiadłam. Nawet nie
wiedziałam kiedy ten czas zleciał, a niebo przybrało granatowy odcień. Alex
stanął przede mną z lekko zmartwioną miną.
-Więc co? Sadzisz, że nasza miłość jest sztuczna? Że tak
naprawdę TO nie ma prawa bytu? Bo niby nie spędziłem z tobą dziesięciu lat, nie
wiem czy słodzisz trzy czy dwie łyżeczki? Nie Alice. Najważniejsze jest to co
czujemy w sercu, to jak nasze ciała, dusze reagują na mnie czy ciebie. Nie
chodzi o doświadczenie, czas, liczy się to jak bardzo się kochamy.
-Alex, ale ja mam dopiero osiemnaście lat! Powinnam przeżyć
zwykłe zakochanie w zwykłym chłopaku tak jak przystało na zwykłą dziewczynę!
-Ale ty jesteś wyjątkowa, piękna.- Zaczesał palcami kosmyki
moich włosów za ucho, posyłając pocieszające spojrzenie.
- Wiem, że nie jestem idealnym kandydatem na chłopaka. Wiem,
że istnieją tysiące powodów dla których jestem dla ciebie nieodpowiedni. Wiem,
że to wszystko dzieje się przeze mnie i wiem, że nie istnieje sposób,
przeprosiny by ci to wszystko wynagrodzić, ale jestem. I zawszę będę przy tobie
bo cię kocham. Nad życie. Na wieczność, ponieważ taka miłość nigdy nie umiera.
-I ja ciebie też.